Wiadomości

Czy we Wrocławiu radnego trzeba zabić, aby ktoś się odezwał?

2022-07-29, Autor: Arkadiusz Franas

Radny Andrzej Kilijanek może nie jest ideałem samorządowca i niektóre jego pomysły nie przypadły mi do gustu. Ale jakoś nie mogę zrozumieć braku reakcji władz miasta, gdy urzędnik tej rangi oficjalnie informuje, iż „jak zażądałem debaty i głosowania w sprawie wykupu udziałów Śląska (…) wybito mi szyby w samochodzie” lub o osobach odpowiedzialnych za inny atak: „mają nie tylko stanowiska w urzędzie miasta, spółkach miejskich, ale też miejsca w radach nadzorczych”. Może radny histeryzuje, ale może warto pamiętać co się wydarzyło w 1922 roku.

Reklama

Tak, doskonale wiem, że młody wrocławski radny, z całym szacunkiem, to nie jest postać rangi pierwszego prezydenta RP Gabriela Narutowicza. I nastroje zgoła inne na początku XXI wieku niż te chwilę po odzyskaniu niepodległości. Ale lekki dreszczyk pojawia się, gdy człowiek przypomni sobie słowa Wincentego Witosa, który o tamtym czasie tak napisał: „Niesłychanych wybryków wobec pierwszego Prezydenta odrodzonego państwa ani prasa, ani organizacje prawicowe należycie nie skarciły. Stało się to niemal zachętą do dalszych ekscesów”.

O jakich ekscesach teraz mówimy? Kilka dni temu Andrzej Kilijanek, jeden z aktywniejszych radnych Prawa i Sprawiedliwości, opublikował list do radnych zaczynając tymi słowy: „ Drogie Koleżanki, Drodzy Koledzy, piszę do Was ten list, ponieważ dostrzegam postępującą degradację kultury debaty publicznej. Mija kolejny rok naszej kadencji i trudno nie odnieść wrażenia, że za sprawą nowych porządków, Wrocław - miasto spotkań, staje się miastem hejtu i bana”.

Rzeczy, o których wiadomo od dawna, które stają się dominującą wartością kadencji obecnych władz Wrocławia. Ale do tej pory mówiło się ogólnie lub podając, trochę anegdotycznie, różne występki w mediach społecznościowych prezydenta i jego totumfackich. Tym razem jednak dostajemy konkretne przykłady ataków na wrocławskiego radnego. Człowieka, z którego poglądami nie musimy się zgadzać, bo na to pozwala nam demokracja, ale jest to jednak samorządowiec wybrany w wolnych wyborach w dość dużym mieście. I taki to przedstawiciel pewnej grupy wrocławian staje się na przykład ofiarą takiej formy ataku: „Po komentarzu dla lokalnych mediów o stanie zadłużenia miasta, Jacek Sutryk postanowił osobiście zastosować wobec mnie technikę hejtu, a niedługo po nieszczęsnym streamie wysłano do mnie ponad trzysta wiadomości z żądaniem opuszczenia Wrocławia”. Wrocław tylko dla wielbicieli prezydenta? Coś nam to chyba przypomina. Idźmy dalej.

Radny podaje kolejny przykład: „Kiedy zabiegałem o informację w sprawie dalszego losu stadionu przy ul. Oporowskiej, grupa ludzi wywiesiła atakujący mnie transparent na kładce biegnącej nad ul. Legnicką. (…) Nie bez znaczenia jest, że o zdarzeniu poinformował mnie członek rady nadzorczej Śląska Wrocław, a zrobił to przed szóstą rano, czyli niedługo po nielegalnym wywieszeniu transparentu. Co ciekawe, osoby postronne nie mogły wiedzieć o interwencji ( red.: chodzi o dopytywanie się o stadion), bo nie publikowałem jej w sieci, nie informowałem mediów, a prezydent Sutryk nie zdążył jeszcze na interpelację odpowiedzieć. Nie była opublikowana w BIP”.

Jest trzech członków tej rady nadzorczej i jeden przewodniczący, wystarczy radnego zapytać, który zachowuje się niczym windykator zorganizowanej grupy przestępczej. Bo ci oficjalnie zatrudniani, jak sprawdziłem na stronie internetowej jednej firmy, pracują od 7.00. „by uniknąć procesów o nękanie i w celu zwiększenia wiarygodności firm zajmujących się windykacją”.

Teraz trzeci przykład. Andrzej Kilijanek podaje: „Gdy na prośbę mieszkańca zapytałem o siłownię MPK, zainspirowano w internecie serię memów z prymitywnie przerobionymi zdjęciami, wyciągniętymi z mojego prywatnego profilu FB. Osoby odpowiedzialne za ten atak mają nie tylko stanowiska w urzędzie miasta, spółkach miejskich, ale też miejsca w radach nadzorczych”. I nikogo w ratuszu nie ciekawi jakie to osoby? No chyba, że prezydent i jego współpracownicy doskonale je znają. Delikatnie przypuszczam, że tego wykluczyć nie można.

I takich przykładów w liście radnego Andrzeja Kilijanka jest więcej.

Treścią polityki na każdym szczeblu jest spór. Treścią świata gangsterskiego wymuszanie, nielegalne naciski i przemoc, także słowna. Ostatnimi laty obie rzeczywistości bardzo się do siebie zbliżyły. Także we Wrocławiu. I wcale nie oczekuję, by prezydent czy przewodniczący rady, po liście Kilijanka, podnieśli jakieś larum, niczym ksiądz Kamiński na pogrzebie Wołodyjowskiego w sienkiewiczowskiej Trylogii. Spokojnie. Po pierwsze warto zweryfikować podane tam informacje. A „pochylenie się z troską” nad tym tematem byłoby czymś wyczekiwanym. Sygnałem, że we Wrocławiu nie toleruje się takich zachowań (proszę mi nie śpiewać za Janem Kaczmarkiem Oj naiwny, naiwny, naiwny…). Bo jak napisał Andre Malraux, autor „Doli człowieczej” i bliski współpracownik generała de Gaulle’a: „W polityce dzieje się często tak jak w gramatyce. Błąd, który popełniają wszyscy, zostaje uznany jako prawidło”.

Oceń publikację: + 1 + 34 - 1 - 10

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.