Wrocławskie Pantery lepsze od Lowlanders Białystok w śnieżnym meczu [RELACJA]

Pogoda nie rozpieszczała futbolistów. Jeszcze o godzinie 10 murawa Stadionu Olimpijskiego przykryta była 10-centrymetrową warstwą śniegu. Na szczęście udało się przygotować boisko na czas i punktualnie o 13 mógł rozpocząć się pierwszy sezon Ligi Futbolu Amerykańskiego. - Ani przez moment nie mieliśmy wątpliwości, że ten mecz się odbędzie. Nasi kibice czekali zbyt długo, by mogło być inaczej. Chylę czoła przed zespołem, który odśnieżał murawę. To oni zostali pierwszymi bohaterami dzisiejszego dnia - mówi Michał Latoś, prezes zarządu Panthers Wrocław. I choć ostatecznie obie drużyny wybiegły na murawę w walce o punkty, to warunki rozgrywania spotkania były dalekie do optymalnych.

W pierwszej połowie żaden z zespołów nie potrafił zbudować większej przewagi, a bardzo dobrze spisywała się defensywa Lowlanders, która nie pozwalała wrocławianom na zbyt wiele. Pantery postawiły na grę biegową. Szeregi silnej i fizycznej obrony Białystok Lowlanders próbowali forsować na zmianę Konrad Starczewski i Ernest Rogowicz. Warunki jednak tego nie ułatwiały. Wynik spotkania otworzył Tomasz Dziedzic, który złapał piłkę w polu punktowym po podaniu od Tima Morovicka, a białostoczanie odpowiedzieli przyłożeniem Ryana Kasdorfa. Po dwóch kwartach było tylko 9:7 dla Panthers, ale podopieczni Nicka Johansena rozkręcili się po przerwie.

W trzeciej ćwiartce Dziedzic, który poprzedni sezon spędził w drużynie Panthers B, gdzie powracał do gry po cięzkiej kontuzji, raz jeszcze zdobył przyłożenie (16:7 dla Panthers), a swój wyczyn powtórzył na początku czwartej kwarty (23:7). Goście z Białegostoku jeszcze próbowali walczyć, zmniejszyli prowadzenie Panthers do dziesięciu "oczek" (23:13), jednak po chwili wrocławianie znów odskoczyli na kilkanaście punktów. Ostatecznie w mroźnym meczu Panthers wygrali 37:13.

Na pochwały zasługuje także formacja defensywna, która przez cały mecz wywierała potężną presję na rozgrywającym rywali, a kropkę nad i postawił Szymon Adamczyk, który zanotował safety, zdobywając dwa punkty po powaleniu przeciwnika w polu punktowym Lowlanders. Świetne spotkanie zagrali również Kacper Pawlak i Hubert Ogrodowczyk, którzy wielokrotnie powalali na murawę zawodników Lowlanders Białystok. Z kolei Grzegorz Lary i Karol Mogielnicki wyróżniali się w trzeciej linii obrony, bardzo często przecinając podana rozgrywającego przeciwników.

Niestety, już w pierwszym meczu sezonu nie brakowało kontuzji. Po stronie Panthers sobotniego pojedynku nie dokończyli Ernest Rogowicz i Adam Nelip (kolejno urazy kostki i kolana), natomiast w Lowlanders kontuzję barku odniósł Mateusz Szczęk. Szczególnie groźnie wyglądał uraz Nelipa, który padł na murawę po starciu z rywalem w końcówce drugiej kwarty i już się z niej nie podniósł - na noszach został zniesiony do karetki, a następnie przetransportowany do szpitala.

- To był ciężki mecz, organizacyjnie musieliśmy już w pierwszym meczu wejść na najwyższe obroty, a sportowo zagrać w najcięższych dla nas warunkach w historii. Oba testy zdaliśmy bardzo dobrze. Dziękujemy wszystkim kibicom, którzy pomimo ujemnej temperatury licznie stawili się na Stadionie Olimpijskim i zapewnili gorący doping - mówi Jakub Głogowski, menedżer generalny Panthers Wrocław.

Teraz przed Panterami długa seria meczów wyjazdowych. Najbliższy mecz domowy odbędzie się dopiero 6 maja, kiedy na Stadionie Olimpijskim przeciwnikami Wrocławian będą Patrioci Poznań. W następny weekend Panthers jadą natomiast do Tych, gdzie zmierzą sie z miejscowymi Falcons. 

Panthers Wrocław - Lowlanders Białystok 37:13 (7:0, 2:7, 7:0, 21:6)