Wiadomości

Wrocław jest dumny od 25 lat! A politycy tego nie widzą

2022-07-08, Autor: Arkadiusz Franas

25 lat temu wszystko się zaczęło… To nie przesada ani pusta figura stylistyczna. Wrocławianie, którzy ratowali miasto przed wielką wodą zrozumieli, że te kiedyś pruskie ulice, ta „nagroda pocieszenia” za utracone Kresy, to naprawdę jest ich miejsce na ziemi. Ich, bo sami je obronili. I że wrocławianin to brzmi dumnie. Nie dociera to tylko do polityków, dla których nadal jesteśmy prowincją, w której mieszkają ludzie gorszego sortu.

Reklama

O roku ów! - chciałoby się napisać za naszym wieszczem Adamem o roku 1997. Bo wtedy naprawdę trochę się działo. Po dwóch latach prac zakończyła się rewitalizacja Rynku, a 24 maja z tej okazji zaproszono wrocławian na wielką ucztę. Stół miał 600 metrów długości i stał oczywiście na granitowej posadzce. Rynek na długie lata stał się najsłynniejszym symbolem Wrocławia.

Również pod koniec maja w stolicy Dolnego Śląska pojawił się papież Jan Paweł II. To wtedy, podczas mszy na zakończenie 46. Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego, padły słynne słowa: „Wrocław jest miastem położonym na styku trzech krajów, które historia bardzo ściśle ze sobą połączyła. Jest poniekąd miastem spotkania, jest miastem, które jednoczy. Tutaj w jakiś sposób spotyka się tradycja duchowa Wschodu i Zachodu.”

A potem przyszedł lipiec i powódź, która 12 lipca wdarła się do Wrocławia. Nie miejsce tu, by w szczegółach wspominać tamte tragiczne wydarzenia. Ważne, co po niej zostało oprócz zalanych i brudnych ulic, czy zniszczonych domów. Ewidentnie trzeba oddać głos bohaterowi tamtych dni, który choć niechętnie to przyznaje, to dzięki tamtym wydarzeniom stał się jednym z popularniejszych polityków w Polsce. A świadczy o tym choćby wynik jaki uzyskał w wyborach do Senatu, które odbyły się zaraz po powodzi. Wtedy na Bogdana Zdrojewskiego głos oddało  241 179 wyborców.

I tak od 25 lat nie przegrywa wyborów. Czytamy we wspomnieniach ówczesnego prezydenta miasta: „Pamiętam, jak dwie ciężarówki zrzuciły sporo worków na Ostrowie Tumskim. W tym czasie Wielka Wyspa, która była bardziej chętna do pracy, nie miała co robić, ponieważ przy nadwyżce piachu brakowało worków. Słysząc to, właściciel luksusowego mercedesa zadeklarował pomoc i dowiezienie worków. Do pustego bagażnika jego auta nie za wiele weszło… Zdecydował więc, że zapakuje worki także na tylną, białą, skórzaną kanapę — aż po sufit! Poprosił następnie żonę o pozostanie na Ostrowie, a kolejną partię wpakował na fotel pasażera. Swoją postawą zapowiedział w jakimś sensie cały łańcuch nadzwyczajnych reakcji wszystkich mieszkańców”.

Jak ta powódź zmieniła wrocławian? Zdrojewski podsumował to krótko: „Pamiętam pierwsze badania z 1990 roku, które wykazały, że około 70 procent wrocławian nie wiązało swojej przyszłości z miejscem zamieszkania. I te ostatnie, z końca ubiegłego wieku, pokazujące, że zdecydowana większość nie wyobrażała sobie życia poza naszym miastem”.

Dlaczego? Nie mogę sobie odmówić przytoczenia mojej ulubionej anegdoty byłego prezydenta o tamtych czasach: „Pamiętam ogłoszone po powodzi prace pokonkursowe, w których chodziło o krótką historię świadczącą o stosunku do miasta. Wygrał młody chłopak, który chcąc zaimponować spotkanym na plaży dziewczynom, na ich pytanie, skąd jest, odpowiedział, że z Wrocławia. Nie był. Ale to po prostu dobrze brzmiało”. 

I 25 lat później brzmi nadal. Wszędzie, poza polityką. Najświeższym dowodem wydarzenie sprzed kilku dni, gdy szefową wrocławskich struktur Prawa i Sprawiedliwości została pani z Mazur i była warszawska radna – Agnieszka Soin. Tak, wiem, obecnie też posłanka z okręgu wrocławskiego, ale cały czas jako desant i praktycznie nikomu nieznana polityk. Czy we Wrocławiu PiS nie ma dobrych i sprawnych działaczy? Machina partyjna ma to gdzieś. A potem się dziwią, że tu nie odnoszą sukcesu…

Ale takie myślenie nie tylko w PiS. Pamiętają Państwo kogo Grzegorz Schetyna w ostatnich wyborach parlamentarnych przymierzał na jedynkę PO we Wrocławiu? Warszawiankę z dziada pradziada, czyli Małgorzatę Kidawę-Błońską. A kogo na prezydenta Wrocławia? Wywodzącego się z centralnej Polski, niczym słynny kot Kargula i Pawlaka, byłego wiceprezesa PiS Kazimierza Michała Ujazdowskiego.

Lewica również nie przywiązuje się za nic do lokalności. Tylko, że oni faktycznie mają od lat problem ze znalezieniem charyzmatycznych liderów we Wrocławiu. I dlatego ich jedynką w wyborach parlamentarnych w naszym mieście został Krzysztof Śmiszek z Warszawy. Wtedy znany głównie z tego, że był partnerem Roberta Biedronia.

Takich przykładów jest więcej. Oczywiście nasuwa się pytanie: dlaczego tak jest? Można by snuć analizy pseudopsychoanalityczne o kompleksach i tym podobne. Bo pewnie jakieś kompleksy są. I oczywiście chęć dorwania się do władzy za wszelką cenę. Co jeszcze? Może któryś z polityków mi odpowie? Pewnie nie, więc spokojnie poczekam aż nasi wszystko wiedzący manipulatorzy ideami i obietnicami, czyli politycy, dorosną do tego młodzieńca z plaży i przestaną się wstydzić, że są z Wrocławia. Bo to naprawdę dobrze brzmi!

Oceń publikację: + 1 + 37 - 1 - 15

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~rododendron 2022-07-08
    18:22:30

    6 0

    Dlaczego tak jest, to jest akurat proste. Bo ludzie głosują na znane sobie nazwiska, nie na dokonania. Tych zresztą zazwyczaj nie znają, może poza co bardziej medialnymi wpadkami. Rzeczywistych przeważnie nie. Dlatego partie wolą bardziej rozpoznawalnych spadochroniarzy, niż mniej rozpoznawalnych niekiedy sprawnych nawet działaczy.

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.