Wiadomości

Geneza konfliktu na linii Zdrojewski-Dutkiewicz. Dlaczego byli prezydenci za sobą nie przepadają?

2019-03-14, Autor: Marcin Torz

Gdy 17 lat temu ogłoszono, że kandydatem na prezydenta zostanie Rafał Dutkiewicz, wielu wrocławian pytało "kto to?". Choć Dutkiewicz w czasach PRL był ważnym działaczem Solidarności, a i później działał w polityce, to dla przeciętnego mieszkańca był kompletnie anonimowy. Dlatego też w jego kampanii wyborczej prym wiódł Bogdan Zdrojewski. Były gospodarz Wrocławia, wtedy o statusie półboga. Zdrojewski mówił "głosujcie na Dutkiewicza", no i Dutkiewicz wygrał wybory.

Reklama

Teraz niechętnie się o tym mówi, ale 17 lat temu Rafała Dutkiewicza mocno wspierał też Jarosław Kaczyński. Jednak jeden z liderów ówczesnego POPiSu nie mógł się równać z popularnością Zdrojewskiego. Bogdan Zdrojewski był po prostu uwielbiany. Chyba każdy wrocławian pamięta (bądź o tym wie) prezydenta, gdy ten walczył w 1997 roku z powodzią. Ile było w tym PR, a ile faktycznej pracy na barykadach, do dziś nie zostało rozstrzygnięte. Dodatkowo Zdrojewski odnowił wrocławski Rynek. W efekcie wrocławianie go kochali, bezgranicznie mu ufali.

I dlatego, gdy Zdrojewski wskazał na Dutkiewicza, było pewne, że stanie się on faworytem w wyborach. - Bogdan mógł wtedy wskazać dowolnego człowieka i też byłby faworytem - mówi nam znajomy obu panów sprzed lat. Na mieście pojawiły się więc bilbordy ze Zdrojewskim reklamującym Dutkiewicza. Był także, być może jeden z pierwszych w historii wrocławskiej polityki, spot telewizyjny. 17 lat robi swoje, można się pomylić, ale wyglądał tak, że Zdrojewski jechał taksówką, a szofer się pytał "na kogo zagłosować?". Odpowiedź: "Ja zagłosuję na Dutkiewicza. Będzie dobrym prezydentem". Kadr się rozszerzał i wtedy okazywało się, że obok Zdrojewskiego siedział uśmiechnięty Dutkiewicz właśnie.

Jak można było przypuszczać, Rafał Dutkiewicz wygrał wybory. A przyjaźń między panami kwitła w najlepsze.

- Ale szybko zaczęło iskrzyć - mówi nam Stanisław Huskowski, były prezydent Wrocławia, wieloletni poseł, obecnie radny. - Bogdan zaczął dawać rady Rafałowi. Moim zdaniem, były to rady z dobroci serca. Zdrojewski nie chciał się tym wywyższać, po prostu chciał pomóc. Doszło do zderzenia z osobowością Rafała. Każdy, kto z nim pracował wie, że rad nie lubi - wspomina Huskowski.

Pierwsze lata rządów Dutkiewicza upłynęły jednak spokojnie. Sam Zdrojewski, nawet teraz, pierwszą kadencję ocenia bardzo dobrze. Im dłużej jednak Dutkiewicz był prezydentem, tym pojawiał się coraz większy chłód między panami. - Bogdan zaczął się obawiać, że Rafał okaże się lepszym prezydentem od niego. Że wrocławianie stwierdzą, że go przerósł - mówi nam jeden z naszych rozmówców, ale przedstawić się nie chce. Taka opinia pada jednak z kilku innych ust: każda jednak anonimowo.

- Drugi etap konfliktu, to czas, gdy przewodniczącą rady miejskiej została Barbara Zdrojewska, żona Bogdana. I dochodziło do sporów z prezydentem - dodaje Huskowski. Inni nasi rozmówcy mówią, że w ratuszu zakładano scenariusz, że to wszystko to nie tylko efekt politycznej niezgody z Platformą Obywatelską, ale też złośliwe zachowania Zdrojewskiego. Należy też podkreślić, że większość naszych rozmówców, którzy wtedy pracowali dla Dutkiewicza ewidentnie cierpieli na syndrom oblężonej twierdzy. Wtedy w ratuszu panowało przekonanie, że Dutkiewicz jest geniuszem i wszystko wie najlepiej, a jak ktoś ma inne zdanie, to albo: po pierwsze nie ma racji, po drugie działa na zlecenie Grzegorza Schetyny, a po trzecie... jest Bogdanem Zdrojewskim.

- Wtedy jeszcze - mimo wszystko - Zdrojewski i Dutkiewicz mieli w miarę dobre relacje. Było coraz gorzej, ale chodzili razem na kolacje, rozmawiali. Później już nawet tego nie było - słyszymy. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że przyjaźń obu panów wtedy zaczęła się kończyć. Doszło też do tego, że odwołano Barbarę Zdrojewską z funkcji przewodniczącej rady miejskiej. To prawdopodobnie wtedy też pomiędzy politykami przyjaźń ustąpiła miejsce niechęci. Czas mijał, a Bogdan Zdrojewski co jakiś czas wbijał szpilę Dutkiewiczowi. - Pamiętam, gdy powiedział, że wrocławski rynek umiera - wspomina Paweł Czuma, wtedy rzecznik Dutkiewicza. - To była czysta złośliwość, nie mająca żadnego pokrycia w faktach. Mówiłem wtedy, że jeśli rynek faktycznie umiera, to jest to najczęściej odwiedzany umierający w Polsce - dodaje Paweł Czuma. Wtedy wydawało się, że konflikt jest już tak duży, że nic już nie uratuje nawet nie przyjaźni, a zwykłych poprawnych relacji Dutkiewicza i Zdrojewskiego.

W ratuszu wymyślono więc plan, który miałby załagodzić sytuację, powstrzymać Zdrojewskiego od kolejnych krytycznych uwag pod adresem Dutkiewicza. Zaproponowano mu więc bardzo zaszczytny tytuł Honorowego Obywatela Wrocławia. Zdrojewski go przyjął.

- Nie przesadzajmy, że był jakiś plan. Prezydent Dutkiewicz naprawdę uważał, że należy uhonorować Bogdana Zdrojewskiego. Choć trudno nie zauważyć, że rzeczywiście po tej uroczystości ataki Zdrojewskiego na Dutkiewicza na jakiś czas ustały - wspomina Czuma.

Minęło trochę czasu i - zdaniem naszych innych rozmówców - było już tylko gorzej. - Bogdan Zdrojewski, jako minister kultury, obiecał ponad 200 milionów złotych na Europejską Stolicę Kultury. Ostatecznie miasto dostało jakieś dwa razy mniej - dodaje Stanisław Huskowski.

Dlaczego tak się stało? Zwolennicy Zdrojewskiego mówią, że to efekt m.in. tego, że trwał spór Dutkiewicza ze Schetyną. A także tego, że merytorycznie, pomysł na ESK nie był zbyt dobry, a aplikacja źle rozpisana. Przeciwnicy zaś twierdzą, że powody były inne. Jakie? - Minister chciał mieć dużo większy wpływ na ESK, niż miał w rzeczywistości. Nie podobały mu się niektóre pomysły, forsował za to swoje. Ostatecznie miasto zrobiło tak, jak chciało. Ale wszystkich obiecanych pieniędzy nie było - słyszymy. I tak dochodzimy do czasów obecnych. Konflikt trwa i powoli zamienia się w groteskę. - Prezydent Dutkiewicz uznał, że już nie będzie milczał. Nie jest już prezydentem, więc może sobie pozwolić na publiczne utarczki ze Zdrojewskim - mówi nam jeden z jego współpracowników.

Niedawno więc Rafał Dutkiewicz w naszym programie "Porozmawiajmy o Wrocławiu" wprost oskarżył Zdrojewskiego, że ten, choć wytyka, że coraz mniej osób jeździ komunikacją miejską, to sam "tramwaj od środka widział ostatnio w 1997 roku".

Nie trzeba było długo czekać na ripostę Zdrojewskiego. Ten napisał na Twitterze, że na miejscu Rafała Dutkiewicza nie wspominałby o spotkaniach z tramwajem, czy to od środka, czy z zewnątrz. Bogdan Zdrojewski nawiązał w ten sposób do kontrowersyjnego wypadku, który miał Dutkiewicz, gdy wjechał samochodem pod tramwaj.

Dutkiewicz - Zdrojewskiego określając mianem "byłego przyjaciela" - w naszym programie mówił też, że dedykował mu wiersz angielskiego poety, Edwarda Cummingsa. Nie podał tytułu, ale chodzi o poemat pt. "Mały człowieku"...

Co dalej? Trudno przypuszczać, by panowie nagle się pogodzili. Choć dla Wrocławia, ale też dla pewnej higieny obyczajów, najlepiej by się stało, gdyby panowie w końcu podali sobie ręce.

Oceń publikację: + 1 + 16 - 1 - 53

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.