Wiadomości

Nieznośna lekkość buta

2010-09-11, Autor: Radomir Wit
Uśmiecham się, bo tak kazali. Podchodzę do starszej pani z wnuczkiem. - Tak, to jest dobry wybór, proszę zobaczyć- to najlżejszy but z całej kolekcji – przekonuję. - Przecież to plastik, noga mi się odparzy – odpowiada kobieta beznamiętnie.

Reklama

Nie dla wszystkich wrocławskich uczniów i studentów wakacje były czasem zabawy, wyjazdów i imprez.

-Zarabiałem na siebie dlatego, że nie lubię wiecznie wyciągać ręki do rodziców i prosić o pieniądze – mówi Kamil Komarzyniec, od października student Uniwersytetu Wrocławskiego. Takich jak on jest wielu. Okazuje się, że praca w wakacje nie jest lekkim zajęciem. Postanowiłem spróbować w lipcu, przygotowałem CV, rozniosłem po sklepach w Magnolii. Dostałem telefon, chcieli mnie

Dwa światy

 

Okazało się, że będę sprzedawał buty i sportowe ubrania. Poznałem kierowniczkę sklepu, zespół. Kilku studentów i licealista. Pracowałem z nimi przez cały lipiec, ale tylko w weekendy. Nie było kolorowo. W sklepie spędzałem po 12 godzin, przychodziłem pół godziny przed otwarciem, wychodziłem pół godziny po zamknięciu. Na dobrą sprawę wszyscy pracowaliśmy po 13 godzin. Dużo rozmawiałem o ich pracy, a właściwie o tym, że pracowali na granicy prawa.

- Kiedyś nie wystawiłem jednego buta na półkę, kierowniczka powiedziała, że albo nie policzy mi jednego dnia pracy, albo przyjdę za darmo na kilka godzin – wspomina z żalem jeden z nich. Zgodził się, bo nie dość, że pilnie potrzebował pieniędzy, to jego zarobki wcale nie zależały od ilości wypracowanych godzin, ale od ilości sprzedanych (nie rzadko na siłę) butów.

- Co chwilę ktoś grozi nam zwolnieniem, nie mogę sobie zaplanować budżetu, nigdy nie wiem, ile dostanę za miesiąc pracy – mówi jedna z pracownic, studentka.

 

Przez cały okres swojej pracy kontaktowałem się z tegoroczną maturzystką, która pracowała w sklepie z bielizną w Futura Parka. To jedna z filii światowej marki projektanta.

- Zostałam zatrudniona jako pomoc wakacyjna, dostałam umowę o pracę, dodatki w postaci prywatnej opieki zdrowotnej. Wiedziałam, ile będę zarabiać, ile dostanę premii za wyrobienie normy – wspomina. Pracowała nie 12 godzin, ale 8.

 

 

Wrocławski koszyk

 

Najważniejsze to wcisnąć klientowi towar. Specjalnie liczniki sprawdzały, ile osób weszło do sklepu. Rejestrowano też ilość sztuk towaru na jednym paragonie, kwotę zakupów. „Zwracaj na to uwagę, od tego zależy, ile będzie trwał Twój okres próbny” – uczono mnie. Jako nowy pracownik zarabiałem mniej niż inni, nie miałem szansy otrzymać takiej samej premii, mimo że pracowałem równie długo i równie ciężko.

- Zarabiam dokładnie tyle samo, co normalne pracowniczki, premię mam taką samą, tyle samo zarabiają dziewczyny z weekendu – mówi dziewczyna ze sklepu z bielizną.

Nas wszystkich, młodych, jeszcze bez wykształcenia, traktowano specjalnie. Pracodawca wymagał, żebyśmy podpisali umowę o odpowiedzialności materialnej za towar w sklepie. Mimo że towar był ubezpieczony. Dostałem kartkę papieru, na niej puste rubryczki i napis „weksel in blanco”. Tego już podpisywać nie chciałem, zwolniłem się. Ale wiem, że inni podpisali i co jakiś czas, przy okazji inwentaryzacji musieli płacić za towar, którego nie było.

- Różnie to wychodzi, ostatnio każdy z nas musiał zapłacić po 600 złotych – wspominam jedna z dziewczyn. Ja za pracę w weekendy w lipcu dostałem 500 złotych, musiałbym więc dopłacić „stówę”.

- U nas nie ma odpowiedzialności materialnej, nie patrzymy na liczniki. Liczy się nasza praca, kierowniczka wszystko widzi i sama ocenia – mówi pracownica z Futura Park.

 

 

Młodzi mają gorzej

 

Ja się na takie warunki nie zgodziłem, jednak spora część młodych ludzi, którzy potrzebują pieniędzy, podpisuje weksle, umowy i godzi się na poniżanie. Kamil Komarzyniec, student Uniwersytetu Wrocławskiego pracował w biurze jednej z wrocławskich uczelni niepublicznych: - Pracowałem właśnie po to, żeby sobie zarobić na wyjazd. Tym, których rodziców stać na fundowanie dzieciom wyjazdów mogę tylko zazdrościć. Jednak mam wątpliwości co do tego, czy takie osoby będą umiały być w jakikolwiek sposób samodzielne w życiu lub zarabiać na swoje utrzymanie, jeżeli polegają tylko na tym, co dostają od rodziców.

Pracodawcy lubią młodych – szczególnie licealistów i studentów pierwszego roku. Dużo nie wymagają, na wszystko się zgodzą. Groźba zwolnienia sprawia, że przestają się buntować.

 - Idę teraz na urlop, ale nie zamierzam już tu wracać, mam dosyć, znowu zacząłem palić – mówił jeden z pracowników, gdy odchodziłem. Byłem wczoraj w Magnolii, nadal tam pracuje.

Oceń publikację: + 1 + 0 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (4):
  • ~ 2010-09-11
    16:01:28

    0 0

    dodajmy jeszcze, że student we Wrocławiu jak znajdzie prace o umowę o pracę to jest dosłowny cud nad "odrą" !

  • ~ 2010-09-11
    16:58:19

    0 0

    Masakra!

  • ~ 2010-09-11
    22:31:15

    0 0

    Dlaczego te pyskate związki zawodowe nie bronią młodych ludzi?

  • ~ 2010-09-13
    10:04:34

    0 0

    czemu przedstawiono sprawę tylko z jednej strony? rzetelność nakazałaby porozmawianie z pracodawcami, a tak wychodzi tendencyjnie.

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.