Wiadomości

Życie uczniów, gdy nauczyciel nie patrzy

2010-10-10, Autor: Radomir Wit
Szkoła i dom – tych dwóch przestrzeni nie da się od siebie oddzielić, przynajmniej w młodzieńczych latach. Rola nauczyciela z biegiem lat staje się coraz większa, bo to on nieraz musi zastąpić zapracowanego rodzica, który przyjmuje rolę żywiciela. Na nauczyciela spada spora część obowiązków rodzicielskich, które nie zawsze jest w stanie pełnić, których nie zawsze jest świadomy.

Reklama

Występują: Marek, podwórkowa Lady, typ naukowiec, lokalna sexbomba, wolontariusz przy parafii i przyszły psycholog od rodziców.

- Wracam, odruchowo podchodzę do lodówki, wyciągam garnek, odgrzewam jedzenie. Jem przy komputerze i tak codziennie, zawsze po szkole. No, może z wyjątkiem niedziel - Marek, 15 lat, uczeń gimnazjum nie chce zdradzić którego. Mieszka w samym Rynku, w plombie przy ulicy Więziennej. - Lekcje kończę zazwyczaj w okolicach 15, najgorzej jest z wracaniem do domu. Chodzę do szkoły w drugiej części miasta i na dojazdy tracę mnóstwo czasu. Wracam do domu i prawie od razu siadam do książek, mam mało wolnego czasu.

Malwina, 17 lat, twierdzi, że czasem chodzi do technikum żartem dodaje, że raczej rzadko. Spotykam ją na podwórku jednego z blokowisk w okolicach tzw. trójkąta bermudzkiego, siedzi na ławce i żuje słonecznik. Jest dziesiąta, większość nastolatków siedzi w szkolny ławkach, na podwórku, oprócz nas, jest jeszcze kilka osób. Nikogo nie dziwi widok dziewczyny.

- A kogo to obchodzi, 

niech każdy interesuje się własnymi problemami. Zresztą spójrz na tych trzech facetów (wskazuje palcem, długie paznokcie pomalowane na przemian na czerwono i czarno przyciągają wzrok), oni są tak narąbani, że ledwo kontaktują, mnie mieliby zauważyć? Zresztą nikt nie chce się tu nikomu narażać. Pod jedynką mieszka tu taka starsza kobieta, chodzi codziennie do kościoła, ma kota. Kiedyś zadzwoniła na policję, bo dwóch knypków siedziało na trzepaku, zamiast być w szkole – wspomina. Zgłoszenie przyjęli, rodziców maluchów spisano. Następnego dnia po kocie nie pozostał żaden ślad. Ulubione zwierzę starszej pani zaginęło. Dopiero po dwóch dniach poszukiwań kot odnalazł się był wygłodzony. Jak się później okazało, dwaj chłopcy zamknęli go na klucz w piwnicy. Od tej pory starsza pani nie zwraca uwagi na to, co się dzieje na podwórku.

Ziemia w okolicach ławki przykryta jest pokaźną warstwą słonecznikowych łupków. Nagle podwórkową ciszę przerywa huk. Odruchowo odwracam głowę w stronę jego źródła kontenerów na śmieci. Zza zielonego śmietnika wychyla się umorusana czarną mazią twarz, po błądzących oczach łatwo można domyśleć się, że jest pijana. Po chwili wyłania się cała postać typowy kloszard dorabiający jako zbieracz złomu.
- Co się k....a gapisz, człowieka nie widziałeś? Spieprzaj, albo zaraz do ciebie przyjdę - bełkocze ledwo i rusza w moją stronę. Obrót na pięcie i szybkie przejście przez zatęchłą bramę wystarczy, by znaleźć się na ruchliwej ulicy Wrocławia.

Piotrek (woli gdy mówi się do niego Piotr), 17 lat, uczeń jednego z renomowanych liceów wrocławskich. Z pozoru zwykły nastolatek, jednak aspiracjami dorównuje niejednemu dorosłemu.
- Planuję studiować zagranicą, najchętniej we Francji, chciałbym zostać renomowanym chirurgiem. Moi rodzice są lekarzami, zależy mi, żeby pójść ich śladami, ale ja chcę być jeszcze lepszy. Dużo się uczę, biorę dodatkowe zajęcia z zakresu biologii i chemii, prywatnie uczę się francuskiego. W tygodniu nie mam wolnego czasu. Kursuję na jednej trasie: dom-szkoła-dom-szkoła. W międzyczasie uczę się i odrabiam lekcje. 

Przeciętny wrocławski nastolatek śpi od czterech do siedmiu godzin dziennie. Ania, 17 lat. Mieszka na wrocławskim Ołtaszynie, spotykamy się przed jej domem. Na ulicy zaparkowany jest srebrzysty Mercedes klasy E.
- Nie cierpię tego samochodu, generalnie, to był wymysł mojego starszego, chciał poszpanować na osiedlu. Wolę autobusy i tramwaje. Tam jest tak swojsko i po ludzku, chociaż nie zawsze jest przyjemnie. Wczoraj wsiadłam z koleżanką do D na placu Dominikańskim. Usiadłyśmy z tyłu i zaczęłyśmy ze sobą gadać. Nagle poczułam straszliwy smród, tak jakby wymiocin. Odwróciłam się, a za nami chrapał jakiś menel. Zorientowałam się, że wszyscy ludzie poszli do przodu, tylko my dwie byłyśmy z tyłu. Nagle moja kumpela wyciągnęła dezodorant i zaczęła spryskiwać tego żula – śmieje się. Ania nie lubi swojej szkoły, jak sama mówi

czuje się tam mieszana z błotem.

Ciągle czegoś ode mnie chcą. Sterta zadań domowych, setki sprawdzianów. Co chwilę któryś z nauczycieli grozi nam kartkówkami, straszy odpowiedzią przy tablicy. Właściwie to mam to w dupie, tylko w szkole muszę stwarzać jakieś pozory. Żeby nie myśleli, że ja jestem taka mocna. Zaraz by mnie chcieli do pionu sprowadzać, a ja na to nie mam czasu. Ania ma rzeczywiście mało czasu, jego dużą część spędza w szkole. Na szczęście ma blisko do domu, nie traci dużo na dojazdy. Wraca, je obiad zawsze sama (rodzice pracują, wychodzą w domu rano, wracają wieczorem), przegląda zeszyty, jeśli ma dobry humoru, to zrobi jakieś zadanie domowe. Zazwyczaj rzuca jednak torbę w kąt i spisuje zadania na przerwach od swoich dobrych kolegów z pierwszych ławek. 

Ania zaprasza mnie do swojego domu, widać, że jej rodzice ciężko pracują na majątek. Mijam korytarzyk, chyłkiem zaglądam do pokoju dziennego od razu rzuca się w oczy monumentalny kominek i skórzany zestaw mebli. Ania ciągnie mnie za rękaw:
- Nie lubię, gdy ktoś zachwyca się moim domem, to tylko rzeczy, wolę, gdy goście zachwycają się mną! Wchodzimy do jej pokoju. Z pozoru niczym się nie różni od pokoju typowej nastolatki. Podchodzę do wielkiej szafy i uchylam drzwi.
Moi znajomy twierdzą, że jestem lokalną sexbombą. Znam większość wrocławskich klubów, często je zresztą odwiedzam. Najczęściej bawię się w weekendy, ale jeśli w środku tygodnia jest coś ciekawego, to idę. Zazwyczaj następnego dnia nie mam siły zwlec się do szkoły, zostaję w domu. Rozglądam się po ścianach, zatrzymuję wzrok na galerii zdjęć, rozpoznaję na nich niektóre z wrocławskich klubów.

- Popatrz na to! - Ania odpina jedną z fotografii i podaje mi do ręki.
- To moja najlepsza kumpela, ta która psikała menela w autobusie. Jej rodzice są strasznie przewrażliwieni, narzekają, że prowadza się nie wiadomo z kim. Ciągle powtarzają, że się o nią boją, że nie chcą zostać dziadkami. Jak dla mnie, strasznie panikują. Ostatnio nawet dali jej jakieś specjalne testy na obecność pigułki gwałtu w napoju. Ona je od razu wyrzuciła, nie chciała sobie siary robić przy znajomych. Na dworze jest już ciemno, dochodzi dwudziesta. Dla Ani dzień się dopiero zaczyna, nakłada na twarz mocny makijaż, wyciąga z szafy wyzywający strój.
- Lubię szokować, to mój żywioł! Szkoła to tylko nudny obowiązek - Ania uważa, że dopiero wieczorami może pokazać wreszcie innym, jaka jest naprawdę.

- Rodzice mieli wobec mnie wielkie plany.

Już w przedszkolu chodziłem na angielski, taniec i teatr. W podstawówce zapisali mnie na jakieś zajęcia plastyczne, chodziłem na mini-koszykówkę i dodatkowy język. Oprócz tego dużo pisałem w domu, sam robiłem grafiki. W gimnazjum wszystko się zmieniło. Nadal byłem zarzucany stertą dodatkowych zajęć. Miałem coraz mniej czasu na lekcje i naukę. 

Karol, 16 lat, wolontariusz. Działa w świetlicy przy jednej z wrocławskich parafii, opiekuje się dziećmi, pomaga w nauce. Jeździ na obozy, bierze udział w pielgrzymkach. Długie włosy, ubrany na czarno sprawia wrażenie młodego gniewnego. W rzeczywistości jest sympatyczny, chętnie rozmawia o swoim życiu.
W pierwszej klasie gimnazjum byłem zagrożony, nie dałem rady, nie pomagało całonocne ślęczenie nad książką, do szkoły chodziłem przemęczony. W pewnym momencie zacząłem się buntować. Dużo rozmawiałem o tym z rodzicami, na szczęście zrozumieli mnie, dali mi wolność wyboru. Wybroniłem swoje oceny i dzisiaj nie mam już żadnych problemów z nauką. Po szkole pomagam słabszym w nauce, współpracuję z moją parafią. Karol przyznaje, że nareszcie czuje się dobrze.

- Bardzo lubię przebywać w szkole.

Zdaję sobie sprawę z tego, jak głupio to może brzmieć, ale taka jest prawda. W szkole mam przyjaciół, jest z kim porozmawiać, pośmiać się. Kończą się lekcje, zaczyna się to, czego tak nie lubię. Wracam, odruchowo podchodzę do lodówki, wyciągam garnek, odgrzewam jedzenie. Jem przy komputerze i tak codziennie, zawsze po szkole. No, może z wyjątkiem niedziel.

Adrianowi dom kojarzy się z pustką i ciszą. Zawsze, gdy wraca do domu, włącza głośną muzykę. Jak sam mówi nienawidzi ciszy. To go dobija.
- Wszystko jest takie sztuczne, rodzice pracują, ja sam muszę o siebie dbać, czasem matka zostawia mi obiad w lodówce. Niby mam wszystko, mogę robić, co chcę. Rodzice są często w delegacji, nawet nie są w stanie sobie wyobrazić, co robię w wolnym czasie. Często chodzę na imprezy, obracam się w rozrywkowym towarzystwie. Mój kolega raz przyniósł alkomat, wyszło, że miałem ponad promil alkoholu we krwi, ledwo wróciłem do domu. Koledzy musieli mi pomagać, bo nie byłem w stanie trafić do dziurki od klucza. Rodzice oczywiście o tym nie wiedzą, mało z nimi gadam. Na początku bardzo mi to przeszkadzało, teraz się przyzwyczaiłem. W szkole mogę porozmawiać, poradzić się. Po szkole robię to, na co mam ochotę. Nic mnie wtedy nie obchodzi. - Adrian chce w przyszłości studiować psychologię. Twierdzi, że będzie pomagać takim ludziom, jak jego rodzice.  
Oceń publikację: + 1 + 0 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~ 2010-10-10
    22:40:43

    0 0

    Biedne dzieci, szkoła nie przejmie obowiązków rodziców, nawet tak nie piszcie.

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.