Wywiady
Europejska Stolica Kultury się nam opłaci
- Nie pamiętam kto trzy lata temu wygrał Ligę Mistrzów, ale dość dobrze wiem, jakie są najlepsze kluby piłkarskie w Europie. Tytuł stolicy kultury nie jest może tak szeroko znany, ale wśród elit kulturalnych, bardzo wpływowych elit dodajmy, ma znaczenie. To tańsze niż reklama i bardziej skuteczne. Dopóki tytułu nie dostało Glasgow, w Europie panowało przeświadczenie, że to osada wokół zapyziałej stoczni. Ten rok jako stolica kultury udowodnił, że to ciekawe i dynamiczne miasto
- przekonuje Jarosław Obremski wiceprezydent Wrocławia.
Redakcja: Dlaczego się staramy o Europejską Stolicę Kultury?
Jarosław Obremski: Ujmę to tak. Brand Wrocławia w tej chwili w Polsce jest bardzo mocny, ale naszą konkurencją nie są już tylko Poznań czy Kraków, ale także Lille, Bolonia i Glasgow. Jesteśmy na etapie, na którym musimy budować swoją pozycję na mapie Europy, a ten tytuł jest do tego dobrą okazją.
Wrocław jest miastem, które może coś Europie zaprezentować. Pokonaliśmy przekleństwo historii, mimo braku ciągłości historycznej wykuwamy na nowo własną tożsamość, godząc się z przeszłością, ale patrząc w przyszłość.
- Nie wątpię, że mamy co przekazać Europie, bo na tej płaszczyźnie rzeczywiście Wrocław jest wyjątkowy. Ja jednak, podobnie jak jedna trzecia internautów, która wzięła udział w naszej sondzie, mam wątpliwości co do tego dlaczego my się o ten tytuł staramy...
- Chodzi Panu o powód wewnętrzny? Co będziemy z tego mieli?
- Dokładnie. Czemu nie wypromować choćby festiwalu Nowe Horyzonty? Czemu nie rozwinąć go tak, aby stał się bardziej szaloną wersją festiwalu w Cannes, gdzie zamiast czerwonego dywanu byłaby zielona trawa ułożona na kostce brukowej, z której ogląda się filmy? Ilu wrocławian wie, kto trzy lata temu był Europejską Stolicą Kultury?
- Powiem tak. Nie pamiętam kto trzy lata temu wygrał Ligę Mistrzów, ale dość dobrze wiem, jakie są najlepsze kluby piłkarskie w Europie. Tytuł stolicy kultury nie jest może tak szeroko znany, ale wśród elit kulturalnych - dodajmy - bardzo wpływowych elit, ma znaczenie. I przynosi efekt, jak w przypadku Sybin.
- Niewielu czytelników rozpozna tę nazwę.
- Rumuńskie Sybin miało tytuł, o którym rozmawiamy. I dziś kręgi kulturalne myśląc "Rumunia" wiedzą, że jest tam Bukareszt i Sybin. To tańsze niż reklama i bardziej skuteczne. Dopóki tytułu nie dostało Glasgow, w Europie panowało przeświadczenie, że to osada wokół zapyziałej stoczni. Ten rok działania jako stolica kultury udowodnił, że to ciekawe i dynamiczne miasto.
- Czyli chodzi o efekt promocyjny?
- Nie tylko. Proszę zobaczyć co się stało, gdy dostaliśmy Euro. Musieliśmy przewartościować nasze myślenie by sprostać celowi, jaką jest organizacja tej imprezy. Składając aplikację nie pisaliśmy wtedy o drugoligowym Śląsku Wrocław (wrocławski klub był poza ekstraklasą - przypis BK). Pisaliśmy jakie chcemy mieć miasto w 2012 roku. I dokładnie taki sam efekt przynosi przygotowanie dokumentów aplikacyjnych do ESK. Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie jakie będzie pod względem kultury miasto w 2016 roku. Nie chcemy w aplikacji mówić o festiwalach, które już mamy. Musimy na przykład skupić się na estetyce przestrzeni publicznej, o tym, jak chcemy zwiększyć nacisk na detal architektoniczny, żeby w konsekwencji tworzyć dobry gust wrocławian. Napiszemy także o innych efektach jakie chcemy osiągnąć: być najważniejszym punktem, przynajmniej w kilku dziedzinach, na mapie kulturalnej tej części Europy. Starać się o Europejską Stolicę Poezji. Ściągnąć do nas Olimpiadę Teatralną...
- I na poważnie sądzi Pan, że uda się zmienić gust wrocławian? Że nagle wszyscy pójdą do teatru?
- Nie chodzi to, żeby wszyscy poszli do teatru. Chcemy by w wysokiej kulturze zaczęło uczestniczyć nie 5, ale 15 procent mieszkańców miasta.
Coś panu opowiem. W Charlotte w połowie lat 90-tych, w czasach gdy mocno inwestowano tam w Hornets, zespół z koszykarskiej ligi NBA, pokazano mi budynek opery. Budynek, w którym dwa razy do roku odbywa się przedstawienie. Tylko dwa razy. Dla 800 osób. I cała śmietanka miasta przychodzi się tam stuknąć kieliszkami z szampanem. Efektem jest zbliżenie się do siebie elity miasta. To jest bardzo ważny efekt. Jeden z wrocławskich polityków lubi mówić do swoich współpracowników, że mają się stać jedną pięścią. I o to chodzi.
- Kultura jako twórca tożsamości?
- Tak. I to nie tylko dla jej odbiorców. Wrocławianie są dumni z tego, że mają u siebie taki festiwal jak Vratislavia Cantans, nawet, jeśli sami nie są odbiorcami takiej muzyki i nigdy nie byli na żadnym koncercie.
Kiedyś na Pergoli widziałem krótko obciętego młodego jegomościa, który odpalając papierosa za papierosem wyjaśnił swojej wybrance, że „całkiem fajne te smyczki.” I to też jest wartość. Bo pewnie nigdy nie wybrałby się na koncert muzyki poważnej. Takie kulturalne pomosty to także coś, co musimy robić.
- Jeśli dobrze rozumiem: plan polega na tym, że ktoś dostaje pokaz a'la Las Vegas dzięki fontannie na Pergoli, a ktoś inny koncert smyczkowy w Narodowym Forum Muzyki na pl. Wolności? A najważniejszy efekt starań o ten tytuł jest taki, że szeroko rozumiane elity kulturalne, z Panem – wiceprezydentem odpowiedzialnym za kulturę właśnie – muszą odpowiedzieć na pytanie, jak ma się Wrocław rozwijać w tej dziedzinie?
- Taki efekt rzeczywiście się przy pisaniu tej aplikacji pojawił. Dyrektorzy placówek musieli spojrzeć szerzej, niż interes swojego muzeum czy teatru. I zacząć dyskutować, wybierać co jest najważniejsze dla miasta.
Przeprowadzaliśmy badania, z których wynikło między innymi to, że po 50 roku życia przeciętny wrocławianin przestaje uczestniczyć w życiu miasta. Nie chodzi nie tylko do kina czy teatru, ale nawet do pubu. A przecież co najmniej do 65 roku życia są to aktywni ludzie. Jednak miasto ich traci. Jeśli pójdą na jeden koncert, zaczną szukać kolejnego. Wyjdą z domu. Więc wciągając ich w kulturę – odzyskujemy ich dla społeczeństwa obywatelskiego.
- Rozumiem. To na koniec zapytam. Co się stanie z tymi pomysłami, z tym planem, jeśli nie wygramy?
- Pisanie aplikacji by znaleźć się na tzw. shortliście skończymy na przełomie czerwca i lipca. Bardziej szczegółowy dokument musimy mieć gotowy do września, jeśli się na niej znajdziemy.
(cisza) Nie wiem, czy wygramy. Prawda jest taka, że porażki w walce o Expo czy siedzibę EIT nie spłynęły po nas jak woda po kaczce. Nie wiem, czy uda się nam wykrzesać jeszcze raz taki entuzjazm. I nie potrafię przewidzieć co się stanie, gdy Europejską Stolicą Kultury zostaną dajmy na to Katowice. Może dalej będziemy realizować nasz plan, żeby w tym 2016 roku móc powiedzieć: Katowice, czy jakiekolwiek inne miasto, które by wygrało, ma tytuł, ale naszymi dokonaniami w tej dziedzinie możemy ich czapkami nakryć. Kto wie?
rozmawiał: Barłomiej Knapik
Jarosław Obremski – Wiceprezydent Wrocławia od 2003 roku, odpowiedzialny za edukację, kulturę, sport i zdrowie. W latach 1990-2002 był radnym Rady Miejskiej Wrocławia. Od 1990 do 1998 roku pracował w Zarządzie Miasta Wrocławia, był odpowiedzialny między innymi za utworzenie Międzynarodowego Portu Lotniczego we Wrocławiu oraz za organizację 46.Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego – za co został odznaczony papieskim orderem Pro Ecclessia et Pontifice. W 1997 roku, po powodzi, pozyskiwał fundusze na usuwanie jej skutków.
W latach 1998-2001 był przewodniczącym Rady Miejskiej Wrocławia. Zasiada w Radzie Kuratorów Fundacji Ossolineum. Za działalność samorządową został odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi.
Z wykształcenia chemik, absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego. Żonaty, ma dwóch synów.
Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.
Najczęściej czytane
Najczęściej komentowane
Alert TuWrocław
Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!
Wyślij alert
Komentarze (0):