Nie przegap

Senat to nie izba poobiedniej drzemki

2023-09-27, Autor: Arkadiusz Franas

- PiS i PO nie szanują wyborców drugiej strony i nie dopuszczają między sobą żadnej płaszczyzny porozumienia. My przede wszystkim, szanujemy wszystkich wyborców, nie „brzydzimy się nimi”. Dlaczego ludzie zagłosowali na Barbarę Zdrojewską? Bo to był kolejny plemienny plebiscyt z serii kto jest przeciw PiS-owi. Wybieramy szyld, a nie człowieka mającego jakieś pomysły czy plany. No i nazwisko. We Wrocławiu ono nadal dużo znaczy, jako żona swego męża, legendarnego prezydenta Wrocławia, którego zresztą bardzo cenię – mówi Jerzy Michalak, kandydat Bezpartyjnych Samorządowców do Senatu.

Reklama

Z Jerzym Michalakiem, kandydatem Bezpartyjnych Samorządowców w okręgu nr 8 rozmawia Arkadiusz Franas.


Niedawno usłyszałem, że chce Pan być senatorem, który będzie zajmował się sprawami lokalnymi – Stabłowic, Leśnicy. Czy to możliwe, żeby senator, przepraszam za wyrażenie, z prowincji zajmował się sprawami tej prowincji? A nie sprawami wielkimi?

Powiedziałem, że rzeczywiście senator ma swoje obowiązki do wykonywania. Izba wyższa musi opiniować ustawy, które przychodzą z Sejmu, wyrażać swoje zdanie w tej sprawie, być taką izbą refleksji. Ale coraz częściej jest także izbą drzemki poobiedniej. Tego wolałbym nie robić. Stąd moja deklaracja aktywnego uczestniczenia w życiu mojego okręgu wyborczego. W rozwiązywanie problemów tych, którzy mnie wybierają. To może się wydawać niektórym trochę dziwne, że wielki senator ma się zajmować na przykład poprawą drogi wylotowej z Wrocławia albo komunikacją na osiedlach, czy zbieganiem o środki na wyminę pieców-kopciuchów. A ja uważam, że powinien to robić. Bo Senat na który wydajemy sto osiemdziesiąt milionów złotych corocznie jest zbyt drogą „zabawką”, żeby senatorzy zajmowali się tylko tym, o czym powiedziałem w pierwszych zdaniach.

To może inaczej, czy Senat jest w ogóle potrzebny?

To jest rzeczywiście kwestia większej dyskusji i faktycznie jestem sceptyczny co do tego, czy w takiej formie funkcjonujący Senat to jest w ogóle instytucja potrzebna. My mówiliśmy już w różnych momentach, a mówię my, czyli ludzie związani z samorządem, że jeśli Senat ma funkcjonować jako druga, aktywna izba, a nie być tylko jakimś takim miejscem do kolejnej polemiki nad tym samym co w Sejmie. Niech Senat będzie izbą samorządową, której skład stanowiliby np. częściowo prezydenci największych miast, a częściowo osoby wybierane. To jest wszystko kwestia do dyskusji, ale rzeczywiście w tej formule Senat przeżywa swój regres. Pamiętamy, dlaczego ten Senat powstawał w 1989 roku. To do niego wtedy przeprowadzono pierwsze wolne wybory, w wyniku których 99 senatorów pochodziło z Komitetów Obywatelskich. Ale to już było, a obecny kształt Izby Wyższej na pewno wymaga przemodelowania.

No właśnie, gdy Państwo ogłaszali chęć startu w obecnej kampanii wyborczej, to Bezpartyjni Samorządowcy wspominali o konieczności zmiany ordynacji wyborczej. Co trzeba zmienić, żeby Bezpartyjni nie musieli zakładać partii, jak to ostatecznie wydarzyło się w państwa przypadku?

Używając terminologii sportowej, po prostu nie chcieliśmy brać udział w wyścigu na boso, gdy pozostali startują w nowoczesnych butach sportowych. Nie wdając się w szczegóły, w obecnym systemie partiom jest o wiele łatwiej. My założyliśmy partię czysto techniczna, należy do niej kilkanaście osób, a większość naszych kandydatów jest bezpartyjna. Włącznie ze mną. Bezpartyjni Samorządowcy to federacja stowarzyszeń samorządów, przedsiębiorców, lekarzy, prawników i innych osób działających w samorządach. Na pewno cały system wyborczy należy uprościć, bo większość z nas nie orientuje się, jakie mechanizmy prowadzą do wyłonienia zwycięzców z poszczególnych list wyborczych. Z drugie strony idealnym systemem nie są wybory jednomandatowe we wszystkich okręgach. Według mnie najlepszy będzie model mieszany, jednak z przewagą prostego systemu większościowego. Obecna ordynacja, w tym właśnie jest najgorsza, że preferuje ludzi pokornych, czyli takich, których liderzy partyjni uznają za najlepszych, by byli wysoko na listach wyborczych. Nie głosujemy więc de facto na ludzi, a na szyldy partyjne. To nie jest dobre, bo blokuje ludzi dynamicznych, mających świeże spojrzenia, ale niekoniecznie lubianych przez wodzów.

To od teorii do praktyki. Czym się różnią Bezpartyjni Samorządowcy od PO czy PiS?

Wychodzimy poza prosty schemat myślenia: przyjaciel-wróg. PiS i PO mówią „tylko my, byle nie oni, ci drudzy. To my będziemy sobie dobierać koalicjantów, ale nie ma szans, by ci drudzy mogli tym koalicjantem się stać”. A najgorsze, że nie szanują wyborców drugiej strony i nie dopuszczają między sobą żadnej płaszczyzny porozumienia. My przede wszystkim, szanujemy wszystkich wyborców, nie „brzydzimy się nimi”. Stawiamy na porozumienie. Uważamy, że zawsze są tematy, które mogą nas połączyć z innymi. Tak jest na przykład ze służbą zdrowia czy szkolnictwem. Tu musi zaistnieć współpraca. Nie używamy górnolotnych określeń typu działania ponad podziałami. Nie, chodzi o zwykłą, normalną merytoryczną współpracę. My już wiemy, że można współpracować i z tymi, i z tymi. Czego najlepszym przykładem jest koalicja z PiS na Dolnym Śląsku czy z PO w Lubuskim. My to już umiemy.

Uważa Pan, że w Polsce jest jeszcze miejsce dla takich dwóch olbrzymich partii, których liderzy są w naszej polityce od upadku PRL-u? Czy ten system partyjny powinien pójść w trochę inną stronę?

Chyba właśnie ten czas się kończy. Sondaże pokazują, że wyniki tych pozostałych ugrupowań rosną. Oczywiście, my jeszcze kilkanaście dni temu byliśmy pomijani w tych badaniach, ale tych głosów poparcia, po zarejestrowaniu komitetu ogólnopolskiego, nam szybko przybywa. Czyli to jest doskonały przykład na to, że ludzie szukają nowych rozwiązań. Że są zmęczeni tymi dwoma partiami i ich liderami, którzy na lata zdominowali naszą scenę polityczną. A zwłaszcza ich wieczną kłótnią stającą się coraz bardziej bezwzględną. Zresztą ten trwały podział udziela się części naszych rodaków. Problem w tym, że ci liderzy zaślepieni wzajemnym obrzucaniem się błotem, już dawno zapomnieli, co powinni robić. A ludzie po prostu czekają, aby ktoś wreszcie rozwiązał ich najważniejsze problemy związane właśnie z infrastrukturą, edukacją czy służbą zdrowia.

To może wystarczy wymiana liderów w PO i PiS?

Ale na kogo? Wspomniany system partyjny powoduje, że za jednym i drugim panem wyrosły tylko ich klony. Też poświęcające energię na wzajemne wyniszczenie, a nie rozwiązanie konkretnych problemów Polaków. A Bezpartyjni Samorządowcy, wywodzący się właśnie z samorządów, doskonale wiedzą, czego ludzie w miastach, miasteczkach i wsiach potrzebują. Bo my te problemy rozwiązujemy każdego dnia od dawna ulepszając komunikację, służbę zdrowia czy inne sfery życia.

Czyli uważa Pan, że w Polsce duopol, system dwupartyjny, się nie sprawdził?

Właśnie dlatego, że wbrew pozorom klasyczne systemy dwupartyjne, jak w USA czy Wielkiej Brytanii, zakładają też możliwości współpracy, czego u nas nie ma. Proszę spojrzeć choćby na Stany Zjednoczone. Każda z dwóch wielkich partii zawiera w sobie wiele nurtów, które łączą się na wybory. W czasie poza ścisłą kampanią politycy są w stanie kontynuować pewne zadania rozpoczęte przez poprzedników. Zwłaszcza w dziedzinie obronności czy polityki zagranicznej. Poprzedni prezydent, republikański, zaczął budować mur na granicy z Meksykiem, ale jego następca, demokrata, nie zaprzestał, choć już tak głośno o tym nie mówi. Dlatego nie ma żadnego porównania między klasycznym systemem dwupartyjnym a naszą jego plemienną odmianą, gdy dwóch wodzów nigdy nie zasiądzie przy jednym ognisku.

To jeżeli już Bezpartyjni Samorządowcy proponują odmienne podejście do władzy, to proszę mi powiedzieć do czego polityka, politycy nie powinni się wtrącać?

Bezpartyjni Samorządowcy celowo od początku odrzucili narrację dotyczącą spraw światopoglądowych. Polityka przeorała bardzo tę naszą dyskusję o aborcji, in vitro czy związkach partnerskich. Nie ma prób szukania jakiś rozwiązań, jakiegoś porozumienia. Tylko z jednej i drugiej strony są rzucane hasła polityczne bez wchodzenia w szczegóły. A to właśnie szczegóły decydują o możliwości porozumienia. Dlatego uważamy, że polityka powinna być daleko od tego. My nie chcemy ludzi oceniać i osądzać. Nie chcemy narzucać Polakom naszego sposobu myślenia. Zwłaszcza, że w ramach Bezpartyjnych Samorządowców współpracują ze sobą ludzie, którzy mają bardzo odmienne spojrzenia na te kwestie. I w żaden sposób nam to nie przeszkadza w realizowaniu kolejnych projektów. Jakże potrzebnych wszystkim ludziom, właśnie bez względu na światopogląd. I dlatego uważamy, że sprawy światopoglądowe nie powinny być rozstrzygane na wiecach partyjnych czy wyborczych.

Jako samorządowiec chce Pan przejść do władzy centralnej. Jaki powinien był podział kompetencji między rządem, państwem a władzą lokalną, samorządową?

Teraz panuje pełzająca centralizacja. Agendy centralne zaczynają zabierać kompetencje samorządom. Z drugiej stron samorządy obciążane są coraz większą liczbą zadań, ale pozbawia się ich pieniędzy na te cele. To jest pomieszanie z poplątaniem i tak nie powinno być. Bezpartyjni opowiadają się za modelem pomocniczości państwa. Wszystko to, co społeczności lokalne mogą wykonać we własnym zakresie, powinno leżeć w ich kompetencjach. Dopiero to, co wymaga współdziałania na terenie całego kraju, jak polityka zagraniczna, sądownictwo, obronność ma należeć do kompetencji państwa.

Wracając do kompetencji Senatu i jego efektywności, jak Pan ocenia z tego puntu widzenia działania pani senator Barbary Zdrojewskiej, z którą będzie Pan walczył o mandat w swoim okręgu?

Przede wszystkim bardzo chciałbym się spotkać z Barbrą Zdrojewską na debacie, ale obawiam się, że do niej nie dojdzie. Pani senator proponuje właśnie taki model sprawowania mandatu, który jest mi zupełnie obcy, czyli senatora drzemiącego. Parlamentarzysty, który pewnie raz na miesiąc jeździ na posiedzenie jakiś komisji a pewnie jeszcze rzadziej na posiedzenie samego Senatu. I to cała praca. Bo innej aktywności u pani Zdrojewskiej nie zauważyłem.

To dlaczego cztery lata temu poparło Barbarę Zdrojewską ponad 120 tysięcy wrocławian?

Bo to był kolejny plemienny plebiscyt z serii kto jest przeciw PiS-owi. Wybieramy szyld, a nie człowieka mającego jakieś pomysły czy plany. No i nazwisko. We Wrocławiu ono nadal dużo znaczy, jako żona swego męża, legendarnego prezydenta Wrocławia, którego zresztą bardzo cenię. Ale ja wierzę we wrocławian, którzy zechcą spojrzeć nieco głębiej. Właśnie na Bezpartyjnych Samorządowców i moje propozycje programowe, które mogą wprowadzić jakościową zmianę do polskiej polityki.

Oceń publikację: + 1 + 12 - 1 - 5

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.