Wywiady

Na żadnym festiwalu nigdy się nie zarobi

O pieniądzach, pasji, kinie, sukcesach i porażkach rozmawiamy z Romanem Gutkiem, twórcą festiwalu Nowe Horyzonty

Redakcja: Biorąc pod uwagę jego rozmach, bogaty program i zacne grono sponsorów – czy na kulturze realizowanej w takiej formie jak Festiwal Nowe Horyzonty można zarobić?
Roman Gutek: Festiwal na początku był bardzo skromnym i małym przedsięwzięciem. Z czasem rozrósł się. Natomiast proszę pamiętać, że mogłem sobie na to pozwolić ponieważ firma Gutek Film inwestowała w to przedsięwzięcie prywatne pieniądze. Jedno mogę powiedzieć z pełną świadomością – na żadnym festiwalu nigdy się nie zarobi.
Obecnie dodatkowo prowadzimy działalność wydawniczą w postawi filmów, książek. Z roku na rok poszerzamy tą ofertę. Przypominam, że Nowe Horyzonty to stowarzyszenie więc cały dochód idzie na cele statutowe. Stowarzyszenie jest non-profit.

- Czy zatem mając pomył na podobne przedsięwzięcia i pasję, można z tego żyć?
- Można i zdecydowanie warto je realizować natomiast nie przyniesie to większych zarobków. Jeśli pomysł będzie dobry to prędzej czy później pojawiają się sponsorzy, którzy sfinansują działania związane z przedsięwzięciem. Składają się na to wynagrodzenia osób pracujących przy festiwalu – to często znaczna liczba.
Sponsorzy jednak bardzo pilnie strzegą wartości dodanej dla siebie. Oni też muszą na tym zyskać. Trzeba być wiarygodnym w ich oczach i być dobrze zorganizowanym pod kątem administracyjno-księgowym.

- Ale Festiwal Nowe Horyzonty jest rentowny?
- Budżet festiwalu jest tak konstruowany, aby dotacje publiczne, pieniądze od sponsorów oraz wpływy ze sprzedaż biletów i karnetów pokryły koszty organizacji festiwalu i nie można mówić o zysku. Mam w zespole świetne osoby, które odpowiadają za finanse i pozyskiwanie dotacji i sponsorów. Dzięki ich pracy i skrupulatności jesteśmy w stanie spać spokojnie i planować znacznie efektywniej działania festiwalowe.

- Czy po zmianie Ery na T-Mobile zmieniła się formuła Państwa współpracy?
- Poza zmianą nazwy, a dokładniej powrotem do starej nazwy – Nowe Horyzonty oraz kolorystyką festiwalu spójną z T-Mobile wszystko pozostało bez zmian. Wręcz liczmy na to i mamy takie zapewnienia ze strony T-Mobile, że dzięki międzynarodowemu charakterowi sieci, festiwal zyska większy rozgłos i bardziej efektywną promocję.

- Od 6 edycji festiwal Nowe Horyzonty gości we Wrocławiu – co się zmieniło od początku jego istnienia?
- Festiwal ewoluował od swoich początków w Sanoku, poprzez Cieszyn i obecnie Wrocław. To, że obecnie wciąż odbywa się we Wrocławiu sprawiło, że jego sytuacja finansowa się ustabilizowała. Możemy dzięki temu sprawniej i lepiej planować. Ponadto sama skala festiwalu się zmieniła. We Wrocławiu mamy do dyspozycji więcej obiektów i wciąż ich lista się zwiększa – czekamy na przykład na Dolnośląskie Centrum Filmowe, na Narodowe Forum Muzyki by niebawem na jego deski przenieść część pokazów.
Warto jednak zaznaczyć, że obserwujemy bardzo bacznie uczestników i media – ich zdania i opinie. Wrocław obdarzył nas życzliwością i zaufaniem dając nam możliwość zwiększenia skali festiwalu i stwarzając potencjał dla jego ciągłego rozwoju. To zaufanie jest dla nas bardzo ważne i nie nadwyrężamy go.

- Czy chodzi tylko obiekty, w których można prezentować filmy?
- Zdecydowanie nie tylko. Cieszyn zarówno polski jak i czeski był po prostu za mały. Baza hotelowa była niewystarczająca, sale kinowe były ciasne i duszne.
We Wrocławiu zyskaliśmy przestrzeń również do rozmaitych instalacji np. Wzgórze Partyzantów gdzie miała miejsce instalacja Krzysztofa Wodiczko, czy też Piotra Dumały obok wrocławskiej Synagogi lub Arsenał jako miejsce koncertów. Sam Plac Teatralny zaaranżowaliśmy do formy swoistego parku jako miejsca spotkań uczestników festiwalu pomiędzy seansami.

- Zatem nie rozważa Pan przeniesienie festiwalu do innego miasta?
- Nie rozważam, tutaj jest nam dodrze. Tak naprawdę Wrocław, a dokładniej Prezydent Dutkiewicz, nie wyszedł z propozycją przeniesienia festiwalu z Cieszyna tylko zrobienia razem nowego przedsięwzięcia. Wówczas nie byliśmy kadrowo na to gotowi by realizować coś jeszcze, dlatego potoczyło się to znanym powszechnie torem. Obecnie realizujemy już od zeszłego roku American Film Festival jako kolejne wydarzenie filmowe na mapie kulturalnej Wrocławia. Warto zaznaczyć, że aby dobrze organizować duży festiwal to należy poznać miasto, mieszkających tu ludzi, obiekty. Na to potrzeba czasu, to jest swoista inwestycja i decyzji o zmianie miejsca organizacji festiwalu nie podejmuje się łatwo. Muszą być naprawdę poważne powody, aby decydować się na zmianę miejsca.

- Jaki był, jak dotąd, największy sukces i największa porażka festiwalu?
- Jeśli chodzi o porażki to właściwie ich nie było. Pamiętam, że pierwsza edycja festiwalu we Wrocławiu nie domknęła nam się finansowo, co spowodowało położenie większego nacisku na zorganizowanie i usprawnienie administracji stowarzyszenia Nowe Horyzonty jako organizatora.
Sukcesem, który trwa jest to, że na trudnych filmach jakie prezentujemy w ramach festiwalu mamy pełne sale widzów. To napawa nas dumą i dodaje energii do jeszcze lepszego działania.

- Na koniec spytam czy fakt otrzymania przez Wrocław tytułu ESK 2016 wpłynie znacząco na formę festiwalu?
- To nowa sytuacja i nie wiem dokładnie jak to wpłynie na sam festiwal. Pewne jest, że formuła się nie zmieni oraz zwiększy się budżet, a z tym możliwości realizacji dodatkowych działań w ramach programu festiwalowego np. zapraszania większej liczby gości, organizowania większej liczby retrospektyw. Moim zdaniem nasz festiwal od początku jest europejski. Dużo ludzi z Europy do nas przyjeżdża. Wszystkie filmy pokazujemy z angielskimi napisami. Bardzo się cieszę, że drugą Europejską Stolicą Kultury w tym samym okresie zostało San Sebastian – to też miasto o wielkich tradycjach festiwalowych w dziedzinie filmu. Najpewniej będziemy chcieli z nimi aktywnie współpracować.


Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.