Kultura

Nie takie Nowe Horyzonty straszne [KOMENTARZ]

2018-08-07, Autor: Michał Hernes

Festiwal filmowy Nowe Horyzonty wielu osobom kojarzy się z hermetycznym wydarzeniem dla dziwaków lub snobów, którzy albo uwielbiają ekscentryczne i nudne filmy, albo lansują się na jednej z najpopularniejszych imprez filmowych. Nawet jeśli faktycznie coś jest na rzeczy, to Nowych Horyzontów nie należy się obawiać i każdy może tam znaleźć coś dla siebie - chociażby baśń fantasy "Wiedźmy" z Rowanem Atkinsonem czy komediodramat "Z przymrużeniem oka", w którym Marylin Monroe brawurowo objaśnia Albertowi Einsteinowi teorię względności.

Reklama

Dreszczyk emocji

Hitami tegorocznej edycji były m.in. pozornie minimalistyczne, ale tak naprawdę bardzo trzymające w napięciu thrillery – „Searching” i „Winni”.  Akcja pierwszego z nich toczy się na ekranach urządzeń - komórek, komputera i telewizorów. – Tytułowe "poszukiwanie" to czynność, na której skupia się samotny ojciec, gdy pewnego dnia jego nastoletnia córka przestaje odpowiadać na SMS-y i telefony – tłumaczy Urszula Śniegowska, dyrektorka artystyczna wrocławskiego American Film Festival. – Na szczęście zostawiła w domu laptop. Ojciec włamuje się więc na jej konto mailowe i profil na Facebooku, by wszelkimi dostępnymi sposobami dowiedzieć się jak najwięcej o dziewczynie. Searching… to napis, który pojawia się przed naszymi oczami raz po raz, gdy mężczyzna dociera do kolejnych tajemnic. Kiedy zawodzi oficjalne dochodzenie prowadzone przez policję, informacje uzyskane za pomocą kamer przemysłowych i filmików youtube'owych - choć często mylące - okażą się naprawdę przydatne – dodała.

Ten filmowy eksperyment trzyma w napięciu, a widzowie wspólnie z głównym bohaterem zastanawiają się, co się stało, co jest prawdą i czy uda się poznać odpowiedzi na te pytania. To zarazem bardzo gorzka refleksja na temat współczesnych nam czasów.

„Winni” Gustava Möllera to natomiast pełen zaskakujących zwrotów akcji i trzymający w napięciu thriller, którego bohaterem jest były funkcjonariusz policji pracujący obecnie jako operator numeru alarmowego. Zostaje on wplątany w sprawę domniemanego porwania, a od jego błyskawicznych decyzji zależy ludzkie życie. – Möller zręcznie prowadzi grę psychologiczną z widzem, budując gęstą atmosferę z oszczędnych, starannie wyważonych środków. Każda sekunda filmu jest precyzyjnie zaplanowana: grymas, spojrzenie czy dźwięk łączą się w mistrzowską całość – można przeczytać w opisie filmu i nie ma w tym cienia przesady.

Twórcy tej produkcji postawili przed sobą trudne zadanie, ale ta pozornie niefilmowa i mało efektowna historia ma w sobie napięcie i suspens, którego mogłoby jej pozazdrościć wiele hollywoodzkich superprodukcji. W trakcie seansu ani przez chwilę się nie nudziłem, a poruszające zakończenie jeszcze na długo pozostanie w mojej pamięci. To nie tylko zasługa znakomicie napisanego scenariusza i precyzyjnej reżyserii, ale także wcielającego się w główną rolę Jakoba Cedergrena, który sprostował trudnemu zadaniu, rewelacyjnie odgrywając tę pełną niuansów postać. Film opiera się przede wszystkim na nim, więc gdyby ten aktor zawiódł, „Winni” nie byliby tak udani.  

Kolejną pozytywną niespodzianką okazała się „Arktyka” – debiutancki dramat survivalowy, w którym Brazylijczyk Joe Penna przygląda się człowiekowi desperacko walczącemu o przetrwanie w samym środku arktycznego pustkowia. Choć po wielu tygodniach Overgårdowi (świetny Mads Mikkelsen) udaje się przywyknąć do trudnych warunków, niespodziewane wydarzenie zmusza go do opuszczenia swojego schronienia - rozbitego samolotu. Mężczyzna wyrusza w podróż, która nie gwarantuje mu niczego poza przejmującym do szpiku kości zimnem. Kamera Joego Penny cierpliwie studiuje zmęczoną twarz Mikkelsena, wyrażającą znacznie więcej niż słowa, których i tak nikt by na pustkowiu nie usłyszał.

Komediowe akcenty

Na Nowych Horyzontach obejrzałem też „Wiedźmy” – film w reżyserii Nicolasa Roega ("Nie oglądaj się teraz") i na podstawie prozy Roalda Dahla, w którym palce maczał również twórca mupetów Jim Henson. W tej baśniowej produkcji zagrali m.in. Anjelica Huston (w roli Wielkiej Czarownicy) i Rowan Atkinson. Wyszła z tego szalona mieszanka komedii i horroru opowiadająca o babci i wnuczku, którzy w hotelu w Kornwalii trafiają na zlot czarownic, gdzie odkrywają plan wiedźm mających zamiar zamienić wszystkie dzieci w myszy.

Reżyser „Wiedź” lubi prawdopodobieństwo niemożliwego i właśnie o tym opowiedział w komediodramacie „Z przymrużeniem oka”, w którym w pokoju hotelowym spotkali się Albert Einstein, Marylin Monroe, Joseph McCarthy (w tej roli Tony Curtis) i słynny bejsbolista Doe DiMaggio. Najważniejszym momentem wieczoru jest wykład Monroe, brawurowo tłumaczącej teorię względności przy użyciu latarki, balonika, dziecięcych zabawek i egzemplarza książki "Jane Eyre”.

Goście, goście

W tym roku Wrocław odwiedził m.in. Terry Gilliam, amerykański reżyser, aktor i animator związany z legendarną grupą Monty Pythona. Był on gościem festiwalu Nowe Horyzonty, na którym premierowo pokazał swój najnowszy film, „Człowiek, który zabił Don Kichota”. Gilliam wyreżyserował m.in. takie filmy jak "Monty Python i święty Graal", „Fisher King” (z Robinem Williamsem w roli głównej),"Nieustraszeni bracia Grimm", "Parnassus", "Las Vegas Parano" czy "12 małp". Jako członek Monty Pythona zagrał małe role w filmach i skeczach słynnej grupy. Tworzył też na jej potrzeby krótkie animacje.

Monty Python to zespół twórców i gwiazd telewizyjnego serialu komediowego „Latający cyrk Monty Pythona”, który powstał w Anglii pod koniec lat 60. XX wieku, zyskując wielką sławę i uznanie. W jej skład, poza Gilliamem, wchodzili Graham Chapman, John Cleese, Eric Idle, Terry JonesMichael Palin.

Do pracy nad filmem o Don Kichocie Gilliam przystąpił 25 lat temu, a udało mu się go zrealizować dopiero w 2018 roku. Przez ćwierć wieku zmagał się z różnymi problemami, m.in. z producentami i budżetem. W „Człowieku, który zabił Don Kichota” główne role zagrali Adam Driver („Gwiezdne wojny: przebudzenie mocy”), Jonathan Pryce i Olga Kurylenko. – To historia bezczelnego reżysera, który zostaje wysłany na plan filmowy do Hiszpanii – można przeczytać w opisie filmu. – Wskutek zaskakującego splotu zdarzeń trafia do małej wioski, w której jeden z mieszkańców żyje w przekonaniu, że jest Don Kichotem. Obu bohaterów połączy seria zwariowanych przygód, które jednemu z nich pozwolą przewartościować swoje życie, a drugiemu zrealizować pozornie nierealne marzenia – dodano.

Stolicę Dolnego Śląska odwiedził też jeden z najpopularniejszych indyjskich reżyserów, Rajkumar Hirani („Trzej idioci”), który pokazał swój film „Sanju”. To opowieść o życiu Sanjaya Dutta, kontrowersyjnego gwiazdora Bollywood, oskarżonego o udział w zamachach w Bombaju w 1993 roku. Sanjay bez ogródek opowiedział w tym filmie o swojej karierze, naznaczonej problemami z używkami, pobytami w więzieniu, oskarżeniami o terroryzm i licznymi przygodami z kobietami.

Horrory i baśnie

Na festiwalu Nowe Horyzonty można także było zobaczyć „Atlas zła”. To międzynarodowa koprodukcja, w skład której weszły filmowe nowelki inspirowane ludowymi podaniami m.in. z Indii, Grecji, Austrii i Polski. Autorami jednej z nich są wrocławska reżyserka Agnieszka Smoczyńska i scenarzysta Robert Bolesto, którzy opowiedzieli o mazurskim pożeraczu serc. Ich poprzedni film, „Córki dancingu”, został obsypany nagrodami na zagranicznych festiwalach. "Atlas zła" można zobaczyć na trwającym we Wrocławiu festiwalu Nowe Horyzonty.

Filmy wchodzące skład „Atlasu zła” opowiadają o świecie, w którym rządzą zabobony. Polska nowela, zatytułowana „Wyspa Pożeracza Dusz”, opowiada o Kindlerze. To bohater dziewiętnastowiecznych podań, który postanowił zjeść tuzin ludzkich serc w okolicach jeziora Krzywa Kuta, żeby wygrywać sądowe procesy. Film nakręcono w Twierdzy Modlin i wąwozach koło Kazimierza Dolnego. W rolach głównych zagrali denomiczny Andrzej Konopka i zjawiskowa Urszula Zerek, która wcieliła się w Dziewicę.

W krótkim filmie Smoczyńskiej przepiękne są zdjęcia autorstwa Jakuba Kijowskiego. Twórcom tej opowieści udało się stworzyć niepokojący i baśniowy klimat. To historia o narodzinach zła, a Kindler skojarzył się autorom tej produkcji z Andreasem Breivikiem.

Co ciekawe, wątek zjadania ludzkich serc pojawił się również w poprzednim filmie wrocławskiej reżyserki, „Córkach dancingu”. Rezultat znów jest intrygujący, a sposób, w jaki ten film został zrealizowany dowodzi dużego talentu Smoczyńskiej. Szkoda jednak, że to jedynie krótka nowelka, która kończy się zbyt szybko.

Polska reżyserka przyznała jednak w rozmowie z tuWroclaw.com, że zbyt kurczowo trzymała się tego, żeby film trwał narzucone przez producentów 10 minut, a później okazało się, że twórcy mogli być czasowo bardziej elastyczni. Dodatkowo, nakręciła tę produkcję zaledwie w dwa dni, mając mały budżet (zebrany w ramach kampanii croudfundingowej) i możliwość zrobienia niewielu dubli.

Być może niski budżet i patryzanckie warunki odbiły się na jakości "Atlasu zła", w którym obok nowel znakomitych, pojawiają się też przeciętne lub słabe. Mimo ciekawych pomysłów i utrzymania filmów w różnych stylistykach (kino nieme, arthouse’owy minimalizm czy filmowa groteska), po seansie odczuwałem spory niedosyt.

Świetnie wyszedł brytyjskiemu filmowcowi Peterowi Stricklandowi („Katalin Varga”, „Berberian Sound Studio”, „Duke of Burgundy”) baśniowy hołd dla kina niemego, którego akcja rozgrywa się na Węgrzech. W bardzo ciekawy sposób o zakazanej miłości dwóch kobiet opowiedzieli austriaccy filmowcy Severin Fiala i Veronika Franz („Widzę, widzę”). Nie wszystkie filmy z tego segmentu są jednak równie udane.

Roman Polański wyreżyserował kiedyś nowelę, która weszła do zbioru krótkich filmów „Kocham kino”, zrealizowanych na stulecie festiwalu w Cannes. Polski reżyser woli jednak, by jego film z tego zbioru pokazywać osobno, bo nie podobają mu się pozostałe filmowe produkcje i uważa je za słabe. To zawsze ryzyko, gdy realizuje się takie projekty, ale na szczęście Smoczyńska i Bolesto nie mają się czego wstydzić.

Twórcy poszerzający horyzonty

Grand Prix Międzynarodowego Konkursu Nowe Horyzonty zdobyła pochodząca ze Szwecji Isabella Eklöf, autorka „Holiday”. – To film, który bez zbędnego sentymentu i w niepokojący sposób odsłania mechanizmy konformizmu i zależności widzianej oczami kameleona, głównego bohatera, manewrującego w świecie pełnym chciwości – napisało w swoim uzasadnieniu festiwalowe jury. Spośród 12 konkursowych produkcji aż 7 zostało wyreżyserowanych przez kobiety. – Mocna, bezbłędna i przekonująca praca reżyserki – podkreślili jurorzy w składzie: Fred Kelemen (przewodniczący; niemiecki reżyser i operator; bohater ubiegłorocznej retrospektywy na Nowych Horyzontach), Valeska Grisebach (niemiecka reżyserka, zeszłoroczna laureatka Grand Prix za „Western”), Anna Jadowska (reżyserka nagradzanych „Dzikich róż”), Michał Marczak (autor docenionych na Sundance „Wszystkich nieprzespanych nocy”) oraz Claudia Landsberger (specjalistka od międzynarodowego marketingu filmowego, producentka kreatywna).

W swoim filmie Isabella Eklöf portretuje uwodzicielski świat współczesnej przestępczości (postaci w większości pochodzą z Danii), w którego sidła wpada główna bohaterka, Sascha. Upojenie blichtrem przeplata się tu z brutalnością, a kobiece ciało jest traktowane jako kolejny dodatek do kolekcji luksusowych towarów. Nagrodę w imieniu zwyciężczyni odebrał Ali Abbasi, z którym wspólnie stworzyła „Granicę” (Gräns) – również pokazywaną na tegorocznych Nowych Horyzontach.

Laureatem Nagrody Publiczności został „Siedzący słoń” („Da xiang xi di er zuo”) w reżyserii pochodzącego z Chin Hu Bo, który zmarł tragicznie w zeszłym roku. „Siedzący słoń” to jego fabularny debiut i zarazem ostatni film. W trakcie wrocławskiej gali wręczenia nagród został odczytany list Béli Tarra, filmowego nauczyciela Hu Bo. – Zgłosiły się do mnie setki chińskich reżyserów, ale gdy go poznałem, wiedziałem: to jest to! (…) W jego oczach widać było niezwykle silną osobowość. (…) Choć go straciliśmy, na zawsze pozostaną nam jego filmy – napisał węgierski filmowiec.

W tym roku po raz pierwszy została przyznana także Nagroda im. Zuzanny Jagody Kolskiej dla najmłodszego artysty/artystki MFF Nowe Horyzonty, ufundowana przez Grażynę Błęcką-KolskąJana Jakuba Kolskiego. Wyróżnienie, które trafiło w ręce Zuzanny Grajcewicz za film „Wycinka”, to gest wsparcia i wotum zaufania dla talentu twórczyni. – Celem nagrody jest zachęcenie do opowiadania świata językiem własnej wrażliwości, wytrwania na niepewnej, artystycznej drodze rozwoju. Nagroda im. Zuzanny Jagody Kolskiej to nade wszystko ciepłe, na zawsze żywe wspomnienie nieobecnego głosu Zuzi. Chcemy doceniać odwagę. Wspierać młodość. Dać szansę na rozwój. Wierzyć, że każda pomoc niesie dalej dobro. Pamiętać o Zuzi – napisali fundatorzy nagrody.

Przyszłoroczna edycja festiwalu odbędzie się w dniach 25 lipca – 4 sierpnia.

 




Oceń publikację: + 1 + 2 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1383