Sport

Niesamowita walka i piękne zwycięstwo. Śląsk zdobył twierdzę Gliwice!

2020-10-31, Autor: Bartosz Królikowski

To był niezwykle wyrównany i emocjonujący mecz, ale WKS znów pokazał wielki charakter. Koszykarze Śląska Wrocław pokonali na wyjeździe GTK Gliwice 91:85, zostając pierwszą w tym sezonie drużyną, która wygrała na gliwickim parkiecie

Reklama

Przed kilkoma dniami koszykarze Śląska powrócili do gry po ponad trzytygodniowej przerwie spowodowanej zakażeniami koronawirusem. Ich forma była sporą niewiadomą, a jeszcze na dodatek kontuzji doznali Garrett Nevels oraz Maksymilian Zagórski. Wrocławianie mimo to postawili piekielnie trudne warunki Pszczółce Startowi Lublin na ich parkiecie, gdzie lublinianie jeszcze nie doznali porażki w tym sezonie, przegrywając tylko 76:79. WKS miał swoje wzloty i upadki. Potrafili nawet prowadzić 13 punktami, głównie dzięki znakomitemu Strahinji Jovanoviciowi (29 pkt). Na pewno był to znacznie lepszy występ niż zasadniczo można się było spodziewać, bo choć jak wspomniałem forma zespołu była, i dalej jest, niewiadomą, to na pewno ten mecz był dobrym sygnałem pomimo porażki. Zwłaszcza że kolejni rywale Śląska, GTK Gliwice, również nie przegrali jeszcze na własnym parkiecie. WKS stanął więc przed kolejnym niezwykle trudnym zadaniem tuż po długiej przerwie, ale być może czasem najlepsza po takich kłopotach jest terapia szokowa. W składzie wciąż nie było jednak Zagórskiego oraz Nevelsa.

Od początku spotkania zanosiło się na bardzo intensywny oraz wyrównany mecz. Tempo było wysokie, nawet jak na mecz koszykówki, choć skuteczność mogła być lepsza. Śląskowi sporo problemów sprawiał Terry Henderson Jr, który już w pierwszych minutach trafił dwie trójki. WKS tak zdecydowanego lidera nie miał, ale w pierwszej kwarcie niemalże każdy z przebywających na boisku koszykarzy potrafił coś dodać od siebie do dorobku punktowego. Tym czego z kolei żadna z drużyn nie potrafiła, było zbudowanie sobie sporej przewagi punktowej. Największa jakiej przez całą kwartę nr 1 uświadczyliśmy, to czteropunktowa na korzyść gospodarzy. W końcowych minutach kwarty kilka dobrych akcji zaprezentował młody Kacper Gordon, ale dzięki dobrej postawie Daniela Gołębiowskiego to GTK minimalnie wygrało ją 23:22.

W drugiej kwarcie do „punktowej” roboty zdecydowanie wziął się Ivan Ramljak, który wykorzystywał do tego rzuty wolne, świetnie przez siebie wywalczane. Przez ponad połowę kwarty rzucił większość punktów dla Śląska, co podkreślił tylko ładną akcją z wjazdem pod kosz. Ogólnie jednak zarówno jemu, jak i całej drużynie brakowało skuteczności zza łuku, bo przez pół meczu wrocławianie trafili tylko dwie z dziesięciu trójek. Na ich szczęście gliwiczanie dużo lepsi nie byli (4/14). Wynik cały czas był niczym w klinczu. Jedni i drudzy trzymali się bardzo blisko i za nic nie chcieli puścić. WKS podobnie jak jego rywale nie prezentowali się wybitnie ani w defensywie, ani w ofensywie, ale nawet mimo to byliśmy świadkami widowiska na dobrym poziomie. Wynik po dwóch kwartach? Remisowy jak cały dotychczasowy mecz, 39:39. Warto odnotować z kolei, że na boisku Energa Basket Ligi pojawił się po raz pierwszy w sezonie, a zarazem w karierze, utalentowany Kacper Marchewka.

Praktycznie w każdym spotkaniu przychodzi moment, gdy Elijah Stewart bierze piłkę i trafia trójki. Czasami więcej, czasami mniej, ale mecz bez trójek Amerykanina to nie mecz. Tym razem nie wyrównał swojego osiągnięcia z tego sezonu, gdy trafił cztery rzuty zza łuku z rzędu w krótkim czasie, ale dwoma również nikt nie pogardzi. Zwłaszcza że po drugiej stronie dłużny nie pozostawał Henderson Jr. Punkty Stewarta pozwoliły jednak Śląskowi po raz pierwszy od dawna wyjść na prowadzenie wyższe niż jednopunktowe, ale gospodarze nie mieli zamiaru oddać pola. Kilka dobrych akcji w końcówce, podkreślonych trójką wspomnianego już Hendersona Jr wprowadziły nieco zamieszania w szeregi WKS-u i pozwoliły GTK wyjść przed ostatnią kwartą na prowadzenie 66:63.

Na co jak na co, ale na emocje w tym meczu nie dało się narzekać. Brakowało tylko kibiców, którzy zadbaliby o odpowiednią atmosferę. Ale i bez tego obydwu zespołom nie brakowało motywacji. Nawet Akos Keller trafił za trzy, co akurat Węgrowi nie zdarza się zbyt często. GTK wyszło w pewnym momencie na prowadzenie 76:70, a krótko po tym Śląsk odmienił wynik na 77:76 dla wrocławian. Ostatnie dwie minuty miały zadecydować o wszystkim. Na półtorej minuty przed końcem Daniel Gołębiowski trafił trójkę i wyprowadził GTK na czteropunktowe prowadzenie. Niedługo później tym samym odpowiedział Strahinja Jovanović, a dzięki celnemu rzutowi Olka Dziewy na 26 sekund przed końcem to Śląsk prowadził 86:85. Piłkę mieli jednak gospodarze.

Śląskowi udało się jednak przechwycić piłkę, prowokując faul Jordona Varnado. Teraz to oni mieli wszystko w swoich rękach. Na dziesięć sekund przed końcem faul niesportowy popełnił Henderson Jr. Ten który był absolutnym liderem GTK przez cały mecz, zawiódł w kluczowym momencie, bo oprócz rzutów wolnych, WKS dostał jeszcze po nich piłkę do ręki. Bohaterem okazał się Strahinja Jovanović, który najpierw wykorzystał obaw wolne, a potem wywalczył kolejne, również wykorzystane. Zdenerwowani gospodarze, którzy nie mieli już praktycznie szans sfaulowali jeszcze Ivana Ramljaka, a ten dobił ich, ustalając wynik meczu na 91:85.

Ależ to była wojna! Gdyby porównać to do biegu sprinterskiego, to niemal cały czas łeb w łeb, ciało w ciało, stopa w stopę. Nie było takiego fragmentu, aby ktokolwiek odskoczył na więcej niż 6 punktów. Na szczęście dla Śląska tym razem była to wojna wygrana. Wrocławianie po raz kolejny w tym sezonie pokazali, że czego jak czego, ale charakteru to temu zespołowi nie zabraknie i kibice mogą być spokojni. Ich postawa w defensywie mogła być o wiele lepsza, ale ofensywa zrobiła świetną robotę. Przyzwoita 52% skuteczność rzutów z gry, no i te rzuty wolne. Nie dość, że WKS znakomicie je zdobywał, bo mieli ich aż 26, to jeszcze świetnie egzekwował, bo łącznie wpadło z nich aż 23. Indywidualne znów spore pochwały dla Jovanovicia, który nie tylko zdobył najwięcej punktów w zespole (22), ale zdobył najważniejsze punkty w samej końcówce, wywalczając chociażby decydujący faul niesportowy. Jednak każdy kto pojawił się dziś na parkiecie dał coś od siebie, a warto zaznaczyć, że w dłuższym wymiarze czasowym trener Vidin skorzystał tylko z siedmiu zawodników.

Śląsk jako pierwszy w sezonie pokonał GTK na ich terenie i z wysoko podniesionym czołem może kroczyć ku kolejnym meczom. Następne spotkanie zagrają już we wtorek 3 listopada o 17:30 na wyjeździe z HydroTruckiem Radom.

GTK Gliwice – WKS Śląsk Wrocław 85:91 (23:22, 16:17, 27:24, 19:28)

GTK: Rhett 11, Perkins 12, Henderson Jr 24, Gołębiowski 13, Varnado 16 oraz Szlachetka 2, Heliński 0, Majewski 0, Radwański 2, Chodukiewicz 0, Diduszko 5

Śląsk: Stewart 12, Dziewa 14, Jovanović 22, Gabiński 11, Ramljak 16 oraz Keller 13, Gordon 3, Wójcik 0, Tomczak 0, Żeleźniak 0, Marchewka 0

Oceń publikację: + 1 + 10 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1913