Wywiady

Nie chcę mówić co jest dobre, a co złe

O debiutanckiej płycie, idolach, o tym, czy we Wrocławiu czuje się jak u siebie i roli w serialu „Barwy Szczęścia” rozmawiamy z Bartoszem Porczykiem aktorem Teatru Polskiego.
Redakcja: Bartosz Porczyk, bożyszcze kobiet – tak mówi się o Tobie we Wrocławiu – nagrał płytę. Dla wielu jesteś ikoną kojarzoną z „wizją i fonią” – zresztą do tego przyzwyczaiłeś nas występując na deskach Teatru Polskiego, na PPA albo w spektaklach Teatru Capitol. Skąd zatem pomysł na nagranie i wydanie płyty, wyłącznie w formie audio?
Bartosz Porczyk: To wszystko rodziło się powoli. Już parę lat temu dostałem propozycję nagrania płyty, ale odżegnałem się od tego. Nie byłem gotowy, po prostu kompletnie nie wiedziałem jaki to miałby być materiał. W międzyczasie wielu znajomych, widzów, fanów namawiało mnie do nagrania płyty jednocześnie ośmielając mnie coraz bardziej do tego pomysłu. Dzięki temu skrystalizował się mój pomysł na swoistą hybrydę muzyczną - upewniłem się, że płyta mogłaby opowiadać o ludziach, o otoczeniu, o rzeczywistości często z pograniczna snów. Zdaję sobie sprawę, że nie jest ona do końca określona stylistycznie, jednocześnie poczytuję to jako jej atut.

- Czy płyta jest następstwem sukcesu Smyczy ? Czy należy rozpatrywać ją jako zupełnie odrębny rozdział Twojego życia?
- Zdecydowanie płyta jest sukcesorem Smyczy, mimo, że nie jest złożona z utworów jakie tworzą spektakl.

- W jednym z wywiadów powiedziałeś, że występy na deskach teatrów, dzięki temu, że za każdym razem są inne - stanowią dla Ciebie „akt wyjątkowego dialogu z publicznością” – czy płyta, która za każdym razem w odtwarzaczu będzie brzmiała tak samo tego nie wypaczy wspomnianego zamierzenia?
- Dzisiaj sam chętnie zmieniłbym połowę rzeczy na tej płycie. Tu zaśpiewałbym coś mocniej, tutaj zaakcentował inaczej – ale przez to nigdy bym tej płyty nie skończył. Spektakle, w których gram pewnego dnia zejdą ze sceny, płyta pozostanie niezmieniona. W akcie twórczym nie zadaję sobie jednak takich pytań.

- Rozmawiamy na krótko przed spektaklem Smycz – nie myślałeś o tym żeby wydać DVD z zapisem tego przedstawienia w formie na przykład multimedialnego show? W dobie technologii sprawny producent mógłby zrobić z tego oryginalne i interesujące dzieło.
- Entuzjaści samego spektaklu, jak i Przeglądu Piosenki Aktorskiej, mnie o to już pytali. Nie sądzę jednak aby Smycz sprawdziła się w tej formie. Ten spektakl powinien oddychać razem z widzem i tylko przy zachowaniu tej formuły ma właściwy sens.

- Wracając do płyty - Sprawca to zbiór, zgrabnych, metaforycznych rymowanek Twojego autorstwa z muzyką elektro-akustyczną w tle – słuchając płyty mam wrażenie, że inspiracją dla Ciebie są teraźniejsze ludzkie zachowania, a przede wszystkim ich fascynacje i dewiacje. Czy to one są Sprawcami płyty…?
- Odnajduję Sprawcę który siedzi w naszych domach, chodzi ulicami miast, czai się w naszych snach – również moich, naszych głowach, a także różnych zakamarkach ludzkich dusz. Widzę w sobie tytułowego Sprawcę jako prowokatora, twórcę, ale nie koniecznie konformistę. Mam świadomość, że Sprawca może niektórych nie zadowolić, innych może rozbawić, a jeszcze innych ukłuć mocno w ucho lub oko. Podpisuję się pod tym. Nie sprowadzam się do jednak roli arbitra, jestem za młody i za mało jeszcze wiem. Nie mówię i nie chcę mówić co jest dobre, a co złe. Wbrew pozorom mój Sprawca potrafi się uśmiechać do mnie i do słuchacza – jego zadaniem zdecydowanie nie jest krzywdzić. Szanuję tego Sprawcę bo to on mnie inspiruje do tego abym ostatecznie sam mógł się nim stać.

- To Twoja pierwsza płyta. Co Twoim zdaniem było najtrudniejsze w całym procesie nagrania płyty?
- Zdecydowanie praca z głosem w studiu. Jako aktor na scenie pracuję całym sobą, również ciałem. W studiu pozostawia mi się tylko głos, który ma za zadanie przejąć rolę ciała w opowiadaniu całej historii jak również przekazaniu emocji z nią związanych. Jednego dnia rejestrujesz jedną wersję, która następnego wydaje się być zupełnie anachroniczna. Ale musisz iść dalej, bo proces trwa i ramy czasowe są nieubłagalne. Bardzo podziwiam ludzi, wokalistów, którzy tak świetnie sobie z tym radzą. Ja się dopiero uczę. Nie mam wątpliwości, że za pół roku moja percepcja Sprawcy będzie jeszcze bardziej krytyczna niż dzisiaj.

- Czy album będzie promowany również w niekonwencjonalny sposób? Rozważaliście opublikowanie albumu w Internecie, wzorem chociażby grupy Radiohead?
- Premiera płyty zaplanowana jest na12 kwietnia. 19 kwietnia natomiast, w Teatrze Polskim będzie miął miejsce koncert – prapremiera płyty.
Moja rola ogranicza się do spotkań prasowych z dziennikarzami, sesji fotograficznych. Z racji tego, że cały czas gram w spektaklach, mam próby i przygotowuję się poza tym do Farinellego. Jednocześnie mam do tematu promocji Sprawcy relatywnie lekkie podejście – nie zamierzam podbijać rynku muzycznego i walczyć o nagrody, tytuły np. o Fryderyka. Przede wszystkim bardzo się cieszę, że jako producent płyty mogłem sobie na nią pozwolić finansowo. Spełniłem moje małe marzenie.

- Chcę spytać o wspomniany koncert będący prapremierą płyty. Czy będzie to widowisko pokroju Smyczy z elementami gry aktorskiej, czy może tradycyjny koncert?
- To będzie raczej zwykły koncert, bo po co nam druga Smycz? Zapraszam na koncert. Czy pojawią się elementy gry aktorskiej – zobaczymy. Sam wciąż zastanawiam się na ile te piosenki pozostawiają wolne pole do wkomponowania elementów aktorskich. Na płytę składają się utwory o różnej stylistyce, w niektórych najistotniejszą rolę grają same słowa.

- Dla kogo nagrałeś Sprawcę?
- Chcę dotrzeć do możliwie jak najszerszej grupy słuchaczy. Nie ma dla mnie znaczenia czy jest to osoba młoda, stara, czy jest to kobieta, mężczyzna, czy dziecko.
Zapraszam do mojego świata, niczym Alicja z Krainy czarów, tych którym wrażliwość na to pozwala. Nie ciągnę jednak nikogo na siłę.

- Wyobrażasz sobie sytuację, że utwory ze Sprawcy będą grane i śpiewane w przyszłości przez młodzież przy ogniskach z gitarą?
- (śmiech) Myślę, że nie ma na płycie aż tak wielu utworów, które można by zaśpiewać przy ognisku. Ale oczywiście czekam na nowe aranżacje i interpretacje tych piosenek.

- Sting ma na swoim koncie kilka udanych epizodów aktorskich, w szczególności ceniony jest za rolę w Diunie, Davida Lycha – czy debiutancki album Sprawca jest pierwszym krokiem Bartosza Porczyka do kariery muzyka estradowego ? Czyli co – za chwilę - stadiony, tysiące fanów?
- Nie myślałem i nie myślę o tym w ten sposób. Przyznaję się, że jestem aktorem, który zdecydował się nagrać płytę i traktuję ją jako kolejne wyzwanie. Jednocześnie przewrotnie Sprawca nie sprawi, że moje życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni w kierunku kariery wokalnej. W moim przypadku określenie mianem muzyka albo wokalisty to zdecydowane nadużycie.

- Z drugiej strony wydanie płyty może rozproszyć uwagę skupioną na Tobie jako aktorze - Krytyka może zarzucić Ci, że nie masz muzycznego wykształcenia, nie jesteś zawodowym wokalistą, czy boisz się takich komentarzy?
- Jestem z tym pogodzony. To czeka na mnie niemal przy każdym zadaniu jakiego się podejmuję – czy nowej sztuki, koncertu, czy nowej roli w serialu, czy być może reklamy w jakiej bym zagrał. Właśnie dlatego nie myślę o tym – gdyż w przeciwnym razie strach sprawiłby pewnie, że nie podjąłbym się nigdy żadnego nowego projektu.

- „Bartek jest zabójczo bezpośredni, do tego stopnia, że nie czuje dystansu nawet do samego siebie. Z drugiej strony jego tytaniczna praca nad samym sobą i wrodzony profesjonalizm sprawia, że podziw bierze górę nad potencjalną niechęcią do jego osoby” – tak określiła Cię osoba, która Cię zna i miała okazję z Tobą pracować. Czy nigdy chociaż przez chwilę nie wątpiłeś w słuszność i sens obranej przez Ciebie drogi zawodowej?
- Cały czas wątpię. Przy każdym nowym projekcie pojawiają się wątpliwości. Jednocześnie to one są składową mojego świata, który poważam, neguję tylko po to żeby za chwilę go utwierdzić, później zanegować i znów podważyć. To praca nad sobą. Dla mnie najważniejszy jest człowiek. Ja – aktor, ty-dziennikarz, on-reżyser, od tego zaczynam od ludzi i ich wątpliwości. Nowego zawodu, nowej roli cały czas szukam – jak go znajdę to pewnie się za niego wezmę.

- Jesteś absolwentem-prymusem Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi, w 2002 roku dostałeś nagrodę Ministra Kultury – czy to właśnie wtedy zaczęły kiełkować w Tobie również pasje muzyczne?
- Pasje muzyczne przyszły później, kiedy znalazłem się we wrocławskim Teatrze Capitol. Żaden teatr nie chciał mnie przyjąć. Bardzo dużo zawdzięczam Wojtkowi Kościelniakowi. To we Wrocławiu nauczyłem się śpiewać, poznałem zasady z tym związane, tutaj chodziłem na prywatne lekcje, dzięki którym próbowałem łączyć zamiłowanie do sceny dramatycznej z muzyką. Później była Smycz na PPA i płynne przejście na sceny Teatru Polskiego. Bardzo się cieszę, że niemal co roku mam możliwość w ramach PPA wraz z wieloma świetnymi aktorami i muzykami realizować różne projekty łącząc moje zamiłowania do muzyki i sceny.

- Jakich idoli ma Bartosz Porczyk? Z kim chciałbyś wystąpić, zagrać, zaśpiewać ?
- Są aktorzy z którymi zawsze chciałem pracować przy dramacie np. Kinga Preis, z którą spotkałem się w Lalce. Jestem z tego powodu bardzo dumny. Marzyłem by zaśpiewać ze Zbyszkiem Zamachowskim, poznać Katarzynę Groniec. Idole w moim świcie się zmieniają, co rusz pojawią się nowe zauroczenia, które popychają mnie do uczenia się czegoś nowego. Z zagranicznych aktorów mogę wymienić niedoścignionego Al’a Pacino oraz zabójczo magnetyczną Meryl Streep. Tych postaci jest naprawdę dużo więc wymienianie ich wszystkich jest trudne.

- Założyłeś we Wrocławiu rodzinę, masz żonę, dziecko – sporo jednak pracujesz poza miastem – czy nie bardziej pragmatycznie byłoby zamieszkać w Warszawie gdzie drzemie większy potencjał dla aktorów aspirujących do grania w dużych produkcjach filmowych?
- Warszawa jest specyficzna – żyje w innym tempie, znacznie bardziej stresującym moim zdaniem, co jednocześnie wcale specjalnie mi nie odpowiada. Nie mam oporów żeby tam pracować czy to w serialu czy w innych projektach, do których jestem zapraszany. Ogromnie cenię sobie Wrocław, tutaj mieszkam obecnie i nie planuję w najbliższym czasie przeprowadzki, co jednak nie oznacza, że pozostanę tutaj na zawsze. Jestem otwarty na inne szerokości geograficzne, gdyż nigdy tak naprawdę nie wiadomo gdzie nas los zaprowadzi.

- Zatem czujesz się już w pełni Wrocławianinem?
- Myślę, że coraz bardziej czuję się jakbym był z Wrocławia.

- Grasz w serialu „Barwy Szczęścia”, czy nie sądzisz, że role w tego typu produkcjach komercyjnych zaniżają Twoją wartość jako aktora, jednocześnie przymykając drzwi do światowych, poważniejszych produkcji?
- Być może tak właśnie jest ale trzeba też spojrzeć na to z nieco innej perspektywy. Zanim zagrałem w serialu nie miałem wielu telewizyjnych propozycji. W moim zawodzie bez końca czekać nie można. Jestem profesjonalistą i dostając materiał staram się wykonać go możliwie najlepiej jak potrafię. To normalna praca. Gdyby nie praca dla telewizji w projektach typu „Barwy Szczęścia”, które ustępują innym jeśli chodzi o poziom artystyczny, pewnie nie mógłbym sobie pozwolić finansowo na zrealizowanie i wyprodukowanie Sprawcy. Jeśli komuś trudno się pogodzić z tym, że gram w telenoweli może zawsze zmienić kanał albo wyłączyć telewizor.

- Czy wspomniany perfekcjonizm odgrywa pierwszoplanową rolę również w życiu prywatnym – mam na myśli chociażby idealny porządek w mieszkaniu – skarpetki kolorami poukładane na półce?
- (śmiech) Nie nie... zdecydowanie żadnego układania w domu skarpetek, płyt, książek na półkach, pieczołowitego sprzątania. Ta strefa pozostaje wolna.

- Na koniec spytam jeszcze o Wrocław co najbardziej irytuje Cię w tym mieście, a zarazem co cenisz sobie w nim najbardziej?
- Nie koncentruję się na irytujących aspektach. Drogi mogłyby być lepsze żeby można było szybciej i bardziej komfortowo przemieszczać się. Jeśli chodzi o pozytywy – lubię to, że we Wrocławiu mieszkańcy nie spieszą się tak bardzo, że często się uśmiechają. Choć nie mam zrzeszonych fanklubów czasami zdarzy się, że pani przy kasie albo pan taksówkarz wyrazi podziękowanie za ten czy inny spektakl. Jest to dla mnie bardzo miłe, wręcz pocieszne.

- Czy sądzisz, że Wrocław ma szanse w walce o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016?
- Ależ dla mnie Wrocław jest stolicą kultury. Kiedy przyjeżdżają do mnie znajomi z innych miast, nawet z Warszawy, słyszą ile ciekawych wydarzeń, happeningów, koncertów dzieje się we Wrocławiu, są pełni podziwu a nawet zazdrości. ESK 2016 to tylko tytuł o jakie sami nauczyliśmy się niekiedy głupio walczyć i chorobliwie zabiegać.



--------
Bartosz Porczyk
, ur. 06.11.1980 r. w Tomaszowie Mazowieckim.
Od listopada 2006 roku aktor Teatru Polskiego we Wrocławiu. W sezonie 2005/06 aktor Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu (wcześniej współpracownik). W latach 2002-2004 współpracował z Teatrem im. Stefana Jaracza w Łodzi.
Najnowszy film z udziałem Bartosza Porczyka „Popatrz na mnie” miał premierę 11 kwietnia 2011 roku. Twórca i autor głośnego, zdobywającego główne nagrody na największych festiwalach w Polsce i  Europie spektaklu „Smycz”, m.in. Dublin Fringe Festiwal, Międzynarodowy Festiwal Prapremier, XLII Międzynarodowe Spotkania Teatrów Jednego Aktora, XXXVIII Jeleniogórskie Spotkania Teatralne. W lutym br „Smycz” została wybrana przez czytelników „Polska The Times – Gazeta Wrocławska” Teatralnym i Literackim Hitem Dekady.
W styczniu br. Bartosz Porczyk został odznaczony przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego najwyższym odznaczeniem w dziedzinie kultury – krzyżem „Gloria Artis”.
Zwycięzca Przeglądu Piosenki Aktorskiej (2006).

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~ 2011-04-21
    13:38:59

    0 0

    płytka zbudziła mnie dziś rano, jest kozak, aktorska, wymowna, wspolczesna, poruszajaca istotne problemy

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.