Kultura

Wrocław stolicą na hip-hopowej mapie Polski [RELACJA, ZDJĘCIA]

2019-11-25, Autor: Aleksander Hutyra

Za nami kolejna już, piąta edycja wrocławskiego Hip Hop Festivalu. Jak co roku stolicę Dolnego Śląska odwiedziła czołówka polskiej sceny hip-hopowej. W wypełnionej niemal po brzegi Hali Stulecia wybrzmiewały najpopularniejsze produkcje rapowe znad Wisły.

Reklama

Organizacyjnie wydarzenie stało na naprawdę wysokim poziomie – począwszy od zaplecza po rzadko spotykaną na tego typu imprezach punktualność występów poszczególnych artystów. Wartym odnotowania jest z pewnością nagłośnienie, do którego nie sposób się przyczepić, biorąc pod uwagę fakt, że Hala Stulecia nie jest najbardziej wdzięcznym akustycznie obiektem. O ten jakże istotny aspekt organizatorzy festiwalu zadbali bez jakichkolwiek zastrzeżeń.

Klimat prezentowany przez artystów był na tyle zróżnicowany, że z pewnością każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Zarówno podczas koncertów płyta główna i trybuny, jak i korytarze wypełnione były licznie zgromadzoną tego dnia w hali publicznością. Dało się zauważyć, że wśród obecnych przeważają osoby w młodszym wieku, jednak nie brakowało również tych, których metryka wskazywała na to, że hip-hopu słuchają od jego narodzin.

Frekwencja oraz poziom występów dowodzą temu, że rap jest aktualnie jednym z najbardziej popularnych gatunków muzycznych w Polsce, a więź fanów z muzykami jest zjawiskiem, które trudno opisać słowami, właściwie w pewien sposób niewytłumaczalnym. Rap wychodzi poza ramy samej muzyki, a festiwal staje się także miejscem, w którym słuchacze tego gatunku mogą manifestować swoje upodobania i przynależność. Często nie wiąże się to z samym gustem muzycznym, a ideologią i wartościami wygłaszanymi przez danego artystę. Można to nazwać mianem pewnego rodzaju kultu.

W line upie imprezy, jak co roku, pojawiły się ksywy, które śmiało można określić filarami wrocławskiego wydarzenia takie jak Paluch czy Kękę. Nie zabrakło również relatywnie nowych twarzy w postaci rapera Kabe. Oczywiście zewsząd słychać głosy, że „co roku to samo”, ale wystarczy spojrzeć na coroczne notowanie listy OLiS, tam też – „co roku to samo”… Nie trzeba być starożytnym greckim myślicielem, by zrozumieć zachodzącą w tym przypadku zależność. Organizatorzy postępują umiejętnie w myśl starej sportowej dewizy – „zwycięskiego składu się nie zmienia”.

Kabe

Raper, którzy jest jednym z odkryć tego roku. Reprezentant Stoprocent szturmem wdarł się na scenę i w krótkim czasie zyskał sporą publiczność. Kabe wychowywał się we Francji i słychać to w jego twórczości. Znakiem rozpoznawczym rapera jest łączenie w tekstach utworów napisanych w języku polskim i francuskim.

Reprezentuje on styl, który śmiało można nazwać trapem i choć określenie to w przypadku wielu reprezentantów rodzimej sceny jest sporym nadużyciem, to właśnie Kabe na takie miano z pewnością zasługuje. Uliczne korzenie w połączeniu z modnym, inspirowanym zachodem brzmieniem dają mieszankę wybuchową w postaci takich utworów jak „Uliczny styl”, „Eden Hazard” czy „Ghetto flex”, które definiują drogę jaką przeszedł Kabe, by być w miejscu, w którym dziś się znajduje. Koncert rapera podczas Hip Hop Festivalu udowodnił, że drzemie w nim ogromny potencjał i można pokusić się o stwierdzenie, że przyszły rok w polskim rapie należy właśnie do Kabe.

W.E.N.A

Jeden z najbardziej doświadczonych z grona występujących. Wudoe to ikona polskiego rapu, człowiek, który pierwsze hip-hopowe kroki stawiał, gdy rap nie mógł nawet pomarzyć o takiej popularności jak dziś. Twórca takich klasyków jak choćby „Podstawowe instrukcje” czy „Wzwyż” znany jest z tego, że podczas swojego show daje z siebie 100 %. Jego koncerty niosą za sobą taki ładunek elektryczny, że w tym roku nie było możliwości, by podczas festiwalu zabrakło światła.

VNM

Kolejnym „wyjadaczem”, który pojawił się na scenie był VNM. Jeden z najbardziej utytułowanych i rozpoznawalnych artystów tego gatunku w naszym kraju, pokazał, że to jeszcze nie czas, by odwieszać rękawice na kołek i siedzi w nim sporo niespożytkowanej jeszcze energii. Co prawda można zauważyć, że pozycja muzyka na scenie w ciągu kilku ostatnich lat się znacznie osłabiła (przynajmniej w kwestii streamingu internetowego jego utworów czy sprzedaży albumów), jednak na żywo to nadal ten sam żądny krwi i pełen zajawki VNM co przed laty. Mimo że momentami niezbyt zainteresowana występem młodsza część publiczności nie odpowiadała energią wprost proporcjonalną do tej, którą na scenie emanował raper, to Tomek stanął na wysokości zadania i nie obniżył lotów, prezentując bardziej „imprezową” część swojej twórczości.

Nie zapomniał oczywiście o swoim szlagierze „Na weekend”, którego refren zaśpiewała z nim tym razem bardziej rozochocona publiczność. ..”Ja zamykam się na weekend w domu..” wybrzmiewające z tysiąca zgromadzonych tego dnia w Hali Stulecia gardeł, to miły paradoks całego wydarzenia.

Jan-rapowanie

Można nie być fanem jego twórczości, ale nie można odmówić mu charyzmy, która bije od tego na pozór skrytego, nieśmiałego chłopaka. Pod względem interakcji z publicznością zdecydowanie najmocniejszy punkt festiwalu. I mimo że utwory rapera są często rapowane dość leniwie i jego flow raczej nie porywa do tańca, to podczas swojego występu stworzył niepowtarzalną atmosferę. Godnym uwagi jest również postawa hypemana, bowiem występujący w tej roli są często dla obserwujących z boku, niezbyt potrzebnym dodatkiem. Szyman, bo o nim mowa, dołożył ogromną cegiełkę do pozytywnego odbioru koncertu swojego kolegi.

Guzior

Guzior, czyli najbardziej wrocławski akcent na wrocławskim festiwalu. Mimo że raper na co dzień mieszka we Wrocławiu, to ze względu na to, że koncertuje po całej Polsce, publiczność ze stolicy Dolnego Śląska nie ma zbyt często okazji zobaczyć go w rodzimym mieście. Nie mogło więc zabraknąć go podczas tegorocznej edycji Hip Hop Festivalu. Po znakomicie przyjętej płycie „Evil Things” jego kariera zaczęła rozwijać się w zaskakująco szybkim tempie. Zaskakująco ze względu na fakt, że Guzior od kilku lat jest znany szerszemu gronu odbiorców, natomiast ostatni krążek odbił się tak dużym echem, że tylko postawił „kropkę nad i” w twierdzeniu, że wrocławianin należy do ścisłej czołówki. Jedynym minusem koncertu był fakt, że trwał on około pół godziny, co pozostawiło spory niedosyt głodnym jego twórczości fanom. Będąc słuchaczem rapera od kilku lat zupełnie mnie to jednak nie dziwi, wystarczy wsłuchać się w jego twórczość, by wiedzieć, że gdy nie trzeba, to Guzior nie garnie się szczególnie do pracy.

Sarius

W moim odczuciu najlepszy występ podczas całego festiwalu. Pełen profesjonalizm, energia, klasyczne hip-hopowe brzmienia okraszone gitarą i świetne wykonania kawałków, które śmiało można określać już klasykami. Cała hala śpiewająca na żywo „Wikinga” przyprawiała o ciarki, a widok dzieci ze swoimi rodzicami, bawiących się razem do utworów rapera był inspirującym doświadczeniem. Nic dodać, nic ująć – to trzeba po prostu przeżyć.

Szpaku

Pochodzący z Morąga raper stosunkowo niedawno zaistniał w hip-hopowym mainstreamie, a za jego muzyką podążają już ogromne tłumy słuchaczy. Reprezentant BOR wparował wręcz na scenę wraz z grupą swoich przyjaciół, by dać popis na miarę jednego z największych w tej części Polski festiwali. Podopieczny Palucha zmusił do skakania nawet najbardziej przemęczonych spożytymi substancjami widzów. Nie sposób było ustać w miejscu, a dudniący bas raz po raz przypominał, że nie wypada. Szpaku w przerwach między utworami nawoływał, by nikt nie tracił wiary w swoje marzenia, jako przykład dając swoją obecność na scenie Hip Hop Festivalu.

Kękę

Święcący od kilku lat ogromne sukcesy na rapowym podwórku Kękę, to gwarancja przysłowiowej „profeski”. Radomianin kupił serca słuchaczy swoją szczerością i niepowtarzalnym stylem, a wszystko to można było usłyszeć w trakcie jego koncertu. Kękę wykonał przekrój swoich najbardziej znanych i lubianych utworów. Pomimo że nie był on najmłodszym pośród występujących tego wieczora artystów, to nie brakowało mu werwy i z każdą minutą koncertu coraz dobitniej przypominał sporej części publiczności w jakim celu wybrała się na festiwal.

Paluch

Kolejna ikona sceny hip-hopowej i niepodważalny filar Hip Hop Festivalu. Czy zagrał na miarę swoich możliwości? Trudno odpowiedzieć wprost na to pytanie, bo obserwując jego koncerty, można odnieść wrażenie, że w poznaniaku gromadzą się mimo wszystko pokłady niewykorzystanej energii, która jakby miała eksplodować podczas wykonania utworu „Szaman”. Repertuar, który zaprezentował szef BORu to składanka wywołujących największe emocje wśród słuchaczy szlagierów. Od sentymentalnego „Gdybyś kiedyś”, przez agresywne, dynamiczne i gorzkie w smaku „Cardio”, po „Szamana”, przy którym publika jakby zainspirowana tytułem i brzmieniem utworu, odprawiała szamańskie rytuały.

Słoń

Późna pora nie była przeszkodą dla Słonia, a tylko pomogła mu zabrać fanów do mrocznego świata jego wyobraźni, nasyconego niebanalnym spojrzeniem artysty na otaczający go świat. Lubujący się w storytellingach i niemal „horrorcor-owej” treści raper swoją postacią zawsze wzbudza spore emocje i dodaje kolorytu do świata powielanych sloganów i schematów tworzenia klasycznego hip-hopu. Tak było i tym razem, gdy pojawił się on na scenie. Mimo że twórczość Słonia budzi raczej skojarzenia o ciemnym zabarwieniu, był zdecydowanie jednym z najjaśniejszych punktów całego wydarzenia.

Kali

Kali chcieć, Kali grać. Kolejna postać, której hip-hopowym głowom nie trzeba przedstawiać. Autor „Chudego chłopaka” pojawił się na scenie przed godziną 2 w nocy, a energia, którą na nią wniósł wskazywała, że zegar biologiczny rapera jest ustawiony tak, że o takiej właśnie porze jest najbardziej niebezpieczny. Uliczny sznyt przemieszany z wokalnymi popisami i niebanalną treścią idealnie dopełnił całe wydarzenie. Godzina nie była przeszkodą ani dla publiczności, ani dla samego artysty i w połączeniu stworzyli, posługując się terminologią sportową - prawdziwy main event.

Nie sposób nie wyróżnić pracy organizatorów, którą włożyli w oświetlenie festiwalu. Byłem na kilku podobnych wydarzeniach i nie potrafię przypomnieć sobie, gdzie praca świateł stała na tak wysokim poziomie. Wszystko wręcz idealnie ze sobą korespondowało, a dopełnieniem tego wszystkiego były koncerty, które biorąc pod uwagę klasę występujących artystów ocenić można na 4. z dużym plusem.

Jeśli organizatorzy Hip Hop Festivalu chcą na dobre pozbyć się łatki powielanego z roku na rok line-upu, powinni na kolejną edycję sprowadzić do Wrocławia zagranicznego artystę. Z pewnością wyniosło by to całe przedsięwzięcie na jeszcze wyższy poziom. Piąta edycja Hip Hop Festivalu przeszła już do historii i z pewnością na długo się w niej zapisze.

Zobacz galerię

Oceń publikację: + 1 + 4 - 1 - 6

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~Natalia Kotałke Pietrzak 2019-11-26
    12:36:41

    7 4

    "Wartym odnotowania jest z pewnością nagłośnienie, do którego nie sposób się przyczepić, biorąc pod uwagę fakt, że Hala Stulecia nie jest najbardziej wdzięcznym akustycznie obiektem. O ten jakże istotny aspekt organizatorzy festiwalu zadbali bez jakichkolwiek zastrzeżeń."

    Autor tego tekstu albo miał słuchawki na uszach, albo nigdy nie był na żadnym koncercie, albo nie było go w ogóle na tegorocznym festiwalu. Jeżdżę po Polsce na festwiale oraz koncerty i tak tragicznego nagłośnienia jeszcze nigdzie nie było. Artysta w ogóle nie słyszalny po bokach hali lub na trybunach

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1526