Nie przegap

PiS może uratować tylko Jacek Sutryk

2024-01-19, Autor: Arkadiusz Franas

Gdy wydawało się, że pierwszy raz od dłuższego czasu wrocławskie Prawo i Sprawiedliwość ma wszystko poukładane przed wyborami samorządowymi, znów do głosu doszły różne „gangi”. I nawet pewni kandydaci stracili pewność siebie. Wygląda na to, że partia Jarosława Kaczyńskiego może zanotować najgorszy wynik w historii. No chyba, że o drugą kadencję będzie ubiegał się Jacek Sutryk. To chyba ostatnia nadzieja PiS-u.

Reklama

Obecnie, ponad trzy miesiące przed wyborami, oglądanie mapy politycznej we Wrocławiu to zajęcie nader ryzykowne. I mówienie, że w głowie się kręci, kompletnie nie oddaje zawirowań. Tu trzeba przestać być delikatnym i stanowczo stwierdzić: łeb urywa! Od kilku tygodni przekazujemy Państwu co się dzieje po stronie tak zwanej Koalicji Obywatelskiej. Z tym, że określenie „tak zwanej” to nie jest żaden zabieg stylistyczny, a najprawdziwsza prawda. Ponieważ po pierwsze ona de facto we Wrocławiu nie istnieje od kilku lat. A nawet trzon KO, czyli Platforma Obywatelska teraz dokonuje zawiłej figury akrobatycznej, ponieważ jednocześnie współrządzi naszym miastem z prezydentem Jackiem Sutrykiem, ale równocześnie stara się być jego opozycją. Toż to szpagat, którego bolesne skutki mogą nawet przypominać ostatnie minuty życia niejakiego Azji Tuhajbejowicza.

Pytanie, czy te akrobacje nie wpłynęły na decyzje po stronie Prawa i Sprawiedliwości. Partia ta, poza epizodem na początku kariery Rafała Dutkiewicza, gdy istniała koalicja POPiS, nigdy nawet nie zbliżyła się do rządzenia Wrocławiem. Zawsze z mozołem zdobywała te około 20 procent głosów w wyborach i była sobie taką opozycją niewadzącą nikomu. Powód nader prosty do zdiagnozowania - brak lidera. Kiedyś na takiego wyrastał Dawid Jackiewicz, ale dość szybko uciekł do wielkiej polityki, tam się przewrócił i do dziś nie może się podnieść. Potem z wielkim mozołem u ówczesnego wice-Kaczyńskiego, czyli Adama Lipińskiego, owo liderowanie wychodziła sobie Mirosława Stachowiak-Różecka. Jej jedynym dokonaniem było tępienie wszystkich, którzy chcieli wybić się ponad przeciętność. Klasyczna metoda pozbywania się ewentualnej konkurencji. Natomiast jedyny jej sukces, do którego wrocławski PiS lubi odwoływać się niczym piłkarska Polska do remisu na Wembley, to doprowadzenie w 2014 roku do drugiej tury wyborów na prezydenta Wrocławia, w której przegrała z Rafałem Dutkiewiczem. A poza tym zero błysku i tylko pilnowanie wszystkiego, włącznie z mediami lokalnymi, na które PiS miał ostatnio wpływ. Pewnego rodzaju kompromitacją było natomiast doprowadzenie do tego, że tak przygotowała listy kandydatów na radnych w ostatnich wyborach, że owszem dostało się aż 13 działaczy, ale bardzo szybko pięciu uciekło spod bandery PiS.

To wszystko spowodowało, że władzę we Wrocławiu przejął, przepraszam może to niezbyt eleganckie określenie, ale dość powszechne - „gang tapirów”. Na jego czele stoi była marszałek Sejmu Elżbieta Witek. Należą do niego również europosłanka Anna Zalewska i tu wymiennie mówiono o Beacie Kempie (gdy była jeszcze w PiS) lub posłance Marzenie Machałek. Owa frakcja do Wrocławia, jako szefową struktur, ściągnęła nikomu nieznaną na Dolnym Śląsku Agnieszkę Soin. Gang Miry musiał oddać władzę, ale się nie poddał, tylko przyczaił.

We wrocławskim PiS nastąpił chaos i względny spokój. Stachowiak-Różecka zaczęła coraz głośniej mówić, ustami swoich akolitów, że chyba już nie chce startować na prezydenta Wrocławia, że może ktoś inny… I znalazł się ten inny. Młody, dynamiczny radny Andrzej Kilijanek. Pewnie za zgodą swej liderki ogłosił, że chce być kandydatem. Więcej, że właściwie to już nim jest, tylko jeszcze błogosławieństwo prezesa. Najbliższy współpracownik Stachowiak-Różeckiej, wicemarszałek Marcin Krzyżanowski, w grudniu na antenie Radia Rodzina wyznał: Andrzej Kilijanek to dobry kandydat na prezydenta Wrocławia. Wydawało się, że tym razem to PiS wcześniej poukładał sobie wszystkie klocki przedwyborcze. Wydawało się…

Kilka dni temu ten sam Marcin Krzyżanowski, tylko, że na antenie Radia Wrocław powiedział: „Mamy wiele takich ( osób – red.), które mogłyby o ten mandat powalczyć. Zapytał pan o faworytkę, no to na pewno pani poseł Mirosława Stachowiak-Różecka, która w tych wyborach do Sejmu pokazała, że jest olbrzymia rzesza ludzi, która na nią głosuje”.

Gdybym był Afroamerykaninem z Bronksu, to zadałbym pytanie, które zapisuje się skrótem trzyliterowym zaczynającym na „W”, a kończącym na „F”. Jako Polak znad Odry natomiast spytam: cooo?

Wytłumaczenia są przynajmniej dwa. Mógł to być perfidny plan przygotowany przez Mirosławę Stachowiak-Różecką, która w ten sposób, chowając się trochę za ambitnym Kilijankiem, chciała uspokoić, uśpić „tapir gang”. Bardzo w stylu pani poseł. Może też apetyt na ponowne kandydowanie mogły w niej wzbudzić zawirowania po stronie PO. To raczej jednak mniej prawdopodobne, ponieważ w żadnym zestawieniu nie ma szans na sukces w wyścigu o fotel prezydenta Wrocławia.

Bardzo pewne natomiast jest to, że „tapiry” nie dały się uśpić i w ostatniej chwili panie zaczęły mieszać. Zwłaszcza mistrzyni wszelkich zamieszań Anna Zalewska. Nie bez przyczyny uważana jest za tę twarz PiS-u, która nie przynosi tej partii chluby i jest jedną z tych postaci, przez którą elektorat nijak nie chce się zwiększyć. Z tego, co słyszałem od kilku radnych i innych działaczy podobno taki zrobiła ferment, że nikt już nie wie, czy będzie kandydował na radnego i jeżeli tak to z jakiego miejsca.

Niektórzy, zrezygnowani ponownym chaosem, jedynej szansy na jakikolwiek sukces, oczywiście nie wygraną, a tylko względnie dużą liczbę mandatów w radzie miejskiej, upatrują w tym, że Jacek Sutryk jednak będzie kandydował na prezydenta Wrocławia. Przeciw niemu będzie się łatwiej robiło kampanię wyborczą. W myśl zasady, którą kilka lat temu wygłosił prezes Jarosław Kaczyński:

„Samorządy mają naprawdę dużą moc odbierania wolności. Mówiłem już kilkukrotnie o ksiąstewkach, które powstały w Polsce. Ludzie czasami boją się źle mówić o miejscowych rządzących. To nie jest wolność, to ograniczenie wolności. Trzeba to za wszelką cenę zlikwidować i chcemy to zlikwidować, bo o wolność nam chodzi”.

Ale jak księciunio nie wystartuje i nie będzie kogo „likwidować” w ramach odzyskiwania wolności, to Prawo i Sprawiedliwość powinno zacząć się modlić, by choć powtórzyć wynik z 2010 roku, gdy poparło ich we Wrocławiu 17 procent wyborców i przez to zdobyli 7 mandatów.

Oceń publikację: + 1 + 38 - 1 - 17

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.