Kultura

Wrocławianka napisała książkę o policyjnym negocjatorze [WYWIAD]

2020-06-14, Autor: Michał Hernes

– Bohaterem mojej książki „Komu sznur wisielca?” jest wrocławski policjant, który realizuje nie tylko zadania w pionie kryminalnym, ale także jako policyjny negocjator. Sznura wisielca to zaś symbol szczęścia i fartu – mówi wrocławska autorka książek, Aneta Wybieralska.

Reklama

Aneta Wybieralska jest wrocławianką, a także absolwentką kierunków humanistycznych, prawniczych i ekonomicznych uczelni we Wrocławiu, Warszawie, Łodzi i Krakowie. Przez większość życia zawodowego związana była z resortem spraw wewnętrznych.

Pasje artystyczne i podróżnicze usiłuje realizować jako pilot wycieczek oraz namiętny bywalec polskich sanatoriów, również publicznych.

Przed rodziną i znajomymi zadebiutowała niewydaną jeszcze powieścią obyczajową, stworzoną jako prezent urodzinowy dla przyjaciółki. Drukiem ukazały się dotychczas trzy książki, z założenia komedie obyczajowe: „Sanatoryjny romans z inspiracją” (2017), „Pozdrawiam z demoluda” (2018), „Garnitur na słupie” (2019). "Komu sznur wisielca?" jest czwartą.

Michał Hernes: Czym jest sznur wisielca?
Aneta Wybieralska
: Z założenia (mojego) książka jest komedią obyczajową z wątkiem kryminalnym. Bohaterem - wrocławski policjant, który realizuje nie tylko zadania w pionie kryminalnym, ale także jako policyjny negocjator. Nie tylko ta pozycja, ale wszystkie inne (trzy pozostałe) oparte są na autentycznych wydarzeniach i o autentyczne postaci. Które spotkałam na mojej drodze życiowej, dość burzliwej i bogatej w doświadczenia ... socjologiczne. Obyczajowe, kulturowe. Powinno być tam (w powieści) sporo autoironii i opisu ludzkich charakterów. Ale to już powinien skonstatować czytelnik, nie autor. Względnie krytyk. Na pewno znawca tematu.  Czytanie książki jest podobne do oglądania obrazu; każdy odbiorca widzi w dziele coś innego i ma inne odczucia. (A i twórca powinien zostawić jakiś przekaz.) Albo się podoba, albo nie. Albo zostawia jakieś wrażenie, albo nie.  Wolałabym opcje pierwsze. To oczywiste.

Co do samego sznura wisielca, to symbol. Szczęścia i fartu. Do poprowadzenia opowieści właśnie w ten przewrotny sposób zainspirowała mnie historia przyniesienia do domu autentycznego sznura po jak najbardziej autentycznym wisielcu. Lina była długa, gruba, solidna. Przydatna.

Nie przepadam za symbolizmem, ale w społeczeństwie funkcjonują różne fetysze. Ten akurat uwarunkowany jest historycznie. Mam na myśli, że każdy, kto zdecyduje się służyć społeczeństwu w formacji mundurowej (żołnierz, strażak, gliniarz, pogranicznik, nawet  strażnik miejski albo ochroniarz) musi mieć trochę szczęścia. By wyjść cało z trudnej akcji. To nie tylko kwestia wyszkolenia, determinacji, pasji. Zaangażowania, mądrości, zdrowego rozsądku. Prawości!!!

Wypadki się zdarzają, funkcjonariusze zostają ranni lub giną na służbie. To zawód podwyższonego ryzyka. Szanujmy go.

W opisie pani książki przeczytałem: "Idąc tropem ludowej wiary w dobroczynne działanie takiego sznura, Anka zaczyna zgłębiać różne przesądy, stwierdzając z pewnym zdziwieniem, że w racjonalnym XXI wieku wciąż mają się całkiem dobrze...". Jakie przesądy jeszcze zgłębiała pani z bohaterką?
Ha. Zgłębiałam wiele. Tylko że Anka Stopińska jest żoną bohatera, a według zamysłu poprowadzenia akcji (fabuły) jest to postać, która raczej dodaje kolorytu i uzupełnia obraz życia polskiego policjanta. Jak tło, drugi lub trzeci plan, bez którego przekaz jest niepełny. W pierwotnej wersji książki było tego wiele więcej. Wyrzuciłam ponad 5 stron A4 tekstu o gusłach, bo stawał się nudny. Nie pasował do wątku kryminalnego.

Które przesądy najbardziej panią zaskoczyły?
Zaskakują mnie przesądy, które nadal mocno tkwią w społeczeństwie, pomimo przeczących im osiągnięciom nauki. Takie, których stosowanie (kultywowanie) przynosi ewidentne szkody. Niestety, większość z nich oparta jest o dziwnie pojętą wiarę (katolicką) i nieufność wobec lekarzy, naukowców, innych "wykształciuchów". Nie ma tego w mojej książce, ponieważ ten projekt to nie czas ani miejsce na rozważania o wszechobecnej tępocie i ciemnocie narodu.

Odpowiadając konkretniej na pańskie pytanie, "lubię" czerwone kokardki i hortensje. Opisane zdarzenia są autentyczne. Nadmienię, że w piątek trzynastego kwietnia skręciłam nogę. Ponad dwa tygodnie nie mogłam chodzić. (Stopę w kostce.) I jak tu nie wierzyć w pechowość tego dnia? (Oczywiście żartuję. To był przypadek, wypadek i mój klasyczny niefart).

Jak pani myśli, dlaczego w ludziach wciąż jest tak silna wiara w przesądy?
To, co myślę, może panu się nie spodobać. Chęć poszerzania swoich horyzontów, zdobywania wiedzy, racjonalnego tłumaczenia występujących zjawisk ( w przyrodzie, w ludzkiej naturze i w społeczeństwie) jest po prostu nudna. I kosztowna. Jeszcze wymagająca ruszenia zada, przeczytania książki, artykułu w gazecie, myślenia!!! A to jest także niewygodne. Ludzie kupują najchętniej bajki i mity. Dają się mamić jak małe dzieci. Karmią się bylejakością i wygodą. Przede wszystkim ułudą. Lepiej dać dziecku do zabawy telefon komórkowy niż poświecić czas, przeczytać mu książeczkę i zaszczepić chęć poznawania świata, zdobywania wiedzy, odkrywania nieznanego. Nauczanie innych myślenia wymaga myślenia i wiedzy. Starań, czasu. Wreszcie: ciemnym ludem łatwiej sterować. Nie ma woli (tu i teraz), by naród był mądry i wykształcony. Niestety.

Wiarę w przesądy u ludzi mocno widać ostatnimi czasy - sporo jest antyszczepionkowców, ale też celebrytów wypowiadajacych się na temat koronawirusa. Jakie refleksje towarzyszą pani na ich temat?
Nie powiem. Jestem natomiast za szczepieniem dzieci i dorosłych. Jestem za kultywowaniem elementarnej higieny i nawyku mycia zębów. Jestem za noszeniem maseczek, rękawiczek, i za rzetelną polityką informacyjną. Choćby to nawet miało boleć. Nie słucham głupiomądrych wywodów celebrytów i niedokształconych gwiazd internetu. Nie mam na to ani czasu, ani ochoty.

Boję się zachorować na COVID-19, ponieważ w mojej rodzinie są osoby w podeszłym wieku, które mogą nie przeżyć zakażenia.

Nie wiem, czy sama jestem zakażona. Nie stać mnie na wątpliwej jakości testy, już na pewno nie stać mnie na wspieranie złoczyńców i kombinatorów. Staram sie analizować uzyskiwane informacje, obserwuję sytuację w kraju i na świecie, na tym etapie zarazy nie luzowałabym obostrzeń. Ponadto uważam, że zostały wprowadzone dużo za późno.

Refleksja? Cóż. Większość z nas poniesie ogromne straty. Materialne, moralne, zdrowotne. Ale niektórzy dorobią się na pandemii oraz na cudzej krzywdzie. To mnie martwi, to mnie boli. Im szybciej zdamy sobie sprawę z tego smutnego faktu, zachowamy rozsądek i mądrość, tym lepiej poradzimy sobie z epidemią.

Dobrej prasy nie mają ostatnio policjanci. Nie milkną echa zabójstwa Igora Stachowiaka, a w USA wciąż trwają protesty po zamordowaniu George'a Floyda. Policyjni negocjatorzy też nie mają łatwo.
Nie łączyłabym tych zdarzeń. Sytuacje były inne, okoliczności także, wreszcie osoby, które straciły życie. Rasizmowi, ksenofobii i nietolerancji mówię „NIE!”.

Tutaj nie chodzi tylko o Igora Stachowiaka. Zupełnie niepotrzebnie został wykreowany na bohatera narodowego i symbol ofiar policji. Cały problem polega na tym, że w każdym środowisku zdarza się czarna owca. Owe mechanizmy opisałam zarówno w „Sznurze wisielca”, jak i w „Garniturze na słupie”. Brak szkoleń, statystyki, brak pieniędzy. To są realia polskiej policji. Dobra, sprawna, fachowa i mobilna formacja mundurowa wymaga nakładów. Służba jest ciężka i niewdzięczna.

Zastosowano środek przymusu bezpośredniego, który okazał się zabójczy. Ewidentnie popełniono wiele błędów i przekroczono uprawnienia. Gdy tylko ustaną przesłanki do obezwładnienia osoby zagrażającej bezpieczeństwu obywateli, powinno się działać zgodnie z procedurami. Policjant ma stać na straży prawa i porządku. Koniec i kropka. Bronić społeczeństwo przed każdą agresją. Nawet skierowaną przeciwko samemu sprawcy. Na brutalne i bezmyślne zachowanie także nie ma mojej zgody. I usprawiedliwienia.

Każdy kij ma dwa końce. Każdy policjant ma na utrzymaniu rodzinę i granice wytrzymałości. Ludzie pracują ofiarnie, za co nikt im nie dziękuje.

Inna sprawa, że rozpaczliwie brakuje funkcjonariuszy. Stare i doświadczone kadry wysłane zostały na emeryturę, młodzieży nie ma kto szkolić. Jeśli w ogóle ta młodzież zechce wejść w marnie opłacane szeregi służb mundurowych.

To wszystko jest w moich książkach. Może nieco zawoalowane, ukryte między wierszami, przedstawione po mojemu, jednakowoż usiłuję obnażać wady systemowe.

A jak bardzo inspirujący jest dla pani Wrocław jako sceneria książek?
Bardzo. Jak w książkach pana Marka Krajewskiego. Każde miasto ma swoje tajemnice. W dużym, takim jak nasze, wiele się dzieje. Anonimowość też jest nie bez znaczenia. (vide: „Garnitur na słupie”.) Można osadzić akcję wszędzie: w pięknym parku, muzeum, w blokowisku. Przy okazji odsłonić nieco tych tajemnic i uroków Wrocławia. Zarówno jego historii jak i współczesności. Ten fakt także mam na uwadze.

Uważny czytelnik stwierdzi, że moje książki zawierają klucz. Celowo zmieniłam i zakamuflowałam nazwy własne. Niech ten czytelnik (wrocławski) trochę się pomozoli.

Jak bardzo pomocne w szukaniu inspiracji i ciekawych lokalizacji jest dla pani bycie pilotem wycieczek?
To nie tylko ciekawe lokalizacje, obcowanie z pięknem, zabytkami, ciekawą urbanistyką. To także kultura, historia. No i przede wszystkim ludzie i ich zachowania. Na obczyźnie Polakom puszczają hamulce, ujawniają się wady i przywary narodowe. Planuję napisać jeszcze jedną książkę na ten temat.

Kocham Wrocław, wrocławian, rozmach metropolii. Kulturę, sztukę. Otwartość na świat, na UE, na współpracę i rozwój. Wielokulturowość, wielonarodowość. Zagranicznych studentów. Knajpki prowadzone przez egzotycznych przybyszy, zakochanych w naszym mieście tak samo jak ja.

Cała nadzieja we włodarzach i rajcach miejskich. Liczę na ich mądrość, doświadczenie i racjonalizm.

Czy epidemia i zachowania ludzi wobec pandemii są dla pani inspirujące jako pisarki?
Na miano pisarki należy sobie zasłużyć i jakkolwiek zapracować. Ja wydałam na razie tylko cztery książki, piąta jest w wydawnictwie i czeka na ocenę. Napisałam trochę więcej, obecnie pracuję nad kolejną. Pozostańmy przy "autorce".

Co do istoty pana pytania - na pewno. To ciekawe doświadczenie. Jak powódź stulecia w 97. Jak zaraza ospy w 63, choć znam ją tylko z opowiadań.  Proszę mieć na uwadze, że moja literatura jest obyczajowa. To zobowiązuje.

Nadmienię, że mam podstawy i materiał, by spróbować w miarę rzetelnie podejść do tematu. Czy będzie z tego książka? Chciałabym. Choć ciężko jest pisać komedie o tematach tragicznych i smutnych. W każdym razie spróbuję.

Czy epidemia pokazuje, że życie przerasta fikcję?
Różnice zacierają się. Jeszcze 100 lat temu latanie było fikcją. Prąd, satelity. Całkiem niedawno komputery. Nie lubię fikcji. Może nie rozumiem jej? W sensie aksjologicznym. Lubię fakt. I na nim buduję akcje swoich powieści.

Co do teraźniejszej epidemii koronowirusa - jest faktem. Okrutnym. Niestety. Realnym, namacalnym. Zmieniła nasze życie. I trzeba zrobić wszystko, by się nie powtórzyła, by zminimalizować jej skutki.

Życie pisze rożne scenariusze, a teraz osobiście nie uciekałabym w fikcję. Bo ta zaciemnia obraz i ukierunkowuje działania na zupełnie inne tory. Fikcję zostawmy sobie na potem. Chyba że służy ona zachowaniu pogodnego stanu ducha. Rozrywce, relaksowi. A taką zbawienną fikcję mamy w książkach.

Jaka rada? Czytajmy. Uśmiechajmy się. Cieszmy się. Marzmy. Nie dajmy się zwariować i stłamsić zarazie. Po prostu żyjmy pięknie i mądrze.

Oceń publikację: + 1 + 24 - 1 - 1

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~Piotr Wójcik 2020-06-15
    20:32:58

    0 0

    Brawo Aneta !!!

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1388