Kultura

Afera we Wrocławskim Domu Literatury. Kto ma rację?

2020-03-20, Autor: Michał Hernes

Dyrektor Wrocławskiego Domu Literatury Irek Grin opublikował na początku marca oświadczenie, będące – jak twierdzi – odpowiedzią na „nieustające i niewybredne ataki”  na niego i i instytucję kultury, którą reprezentuje. Z Grinem polemizują były dyrektor Wrocławskiego Domu Literatury Jan Choroszy oraz artystka Urszula Śliz.

Reklama

Irek Grin dodał, że nie chciał się przy okazji odnieść do manipulowania informacjami i emocjami przez Urszulę Śliż ani do nacisków, które jego zdaniem artystka wywiera na urzędników miejskich, „zapominając o autonomii dyrektora instytucji kultury”.

Oświadczenie Grina

Szef Wrocławskiego Domu Literatury zwrócił natomiast uwagę na to, że Urszula Śliz otrzymała od jego poprzednika, dyrektora Jana Choroszego, pisemne zapewnienie o chęci wydania książki jej współautorstwa w Wydawnictwie Warstwy, które to znajduje się w strukturach Wrocławskiego Domu Literatury. Grin dodaje, że artystka poinformowała go, że takie pisemne zobowiązanie podpisane przez jego poprzednika było jej potrzebne do otrzymania stypendium ministerialnego niezbędnego do pracy nad książką. – Z niejasnych powodów pomiędzy wystawieniem przez mojego poprzednika tego zobowiązania, a zawarciem umowy pomiędzy moim poprzednikiem a panią Śliz minęło wiele miesięcy – można przeczytać w oświadczeniu Grina.

Podkreśla on, że umowa została zawarta ostatniego dnia urzędowania Choroszego. – Nie potrafię powiedzieć na jakiej podstawie, mimo braku umowy, dyrektor Choroszy decydował się na poniesienie jakichkolwiek kosztów tego przedsięwzięcia – twierdzi szef Wrocławskiego Domu Literatury.

I dodaje, że umowa, wbrew regulaminowi WDL, nie została podpisana przez głównego księgowego, który odmówił tej czynności, niezbędnej dla ważności takiej umowy, ze względu na brak możliwości sfinansowania wynikających z niej zobowiązań. Zdaniem Grina oznacza to, że została ona zawarta niezgodnie z obowiązującymi dyrektora zasadami. – Rozważając ewentualne wydanie tej książki, wiedziałem, że będę i tak musiał zawrzeć nową umowę – wyjaśnia dyrektor.

Kto ma rację?

Grin relacjonuje, że gdy po objęciu funkcji dyrektora, zainteresował się tą sprawą, odnalazł wyrażoną na piśmie opinię jednego z członków Rady Programowej WDL, który w swoim imieniu, a także w imieniu innych członków Rady, zdecydowanie odradzał wydania tej książki przez jego poprzednika.

W czasie jednego z posiedzeń rady programowej dyrektor zapytał jej członków, którzy pracowali w niej jeszcze za czasów jego poprzednika, jaki przebieg miała ta sytuacja. – Wyrazili oni swój sprzeciw najpierw ustnie w czasie zebrania rady, a później – ze względu na fakt, że dyrektor nie zastosował się do zaleceń Rady i podtrzymał decyzję o publikacji – również pisemnie – powiedział dyrektor. I dodaje, że rada podtrzymała negatywną rekomendację wobec tej książki.

Grin został poinformowany przez Urszulę Śliż, że jeśli książka się nie ukaże, to będzie musiała zwrócić stypendium ministerialne. – Próbowałem znaleźć jakieś wyjście z sytuacji mimo tego, iż wszystko – dziwne okoliczności zawarcia umowy, brak rekomendacji Rady i kilka innych jeszcze przesłanek merytorycznych nakazywało zupełnie odrzucić ten projekt – wyjaśnia dyrektor.

W oświadczeniu napisał, że zaproponował artystce kilka rozwiązań, które nie zostały zaakceptowane. Przypomina też, we współpracę z WDL w zeszłym roku było zaangażowanych ponad 350 artystów.  – Przekonanie pani Śliz o swojej wyjątkowości i o swojej krzywdzie nie może być podstawą do przeciągania projektu w nieskończoność – podkreśla Grin.

Dyrektor dodał, że nieprawdziwa jest rozpowszechniania przez Śliz informacja o stawkach, jakie zaproponował jej i drugiej autorce. Grin zapewnia, że były one wyższe, a dowodów nie publikuje, bo czeka na opinię prawną, która określa formę, w jakiej może te informacje ujawnić bez naruszania prawa.

– Pani Śliz domagająca się jako podatnik i twórca redystrybucji środków na swoją rzecz zdaje się zapominać o wynikającej z ustawy autonomii dyrektora instytucji kultury, a już całkiem nie chce pamiętać o środkach ze stypendium ministra, które otrzymała na tę książkę, domagając się, mimo tego, kosmicznych stawek za jej stworzenie od innej instytucji publicznej – napisał w oświadczeniu Grin.

Wzajemne oskarżenia

Jak dodaje, „nieprawdziwa i nosząca znamiona naruszenia mojego dobrego imienia jest sugestia w liście otwartym do prezydenta Wrocławia, iż nie zawierając umowy z panią Śliz, równocześnie wydaję bardzo podobną książkę autorów z Krakowa, gdyż sam stamtąd pochodzę”.

Dyrektor tłumaczy, że projekt naukowy ASP w Krakowie, do którego WDL został zaproszony, ma historię co najmniej tak długą, jeśli nie dłuższą niż książka pani Śliz. – A zarzut krakowskości do kilkorga autorów publikujących w „Nieswojości” takich jak: Olga Tokarczuk, Magdalena Barbaruk, Ilona Witkowska, Piotr Jakub Fereński, Leszek Koczanowicz czy Karol Maliszewski jest ambarasujący i nie mogę się do niego odnieść poważnie – napisał Grin.

W odpowiedzi na to oświadczenie, Jan Choroszy napisał list otwarty do Irka Grina, „autonomicznego dyrektora Wrocławskiego Domu Literatury” i „Mistrza Wielkiego Kalibru”.  – Zacznę od kwestii podstawowej, czyli sensu wydania książki fotograficznej o nieoczywistym Wrocławiu, skomponowanej przez dwie aktywne w tej przestrzeni artystki o poważnym i niekwestionowanym dorobku, książki wzbogaconej o trzy utwory eseistyczno-literackie, adresowanej do publiczności lokalnej i turystów tłumnie odwiedzających miasto (tekst równoległy w trzech językach) – można przeczytać w liście.

Pytania i wątpliwości

Choroszy pyta Grina, dlaczego opinia członka rady programowej ma mieć większą wagę od opinii dyrektora Domu Literatury i redaktora naczelnego wrocławskiego wydawnictwa „Warstwy”. – Skoro Mistrz podkreśla autonomię dyrektora instytucji kultury, to dlaczego nie w tym wypadku? Dlaczego miałbym ustąpić przed ignorancją, choćby była maskowana tytułem naukowym? – zastanawia się Choroszy.

Jak dodał, nie przypomina sobie, żeby w składzie Rady Programowej zasiadali specjaliści od badań nad wizualnością. – Gdyby tacy byli, to bym ich chętnie zapytał, jaki typ refleksji uprawiają i jaką orientację metodologiczną reprezentują – napisał w liście Choroszy. I podkreśla, że chętnie podyskutowałby o tym, czego chcą od nas obrazy i jak doświadczamy obrazów naszego miasta. Jego zdaniem to temat na „świetną debatę angażującą kilka środowisk artystów, architektów i urbanistów, kulturoznawców, działaczy miejskich, dziennikarzy – z książką, wystawą, akcją w środkach masowej komunikacji, ważną dla tych, którzy żyją wrocławskością”.

– Mistrz, jak mi się wydaje, do nich nie należy: niezła orientacja, komu należy się nisko kłaniać, a komu można bezkarnie przyłożyć, nie jest jeszcze zakorzenieniem. Zamiast tego wszystkiego (i więcej) mamy – w miejsce znanego „gadał dziad do obrazu, a obraz ani razu” – formułę „gadał obraz do dziada, a dziadu to nie nada” – czytamy w liście napisanym przez byłego dyrektora.

Choroszy zapewnia, że chętnie porozmawia publicznie z Grinem o „ukatrupionej serii Wrocław à la Carte, postulowanej przez wrocławski oddział Stowarzyszenia Pisarzy Polskich”. Jak wyjaśnia były dyrektor, członkowie jego zarządu również zasiadali w radzie programowej. – W tym wypadku jakoś ich opinia nie miała dla Mistrza żadnego znaczenia. Może nie miała statusu Opinii Wielkiego Kalibru? – pyta Choroszy.

– A seria Wrocław–Lwów, pomyślana jako płaszczyzna rozmowy o przeszłości i teraźniejszości polsko-ukraińskiej, czy ona też została negatywnie oceniona przez niejawny a absolutny Autorytet Wielkiego Kalibru? A seria esejów o sztuce profesora Jerzego Olka? Czy okazały się za trudne dla kierowanej przez Mistrza wrocławskiej instytucji kultury? – napisał były dyrektor.

– Pyta Mistrz, na jakiej podstawie, bez podpisanej umowy (a jej kontrasygnaty w styczniu 2018, jak Mistrz twierdzi, odmówił główny Księgowy) zlecałem w 2017 roku np. tłumaczenia do „Płynnego Wrocławia”. Krokiem następnym będzie zapewne udzielenie mi nagany z wpisaniem do akt wieczystych. Pomijam dociekanie, czy główny księgowy odmówił podpisania, czy się wstrzymał do momentu wyjaśnienia dużo ogólniejszych wątpliwości, dotyczących obowiązującego w WDL-u wzoru umowy (dzieło radców prawnych Urzędu Miejskiego) – można przeczytać w liście otwartym napisanym przez Choroszego.

Jak odpowiada były dyrektor, taka była praktyka, wynikająca zarówno ze sposobu funkcjonowania wrocławskiego wydawnictwa „Warstwy”, jak i relacji Wrocławskiego Domu Literatury z organem założycielskim reprezentowanym przez Wydział Kultury.

Choroszy przyznaje, że podpisał tę umowę w ostatnim dniu pracy, ale dodaje, że zrobił tego dnia również wiele innych rzeczy: podpisywał faktury, zdał służbowy telefon komórkowy, opróżnił biurko i wyczyścił laptop. – Proszę uznać, Mistrzu, rzeczony podpis za element sprzątania po sobie. A o przyczyny wstrzymania się z podpisaniem umowy w ciągu 2017 roku proszę pytać wtajemniczonych współpracowników – podkreśla były dyrektor. – Dla wrocławian pamiętających rozmowę red. Magdy Piekarskiej z Jarosławcem Borowcem, pierwszym dyrektorem Wrocławskiego Domu Literatury, wrażenie déjà vu byłoby bez wątpienia niezbyt budujące – napisał Choroszy.

I dodał, ze w swoim oświadczeniu Grin nie odniósł się do zarzutów o sposób, w jaki traktuje twórców wrocławskiej kultury. Były dyrektor przypomina, że to zasadniczy powód oburzenia autorki. – Pozwolę sobie wskazać, że to Mistrz jest bezpośrednim adresatem pretensji, a nie instytucja kultury, choć to jej umiarkowanie dobre imię Mistrz naraża na szwank – podkreśla Choroszy.

– Przyłapawszy mnie z entuzjazmem na szwindlu, który polegał na dotrzymaniu zobowiązań („Iusiurandum patri datum usque ad hanc diem ita servavi”) i był wyrazem nadziei na rychłe urzeczywistnienie przez Wrocławskie Wydawnictwo „Warstwy” edycji jednej z najbardziej wrocławskich książek w dorobku tej wrocławskiej oficyny, insynuuje Mistrz Wielkiego Kalibru różne niegodziwości, czerpiąc miary z własnych, jak mniemam, doświadczeń. A jak nos Mistrza? Już się wydłużył? Podobno jest to i dziedziczne, i zaraźliwe, zwłaszcza w pomieszczeniu biurowym zamkniętym… – czytamy w liście napisanym przez Choroszego.  

 – Jeśli ma się nieodpartą potrzebę zwomitowania na kogoś, można przecież stanąć w domu lub w instytucji kultury przed lustrem, a potem – koniecznie umyć WŁASNE ręce. Z pewnością znacznie dłużej niż przez 30 sekund – dodaje były „(nie)autonomiczny dyrektor Wrocławskiego Domu Literatury”.

Stanowisko artystki

Do sprawy odniosła się też Urszula Śliz. – Ilość półprawd, pomówień i manipulacji, jakich się pan dopuścił w "Oświadczeniu" (jest ich tyle, że nie sposób ich sprostować a brak jakichkolwiek konkretów), nikogo zapewne nie dziwi – taki ma pan styl konfabulacji – napisała w liście do Grina. I pyta, czy tego oczekuje środowisko artystyczne od menadżera kultury wrocławskiej instytucji samorządowej, opłacanego ze środków publicznych.

– Czy my, uczestnicy wrocławskiego środowiska artystów i twórców, chcemy aby nas traktowano jako zbędny roszczeniowy balast, bez przynależnych praw, jako źródło dostarczania inspiracji, za które nienależne są honoraria? – zapytała artystka.

Jej zdaniem jedną z "kłamliwych insynuacji" dyrektora Grina jest stwierdzenie, jakoby wzięła pieniądze z ministerstwa na wydanie książki. Śliz nigdy tak nie twierdziła i dodaje, że najwyraźniej Grin nie wie, czym jest wizualny projekt artystyczny i jaki zakres obejmuje.

– Próbę dyskredytacji mojej osoby, za pomącą insynuacji zawartych w "Oświadczeniu", poczytuję jako osobistą zniewagę i niewytłumaczalne odgrywanie się na artyście, z wykorzystaniem narzędzi przypisanych do stanowiska – napisała Śliz. I dodaje, że odmawia się jej praw obywatelskich do czynności administracyjnych, takich jak odwołanie od decyzji, czy skarga do organu założycielskiego.

– W słowach pana Grina wyrastam na liderkę nacisków, które wywiera ona na urzędników miejskich, zapominając o autonomii dyrektora instytucji kultury, Chciałabym przypomnieć, że obowiązują pana zapisy prawa administracyjnego, o dobrych praktykach kierowania instytucją kultury już nie wspominając, ale widać, że ten pana wymyślony wrocławski styl, którego tu nie chcemy - braku poszanowania dla twórcy, artysty - wzbudza w panu kompulsywne działania, a może przyjemność? – pyta artystka.

Urszula Śliz oczekuje od Irka Grina, dyrektora Wrocławskiego Domu Literatury przeprosin i sprostowania pomówień opublikowanych na oficjalnej stronie internetowej instytucji samorządowej, utrzymywanej z pieniędzy publicznych.

Irek Grin jest pisarzem i menedżerem kultury. To twórca i dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Kryminału Wrocław i Bruno Schulz. Festiwal. Jest wydawcą w krakowskim wydawnictwie EMG. W latach 2013 – 2016 był kuratorem literackim Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016 i koordynatorem obchodów Światowej Stolicy Książki UNESCO Wrocław 2016. Od 2018 roku jest dyrektorem Wrocławskiego Domo Literatury, odpowiedzialnym m.in. za miejskie nagrody literackie Silesius i Angelus, Wrocławskie Targi Dobrych Książek, wydawnictwo Warstwy czy program Wrocławia – Miasta Literatury UNESCO. To członek Rady Fundacji Olgi Tokarczuk.

Jan Choroszy jest pracownikiem Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, należy do Kolegium Redakcyjnego „Czasopisma Zakładu Narodowego im. Ossolińskich”. Jest też kierownikiem Podyplomowych Studiów Wydawniczych.

Oceń publikację: + 1 + 12 - 1 - 6

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~~~Zet 2020-03-20
    12:46:21

    45 1

    Jakie piękne relacje na linii biurokracja - sztuka (finansowana przez Miasto). Nic, tylko tworzyć!

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1326