Nie przegap

We Wrocławiu też czas na zmiany… Nazwy miasta?

2023-10-27, Autor: Arkadiusz Franas

Na ostatniej sesji rady miejskiej zmieniono nazwę „instytucji kultury” Cantores Minores Wratislavienses, bo za trudna. Prowadzący jeszcze niedawno show „Mam talent” niedługo może poprowadzić trochę inny program rozrywkowy, czyli Sejm. Czekam cierpliwie na decyzję, kiedy „Królowe życia” obejmą resort kultury. A przewodniczący sejmikowego klubu KO vel PO nie może zdecydować się, czy jak „zdążyć”, to na pewno z „ż” czy może jednak z „rz”, więc w swoim wpisie proponuje nam dwie wersje. Choć podobno cicho myśli o trzeciej. To znaczy o Trzeciej Drodze. Może jeszcze na tej drodze spotka się z Jackiem Sutrykiem.

Reklama

To mogło umknąć Państwa uwadze, ponieważ ostatni sesja Rady Miejskiej Wrocławia obfitowała w wiele istotnych wydarzeń. Ale wśród przegłosowanych uchwał znalazła się i taka: Uchwała sprawie zmiany nazwy instytucji kultury Wrocławscy Kameraliści „Cantores Minores Wratislavienses” we Wrocławiu.

Teraz będą tylko Wrocławscy Kameraliści. Uchwałę podjęto na wniosek prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka. W uzasadnieniu czytamy między innymi:

„Nazwa „Wrocławscy Kameraliści” dodatkowo ułatwi instytucji podejmowanie działań marketingowych i administracyjnych bez konieczności stosowania dotychczasowej 5-wyrazowej nazwy”.

Słowo klucz: ułatwi. Ludzie, kto to słyszał, żeby posługiwać się pięcioma słowami! W czasach, gdy blisko jesteśmy wprowadzenia zakazu zadawania prac domowych uczniom, by oczywiście ułatwić im życie? Ostatnio z moim kolegą, doświadczonym pedagogiem, doszliśmy do wniosku, że w ramach tego „ułatwiania” funkcja nauczyciela zostanie sprowadzona do doradcy „standby”, który będzie czekał na ucznia w wyznaczonych godzinach. I gdy ten, w miarę wypoczęty, zapragnie czegoś się nauczyć, na przykład alfabetu lub dodawania (odejmowanie jest zbyt stresujące), to przyjdzie do szkoły i o coś się zapyta. A ten kiedyś nauczyciel zacznie tłumaczyć i co dwa zdania wrzuci z troską: nie za trudne? Ale żeby nie było pokus odebrania podopiecznemu prawa do życia, dawny pedagog będzie mógł tłumaczyć tylko 10 minut.  Takie gotowe projekty reform dla powstającego rządu tworzymy od ręki. I w każdej liczbie.

Wracając na grunt naszego ratusza, zastanawia mnie tylko jedno, gdzie w tym wszystkim jakiś szacunek dla twórcy tego projektu Edmunda Kajdasza, który w 1966 roku utworzył chór Cantores Minores Wratislavienses? To jednak jakiś symbol tego miasta. Za wiele ich nie mamy. Tak trudno wymówić czy napisać te łacińskie słowa? Nawet jak ich się nie rozumie. Przecież internet tłumaczy wszystko. Kiedy w takim razie zmieniamy tytuł honorowego obywatela Wrocławia Civitate Wratislaviensi Donatus na „Gość z jajami”? Przepraszam, nie wiedziałem, którą literę wykropkować, by było zrozumiałe. Tak będzie łatwiej i wszyscy zrozumieją. A że wulgarne? Jeszcze komuś to przeszkadza? Przecież to już język naszej debaty politycznej. Nie mam jeszcze gotowej propozycji dla drugiej płci, ale ponieważ teraz wszystkie płcie mają tak samo i to samo, więc dam sobie spokój.

No i czas najwyższy coś zrobić z nazwą Wrocław. Już kilkanaście lat temu ówczesna europosłanka SLD Lidia Geringer d'Oedenberg twierdziła, że nawet jej europejscy koledzy mają problem z wypowiadaniem jego nazwy. - Kraków to Krakał po prostu. Warszawa? Łorsoł, of course! A my? No, jak to brzmi? Łokłoł, albo Łroklał - żaliła się wówczas posłanka i proponowała, by stworzyć angielską wersję nazwy naszego grodu.

I tu mam też propozycję. Nie moją. Na początku tego wieku działał wrocławski raper Tymon (Tymon Smektała). To chyba on jako pierwszy zaproponował “71” jako synonim Wrocławia. Artysta śpiewał: To więcej niż tylko suma bloków i kamienic,/placów i ulic,/to moje 71!”. Oczywiście, gdy w dobie telefonii komórkowej ktoś zapomniał, 71 to numer kierunkowy do Wrocławia.

Proszę teraz spojrzeć, jak to cudnie będzie brzmiało: „Gość z jajami 71”. Czy wszyscy radni, którzy bezrefleksyjnie skrócili nazwę „instytucji kultury” są za?

Jest też szansa, że jak opozycja przechodząca w fazę rządzącą upora się z demonem ministra Przemysława Czarnka, to i na uczelniach zostaną wprowadzone pewne udogodnienia. No bo kto to słyszał, by w XXI wieku śpiewać na inaugurację roku akademickiego; „Gaudeamus igitur,/ Iuvenes dum sumus,/ Gaudeamus igitur,/ Iuvenes dum sumus…”. Gaudeamus to pewnie jakieś czeskie piwo, igitur - jak nic jaszczurka i ta ryba, ten sumus… Ponieważ za nami już pierwszy wykład inauguracyjny, na Politechnice Gdańskiej, wygłoszony przez profesora w dresie, to ja mam propozycję czym by tego „Gaudeamusa” zastąpić. Idzie to tak:

 To opowieść o kolesiach, co zasiedlają te bloki
Jedni golą się na łyso, inni noszą dread-loki
Jedni wciągają obłoki, inni kirają alpagi
Stan równowagi w kraju, gdzie król jest nagi, ha
Ja naginam, piszę list jak Rakim
Pizgam rymy jak pod koszem haki
Jak Olawujon Hakeem
Miejsce na cmentarzu mam nie wiem jakim
Bit przeżuwam, jutro przeczuwam w sposób jakiś.

 Zaczerpnięte z utworu „El Polako” poznańskiego rapera donGURALesko. Ewentualnie można nanieść drobne korekty, na przykład słowo „bloki” zastąpić „ławki”, ale nie upieram się. Ma to sens, swój wyraz i przekaz. Tylko oczywiście obowiązkowo całe profesorstwo zamiast tóg niech włoży jakieś kolorowe dresy z odrobiną cekinów.

Dużo swobody i powiew świeżości ma pojawić się też na najwyższych szczeblach władzy. Wiele wskazuje na to, że marszałkiem Sejmu może zostać Szymon Hołownia. Ostatnie co prowadził, kilka lat temu, było to telewizyjne show „Mam talent”. Takie, w którym amatorzy tańczą, śpiewają, połykają dziwne rzeczy i się wyginają. Teraz, bez żadnych doświadczeń na żadnym szczeblu władzy, ma i chce prowadzić obrady izby ustawodawczej. Ja pamiętam jak kiedyś opowiadano sobie taki żart: „Dlaczego budynek Sejmu jest okrągły? A kto widział kwadratowy cyrk…”. Słowo (żart) ciałem się stało. Nie wiem czy marszałkowie Stanisław Małachowski, Wojciech Trąmpczyński czy Maciej Rataj w grobach się przewracają, ale pewnie odwrócili się na drugi bok, by na to nie patrzeć.

Rozumiem, że bohaterki innego show telewizyjnego „Królowe życia” nie mają co liczyć na jakieś funkcje w parlamencie, bo nie startowały. Ale kierownictwo resortu kultury można by im śmiało powierzyć. Niech chociaż będzie jakaś konsekwencja w tej celebryckiej logice nowych rządów. No i rolnik, który znajdzie żonę w kolejnym programie natychmiast do resortu rolnictwa. Bodaj na podsekretarza stanu.

Na naszym podwórku też próbuje zaistnieć pewien celebryta – Marek Łapiński. Uaktywnił się i zmienił „stajla” od kiedy to prezydent Sutryk, jako nagrodę pocieszenia po utraconym zarządzie TBS, dał mu stołek w radzie nadzorczej wrocławskich wodociągów. A tak przy okazji. PO tak zaciekle chce teraz PiS rozliczać (może i słusznie) za te obsadzanie stanowisk z klucza politycznego. Ale gdy PO ze swoim prezydentem obsadza w ten sam sposób stanowiska w mieście, to przecież nic się nie stało… „Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy to jest zły uczynek. Dobry, to jak Kali zabrać komuś krowy” – ile razy będziemy na to jeszcze się nabierać? To wygląda jak never ending story.
Marek Łapiński, ksywa „człowiek porażka”, to szef sejmikowego klubu KO/PO. Kilkakrotnie już opisywałem jak mu nic w sejmiku nie wychodziło. Zarejestrował to też Donald Tusk i nie umieścił pana Marka nawet na 29 miejscu listy wyborczej. Ale ów polityk, rodem z pięknej Trzebnicy, któremu wybory parlamentarne mylą się z samorządowymi (jak się rozpędzi to i do samorządów klasowych dotrze) na fali zwycięstwa kolegów z Platformy chciałby wszystko pozmieniać na każdym szczeblu władzy i jednocześnie też coś mądrego wymyśleć, więc namiętnie prowadzi media społecznościowe. Do czego ta namiętność prowadzi? Ostatnio zamieścił taki wpis:

„PiS liczył, że komisarz wyborczy nie zdąży wydać postanowienia o obejściu mandatu radnego Sejmiku Dolnośląskiego kolejnemu kandydatowi z listy @KO DolnySlask w miejsce senatora @zawilamarcin. W ten sposób chcieli wraz z bezpartyjnymi samorządowcami odzyskać większość w Sejmiku. Komisarz zdarzył”.

Nie wiem na co liczył PiS, ale co to znaczy „obejście mandatu”? Pan Marek jakiś czas później dopisał, że chodzi o objęcie, ok. Innych błędów w swym wystąpieniu nie zauważył.

Może taki roztargniony, bo ostatnio z klubu odszedł najwierniejszy współpracownik Łapińskiego radny Stanisław Jurcewicz. Jurcewicz mocno pogniewał się na Tuska za nieumieszczenie go na liście wyborczej i zaczął układać się z Trzecią Drogą. W sejmiku szepczą, że ma przygotować miękkie lądowanie dla swojego niedawnego szefa, gdyby ten nie trafił na listy PO nawet w zbliżających się wyborach samorządowych. Co więcej, niewykluczone, że Łapiński tą drogą pójdzie z Jackiem Sutrykiem, gdy Platforma wystawi swojego kandydata na prezydenta Wrocławia.  Pożiwiom, uwidim…

 Quo vadis… chciałoby się napisać na koniec, ale z dużo już tej łaciny, której rada miejska tak nie lubi. A dodatkowo to z Sienkiewicza. Żeby choć z Tokarczuk lub przynajmniej Żulczyka…

To wrócę do przywołanej już kiedyś przez mnie sentencji mojego ulubionego matematyka i aforysty, współtwórcy lwowskiej szkoły matematycznej, prof. Hugo Steinhausa. Ów geniusz, po wojnie osiadły we Wrocławiu, nie mając jeszcze pojęcia o powstaniu w przyszłości internetu napisał:

„Dzięki rozpowszechnieniu oświaty można dziś czytać, pisać i publikować, nie przestając być analfabetą”.

Obawiam się Panie profesorze, że tu wcale już nie tylko o pisanie i publikowanie chodzi. 

 

Oceń publikację: + 1 + 107 - 1 - 66

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.