Wywiady

Najsłabsza strona budżetu to brak oszczędności

O tym w czym budżet Wrocławia Rafała Dutkiewicza jest podobny do budżetu Donalda Tuska, czy jesteśmy w stanie zwiększyć w przyszłym roku dochody, jak to planują urzędnicy oraz czy wzrost obsługi zadłużenia o 22 proc. nie jest dla nas groźny rozmawiamy z 
Ewą Kowalczuk, partnerem Ernst & Young Audit
Redakcja: Czy projekt budżetu Wrocławia na 2011 rok jest dobry?
Ewa Kowalczuk: Podobnie jak po budżetach firm, które analizuję na co dzień i po budżecie Wrocławia widać kryzys, który dotknął sektor publiczny w całym kraju.

- W projekcie na przyszły rok?
- Analizę zaczęłam od budżetu na rok 2010. Oczekiwane dochody za 2010 rok są o 390 milionów niższe niż zakładano rok temu, podczas gdy oszczędności w wydatkach to tylko 4 mln zł.

- Przeszacowaliśmy i musimy za to teraz płacić?
- Trzeba przyznać, że dochody własne są niższe o tylko 88 milionów, około 4 proc. mniej niż zakładano. Reszta, czyli zdecydowana większość, to pieniądze za unijne inwestycje. Czyli takie, które w końcu dotrą, tyle że później niż zakładano. Dlatego porównując do budżetów firm, gdzie przychody spadały nawet 30 proc. te 4 proc. Wrocławia to nie jest dużo.

- Jaka jest najsłabsza strona tego budżetu?
- Jeśli miałabym wskazać, czego brakuje to tego, co jest w budżetach spółek. W czasie kryzysu wszystkie firmy szukają oszczędności w kosztach, bo gdy spadają dochody, trzeba rozważyć obcięcie kosztów. W projekcie budżetu tego nie widzę.

- Czyli właściwie można budżetowi miasta postawić ten sam zarzut co budżetowi kraju? Że potrzebna jest restrukturyzacja kosztów?
- Tak. Można tak powiedzieć.
Całkiem niedawno kupowałam we Wrocławiu mieszkanie i trafiłam na ulicę Kotlarską do biura obsługi mieszkańców. I byłam chyba jedyną obsługiwaną w tym czasie osobą. Co robiła reszta pracowników – nie wiem. Być może, w czasie kryzysu, gdy można się spodziewać mniejszej liczby transakcji, powinno się przeszkolić urzędników i wykorzystać do czegoś innego. Bo restrukturyzacja, o której rozmawiamy, nie musi polegać na zwolnieniach. Można także tak zarządzać pracownikami (czyli urzędnikami), aby efekty ich pracy zwiększały dochody.

- Urzędnicy mówią, że projekt budżetu na przyszły rok jest świetny, najlepszy jaki można mieć. Z drugiej strony opozycja nie zostawia na nim suchej nitki. Pani mówi, że nie jest zły. To porozmawiajmy o szczegółach: czy jest realistyczny?
- Zakłada wzrost dochodów własnych o 8 procent. Jednak większość, bo ok.48% to przyrost tzw. dochodów zewnętrznych, choćby owych środków unijnych, które mają w końcu trafić na miejskie konta.
Wzrost w pozycji podatki i opłaty zakładany jest na poziomie 7 procent. Autorzy budżetu argumentują, że ten wzrost będzie wynikał z obserwowanego ożywienia na rynku, z coraz większej liczby transakcji, od których procent trafi do budżetu.
Kolejny wzrost to 11 proc. w pozycji sprzedaż majątku i dochody z niego. I jeszcze o 10 proc. wyższe dochody za bilety komunikacji miejskiej i inne usługi, np. opłaty za przedszkola.
Te 8 proc. to znacznie więcej niż wzrost PKB dla całego kraju, jednak Wrocław w ostatnich latach rozwijał się znacznie szybciej. Na pierwszy rzut oka wzrost dochodów nie wydaje się przeszacowany. Jednak diabeł tkwi w szczegółach...

- Czy uda się zarobić więcej na biletach MPK, gdy biorąc pod uwagę ile osób wyrobiło sobie UrbanCard można wnioskować, że podróżujących autobusami i tramwajami ubywa?
- Właśnie z tymi kartami urzędnicy wiążą nadzieję na wzrost dochodów. W projekcie budżetu zakładają, że dzięki ich wprowadzeniu uszczelnią system. Łatwiej będzie sprawdzić ile kart zostało włożonych do czytników kontrolerów, łatwiej będzie można wyliczyć ile pieniędzy z kar powinno wpłynąć do miejskiej kasy.
Ja raczej zastanawiam się, czy realny jest wzrost o 11 proc. w pozycji sprzedaż majątku.

- Przykład tego roku pozwala chyba na takie założenie. Plan na 2010 rok został wykonany pod koniec października. Urzędnicy nauczyli się na własnych błędach, że klient zainteresowany jest teraz małymi działkami pod domy jednorodzinne - a nie wielkimi terenami jak Centrum Południowe - i do tego dostosowali ofertę.
- Do tego można dodać, że rok 2011 będzie lepszy niż obecny. Wprawdzie nikt nie wie dokładnie, czy to już koniec kryzysu, ale podskórnie wszyscy to wyczuwają. Ceny na razie nie wzrastają, ale widać już wzrost obrotu. Więc może rzeczywiście taki wzrost dochodów w budżecie miasta jest realny.

- Wzrost obsługi zadłużenia o 22 proc. nie jest dla nas groźny?
- To pochodna tego, o czym mówiliśmy na początku. Dochody były niższe niż zakładano. Żeby pokryć tę różnicę trzeba było zaciągnąć więcej zobowiązań. W 2010 roku miasto wyda ok. 760 mln więcej niż wynosiły jego dochody. Czyli o 390 mln zł więcej w porównaniu założeniami budżetu na 2010 rok. To zwiększy koszty odsetek. Niepokojące jest jednak to, że pomimo przesunięcia ok. 300 mln zł środków unijnych na rok 2011, dodatkowa dziura 400 mln zł, powstała w 2010 roku, nie będzie zasypana w 2011 roku. Za to wciąż się powiększa. W efekcie będziemy musieli to spłacać w przyszłych latach. Prawdopodobnie należało by tu jednak uwzględnić informacje zawarte w Wieloletniej Prognozie Finansowej na podstawie, której widać, że dochody w 2010 roku będą większe niż zakładane w przewidywanym wykonaniu 2010 roku w związku z otrzymaną dotacja na budowę stadionu w wysokości 85 mln zł czy przeniesione środki pieniężne z 2009 roku (około 100 mln zł) oraz w związku z prawdopodobnym przesunięciem wydatków inwestycyjnych na około 200 mln zł na lata następne. Istotne jest aby budżet miasta i WPI analizować łącznie.

- Czy wrocławska polityka finansowa jest dobra, czy raczej wydajemy pieniądze nie na to co trzeba, pogrążamy się w długach i grozi nam bankructwo?
- Strategia inwestowania jest dobra. To jest najlepszy pomysł na to, żeby się rozwijać. I wydawać pieniądze nie na jeden cel, ale właśnie tak, jak jest to robione. Na drogi, żeby poprawić infrastrukturę, ale także na stadion czy Narodowe Forum Muzyki. Żeby poszerzyć ofertę, przyciągnąć nowych mieszkańców, choćby takich jak ja. Bo przyjechałam tu z Warszawy i za nic nie chcę wracać. Dlatego to inwestowanie także w kulturę uważam za dobrą strategię, bo dywersyfikuje źródła sukcesu.
Co się zaś tyczy tego bankructwa, to muszę przyznać, że szukałam informacji o przypadkach bankructwach miast na całym świecie. I są odniesienia do miast w Stanach Zjednoczonych, które skupiły się na zarobkach z rynku nieruchomości i po załamaniu się rynku wpadły w kłopoty. Póki Wrocław będzie szukał źródeł sukcesu w kilku miejscach, to mu to nie grozi. Inwestowanie to droga do sukcesu.

rozmawiał: Bartłomiej Knapik

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.