Wywiady

Lili Marlene: znów czujemy moc

W przededniu pierwszego po ponad 3 latach koncertu wrocławskiej grupy Lili Marlene rozmawiamy z jej członkami: Łukaszem Wójcikiem i Kornelem Karwasińskim. Pytamy, co ich skłoniło do powrotu na scenę, jakie były przyczyny rozpadu zespołu, a także czy uważają, że przegapili swoją szansę na awans do rockowej "pierwszej ligi".

Tomek Matejuk: Po ponad 3 latach od zawieszenia działalności, Lili Marlene znów wspólnie pojawi się na scenie. Co Was do tego skłoniło? Czy to jednorazowe przedsięwzięcie, a może planujecie powrót do wspólnego grania?

Kornel Karwasiński: Niedzielny koncert Lili Marlene to prawdopodobnie ostatnia, jednorazowa okazja zobaczenia zespołu na scenie w pełnym i oryginalnym składzie. Pomysł na koncert wyszedł od Łukasza, chciał w ten sposób pomóc koledze, którego mama jest bardzo chora i potrzebuje wszelkiej możliwej pomocy finansowej, bez której nie będzie mogła kontynuować kosztownego leczenia.

Oprócz tego szczytnego celu wszystkim nam spodobał się pomysł zagrania znowu razem, po prawie czterech latach przerwy. Na koncercie oprócz starego, pięcioosobowego składu LM na gitarze gościnnie wystąpi Przemek Rykiert, który tworzy z nami od pewnego czasu zupełnie nowy projekt muzyczny.

Łukasz Wójcik: Nie było łatwo namówić chłopaków na koncert, ale w końcu się udało, za co im bardzo dziękuję. Tak jak mówi Kornel, to raczej jednorazowy występ, chociaż ja osobiście nie wykluczam w przyszłości akcji pod nazwą Lili Marlene.

Jak idą próby? Wróciła "chemia" między członkami zespołu?

K.K.: Próbujemy intensywnie, kilka razy w tygodniu. Musieliśmy przypomnieć sobie wiele z rzeczy, których dawno nie graliśmy, ale większość kawałków grało nam się w zasadzie automatycznie. Przede wszystkim chcemy jak najlepiej wypaść na koncercie, dlatego próbujemy dużo i często. Próby to dla nas masa frajdy, zresztą zawsze dobrze nam się grało ze sobą, więc nietrudno było wrócić do "chemii" między nami.

Ł.W.: Próby przebiegają bardzo dobrze, aż za dobrze (śmiech). Wszyscy się świetnie bawimy. Znów czujemy moc i obiecujemy, że na koncercie damy z siebie wszystko.

Na waszych koncertach zawsze było "gorąco". Czy podczas najbliższego występu w Bezsenności będzie podobnie? Upływ lat nie sprawił, że złagodnieliście i macie mniej energii?

K.K.: Wydaje mi się, że wręcz przeciwnie. Fakt, że dość dawno nie graliśmy na scenie to powód do tego, żeby jeszcze więcej energii z siebie wydobyć - widać to zresztą na próbach. Mam wrażenie, że przerwa spowodowała, że zyskaliśmy większy dystans do swoich kawałków, ale też przypomniała nam jak bardzo lubiliśmy grać ze sobą.

Ł.W.: Powiem tylko tyle, że nie planujemy jeszcze iść na muzyczną emeryturę. W niedzielę będzie można się przekonać, że wciąż potrafimy  „zaszaleć” na scenie.

Dlaczego w 2009 roku Lili Marlene przestało istnieć? Poczuliście się "wypaleni", znudzeni wspólnym graniem?

K.K.: Na koniec Lili Marlene złożyło się wiele spraw. Przede wszystkim nie udało nam się zaistnieć na rynku muzycznym w sposób, jaki sobie zakładaliśmy, rozpad zespołu był więc jakby tego naturalną konsekwencją. Nie była to łatwa decyzja, ale raczej nieunikniona.

Był taki moment, gdy o zespole zrobiło się naprawdę głośno. Zakwalifikowaliście się do finału konkursu Trójki, koncertowaliście wspólnie z Myslovitz, wystąpiliście na Open'erze. Czy macie poczucie, że nie wykorzystaliście trochę swojej szansy? Czego zabrakło, by przebić się do "pierwszej ligi" polskiego rocka?

K.K.: Uważam, że wykorzystaliśmy wszystkie swoje szanse tak, jak się dało i tak, jak potrafiliśmy na tamten moment. Oczywiście zawsze można było zrobić więcej i lepiej, szczególnie jak się myśli o tym po latach albo patrzy na sprawę z boku. Osobiście myżlę, że tyle, ile udało nam się osiągnąć to całkiem sporo. To był bardzo ciekawy czas w naszym życiu i fajnie, że moglismy przeżyć go właśnie w takim składzie.

Ł.W.: Teraz, z perspektywy czasu widzimy, co zrobiliśmy dobrze, a co źle. Uważam, że w wielu momentach zabrakło nam konsekwencji, ale czasu już nie cofniemy. Nie ma czego żałować. Ja się bardzo cieszę, że byłem częścią tej kapeli. Zawsze będę bardzo dobrze wspominał te kilka lat wspólnego grania.

W 2007 roku wydaliście swój pierwszy i zarazem ostatni longplay. Z perspektywy czasu uważacie, że to dobry album? Jesteście z tej płyty zadowoleni?

K.K.: Raz na jakiś czas wracam do tej płyty i uważam, że to bardzo solidnie zrealizowany materiał. Moim zdaniem to dobra płyta, niestety większość opinii na jej temat skupiała się na niecodziennym sposobie dystrybucji i okładce, która nie była zbyt udana, zamiast na tym, co najważniejsze - czyli muzyce.

Materiał na płytę został przez nas wybrany świadomie, zarejestrowaliśmy wtedy starsze kawałki zespołu, mając w planach wydanie nowszej, bardziej aktualnej płyty w niedalekiej przyszłości. Bardziej aktualny na tamten czas materiał również niedługo później został zarejestrowany i możliwe, że za jakiś czas zostanie udostępniony.

Jak potoczyły się wasze dalsze losy? Czym zajmujecie się na co dzień? Dalej związani jesteście z muzyką?

K.K.: Niektórzy z nas mają rodziny, dzieci, pracujemy w branżach niezwiązanych z muzyką, ale nadal jest
ona dla nas ważna i nadal śledzimy to, co się dzieje na polskiej scenie. Kuba gra w zespole Neony, który bardzo polecam i któremu wszyscy kibicujemy. Jakiś czas temu z Przemkiem, który wystąpi z nami na koncercie w niedzielę, zaczęlismy grać w
projekcie, który nie ma jeszcze nazwy. Nagralismy już kilka kawałków w studio i pewnie będziemy niedługo udostępniać ten materiał szerzej.

Ł.W.: Najważniejsze jest to, że nasze drogi się nie rozeszły. Cały czas wspólnie gramy, tworzymy nowy materiał. Oczywiście był taki czas kiedy mieliśmy siebie nawzajem dość, ale jak widać długo bez siebie nie wytrzymaliśmy (śmiech). W wakacje nagraliśmy demo z nowym materiałem i być może już niedługo będzie można tych kawałków posłuchać. Może nawet coś z tych nowym numerów zagramy w niedzielę.

Dziękuję za rozmowę.

Na pierwszy po ponad trzech latach koncert Lili Marlene zapraszamy w niedzielę 21 października do wrocławskiego klubu Bezsenność. Tego wieczoru wystąpi też zespół Dust Blow.


Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.