Wiadomości

Naiwne pytania do wrocławskiego ratusza

2022-10-21, Autor: Arkadiusz Franas

Z tej kuwety się już tak wysypuje, że normalny człowiek tego nie ogarnia. I wcale nie mam na myśli toalety Wrocka. Praktycznie codziennie można usłyszeć, że władze Wrocławia uczyniły coś nie tak – taki grzecznościowy eufemizm. Dziwne transakcje, kumoterskie obsadzanie zarządów spółek i rad nadzorczych, zakamuflowane i niezbyt uzasadnione przepływy pieniędzy w czasach, gdy podobno bieda Wrocławiowi zagląda w oczy… Nie da się tego podsumować, ale warto o to pytać, choć wiem, że to jak w słynnym utworze zespołu Dżem „Naiwne pytania”.

Reklama

Klasyczne pytanie: od czego zacząć, nasuwa klasyczną odpowiedź: od początku. Czy mam aż tyle miejsca, by to opisać? To może zaczniemy od domów prezydenta Wrocławia. W przekazach bowiem, z jakiegoś powodu, położono nacisk nie na te akcenty, co trzeba. Ratuszowi pewnie tak wygodniej, ale pomińmy już kwestię dlaczego tak te akcenty są rozłożone. Otóż powiedzmy sobie wprost: Jacek Sutryk oczywiście może mieszkać, gdzie tylko chce. Nawet na Wzgórzu Partyzantów, jeśli go na to stać. I nawet nie chodzi o to ile te domy (sprzedawany i kupowany) kosztowały, pod warunkiem, że nie są to kwoty odrealnione. Najważniejsze to komu sprzedał i od kogo kupił. Bo jeśli te transakcje prowadzi ze swoim podwładnym, którego żona potem awansuje oraz z prezesem klubu sowicie dotowanego przez miasto, to mogą zapalać się lampki ostrzegawcze. Nie twierdzę, że natychmiast ma pojawić się prokurator, ale… Transparentność lekko za mgłą, gdzie podziały się pewne standardy… Proszę spojrzeć na poprzedniego prezydenta. Żona Rafała Dutkiewicza z zawodu jest architektem. W dniu objęcia urzędu przez męża zaprzestała działalności we Wrocławiu, ponieważ praca architekta prawie zawsze uzależniona jest od gminy - poprzez przeróżne zezwolenia i decyzje. Państwo Dutkiewiczowie chcieli po prostu uniknąć podejrzeń o niewłaściwe zachowania. Pytanie więc czy Jacek Sutryk nie mógł znaleźć sobie innego kupca czy sprzedawcę? Mógł, ale… To pierwsze naiwne pytanie, które pozostawia większe pole do popisu wyobraźni niż rodzina Tusków wracająca z torbą z Biedronki.

Czas na drugie pytanie, które będzie zbiorem mniejszych, ale wcale nie drobnych. Dlaczego program oszczędnościowy, wprowadzany przez wrocławski ratusz, nie rozpoczął się od redukcji w zarządach i radach nadzorczych miejskich spółek, w których „ciężko” pracują ludzie z całej Polski? Też ci, którzy dają zarobić wrocławskim politykom w swoich miastach. Albo dlaczego w wielkim przedsiębiorstwie jakim jest MPK wystarczy jednoosobowy zarząd, a na średniej wielkości basenie, zwanym Aquaparkiem, musi być dwóch prezesów? Tak samo jak spojrzymy na dwie inne spółki: Wrocławskie Mieszkania i TBS. W tej pierwszej dwuosobowy zarząd, w tej drugiej - trzyosobowy. Jak podawały media, prezes i dwaj wiceprezesi za pracę w zarządzie TBS Wrocław zarobili w 2021 roku łącznie ponad 800 000 zł. Czyli chyba jest gdzie szukać oszczędności. I uściślę, oczywiście nie uda się zaoszczędzić całej kwoty, bo ktoś musi kierować pracami spółki, ale jest z czego urwać.  Jeszcze więcej w Aquaparku. Tam dwuosobowy zarząd przez rok zarobił ponad 822 tysiące. Rekordziści pracują w MPWiK. Trzyosobowe kierownictwo tej spółki w ubiegłym roku wzbogaciło się o 1,4 mln zł. Takich miejskich spółek, w których gmina ma sto procent udziałów, jest dziesięć. 

I czas na konkretne kwoty, które wypływają z wrocławskiego ratusza. Od kilku dni wielu wrocławian nurtuje pytanie, po co miasto, w niełatwych czasach, wydaje 1,5 mln złotych na organizację Kongresu Kobiet? Nie kwestionuję potrzeby takich imprez, choć myślę, że interesuje ona główne uczestniczki, które mogą się prześcigać na oryginale pomysły we własnym gronie.  Czy mieszkanki Wrocławia mają z tego jakiś pożytek? Nie wiem, nie badałem. Wiem tylko tyle, że najbliższe mi kobiety, po kongresie, mają mętlik w głowie. Nagle bowiem okazało się, że podział płci na kobietę i mężczyznę to już nieuctwo. Czyli czas spalić wszystkie książki do biologii? I czego uczyć studentów medycyny? Język polski również wymaga rewolucji i stworzenia nowych rodzajów, poza męskim, żeńskim i nijakim. Nie podejmuję się próby wyjaśnienia jakie jeszcze będą. No i słynne wystąpienie profesor Magdaleny Środy: „Należy radykalnie zmienić stosunek do zwierząt, które powinny mieć prawo do posiadania w ciałach politycznych swoich reprezentantów, a zwierzęta dzikie traktować jako obywateli suwerennych państw i nie ingerować w ich życie. Dyrektywy te powinny być wprowadzone od razu (…)”. Dlaczego o tym było na Kongresie Kobiet?! Nie, nie… To przecież niemożliwe. Od czasów inkwizycji nikomu takie skojarzenia nie przychodzą do głowy… No chyba, że w „Konopielce”. Nie…. Ale o co w ogóle chodzi w tym wystąpieniu? Mieszkają w moim domu dwa psy i kot, że o rybkach akwariowych nie wspomnę. I co teraz? Mam im otworzyć furtkę i niech sobie idą, gdzie chcą? Kto pomoże sąsiadowi, który nagle i niespodziewanie znajdzie się na kilkumetrowej lampie ulicznej, ponieważ na widok galopującego w jego stronę czworonoga osiągnie niezwykły poziom stymulacji i poprawi rekord życiowy w skoku wzwyż? A pies jest cierpliwy i będzie czekał aż intrygujący sąsiad przestanie udawać żarnik ledowy i spadnie niczym ulęgałka. Przestać je karmić? Głaskać też nie? A z akwarium to do Odry? Jedyne logiczne wytłumaczenie tych słów znajduję pośrednio w wyjaśnieniu urzędniczki z magistratu, która tłumaczyła szczegóły wsparcia finansowego: „Dodatkowo zostały zorganizowane trzy kolacje dla pełnomocniczek oraz zarządu Kongresu Kobiet”. Może te kolacje były jedna za drugą… To wtedy można zatracić nie tylko sens wypowiedzi.

Tak sobie myślę, że wszystko w życiu jest ważne, Kongres Kobiet też. Ale gdy patrzę jak na oficjalnej stronie miasta wyliczane są braki kadrowe w szkołach, to gdyby te półtora miliona połączyć z kilkoma milionami, które zoo przekazuje piłkarskiemu Śląskowi Wrocław, to pewnie udałoby się częściowo zredukować te braki. Nawet wcale nie czuję, żeby to była demagogia. To matematyka.

Może i te powyższe pytania są naiwne, ale zaryzykowałem. Ośmielony wystąpieniem na Kongresie innej pani profesor, Moniki Płatek:  „Jakbym została ministrą sprawiedliwości, to zatrudniłabym stańczyczkę i stańczyka - na takich zasadach, by nie można byłoby ich zwolnić - i mówiliby mi prawdę prosto w oczy”. Spróbowałem. Bez ciągłego tworzenia nowych stanowisk. I słów. A że Stańczyk to nie funkcja a nazwisko (ewentualnie imię), to niech pani profesor i całemu Kongresowi wyjaśni już ktoś inny.

Oceń publikację: + 1 + 21 - 1 - 3

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~rododendron 2022-10-23
    19:59:52

    0 0

    No i słuszne pytania, tylko co z tego? Przyjdzie potem wyborca i stwierdzi, że "PiS jest gorszy" i zagłosuje na Sutryka, żeby PiS nie wygrał. Albo przyjdzie w ogóle zakochany w Sutryku wyborca, nawet jeśli sam mieszka na Bielanach i - brzydko pisząc - gie go powinno obchodzić, kto jest prezydentem Wrocławia. Najwyraźniej nasze społeczeństwo przywykło do różnych nieprawidłowości, niejasności, braku transparentności. Daleko nam do Brytyjczyków, gdzie mail wysłany ze skrzynki prywatnej może przyczynić się do dymisji. U nas co najwyżej padnie artykuł w prasie i na tym koniec.
    A propos oszczędności w spółkach - ARAW od 1 września dorobił się wiceprezesa. Nie tylko nie zmniejszono zarządów, ale jeszcze zwiększono. Pan rednacz niech zapyta, gdzie nas, mieszkańców, mają władze tego miasta. Wiadomo gdzie.

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.