Wywiady

Wratislavia Cantans liczy się w Europie

Rozmawiamy z Wojciechem Ziemowitem Zychem - kompozytorem i doktorem sztuki, którego "III Symfonia" miał swoją premierę w niedzielę 8 września w ramach 48. Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans.

Marcin Bubiński: Co pan poczuł, gdy organizatorzy festiwalu zwrócili się do pana o napisanie utworu specjalnie na tę okazję?

 

Wojciech Ziemowit Zych: Jest to dla mnie wielki zaszczyt. Wratislavia Cantans to jeden z czołowych polskich festiwali, o uznanej marce także w Europie, gdzie co roku spotykają się głośne nazwiska polskie i zagraniczne. Jest to również wielki gest ze strony organizatorów w stronę polskich muzyków, ponieważ to nie pierwszy raz, gdy specjalnie z tej okazji zamawiany jest utwór u naszego rodzimego kompozytora.  Ze swojej strony starałem się, aby ta symfonia wybrzmiała możliwe jak najlepiej. Stąd też włożyłem w jej powstanie dużo pracy i starałem się to zrobić w najlepszy możliwy dla mnie sposób.

 

Mówi pan, że była to rzecz wymagająca dużych nakładów pracy. W programie festiwalowym można przeczytać, że utwór powstawał od 2011 roku. Udało mi się dowiedzieć, że ostatnia, trzecia część symfonii, w której występują soliści dotarła na niedługo przed premierą. Czy w międzyczasie pojawiły się jakieś trudności, dopadł pana kryzys twórczy?

 

Nie (śmiech - przyp. red.), aczkolwiek faktycznie trzecia część utworu powstawała trochę w pośpiechu, choć moim zdaniem nie wpłynęło to na jakość utworu jako całości. Pojawiły się pewne problemy techniczne, ale dzięki pomocy oraz wsparciu żony i przyjaciół udało się te kłopoty przezwyciężyć.

 

Wratislavia Cantans to festiwal, w którym bardzo ważną rolę odgrywa słowo. W "III Symfonii" pojawia się ono dopiero w ostatniej części. Poprzedzone jest partiami wyłącznie instrumentalnymi. Czy chciał pan w ten sposób ukazać odwieczną korelację pomiędzy dźwiękiem a słowem? Oczywiście zastrzegając, że to dźwięk jest tym czynnikiem, bez którego mowa nie może zaistnieć.

 

Mariaż tych dwóch elementów jest obecny w muzyce od wieków, szczególnie w Europie w związku z jej chrześcijańskimi korzeniami. Choć oczywiście słowo i dźwięk mogą istnieć niezależnie od siebie, a ich związek nie jest aż tak oczywisty, jak mogłoby się to wydawać. W moim utworze, chciałem aby słowo było ważną częścią całości. Sam tekst, fragment eseju "Całość i nieskończoność" Lévinasa ma przekazywać słuchaczowi ważne treści.

 

Chciałbym się dowiedzieć, jaka jest pańska opinia na temat tego, że już drugi raz z rzędu dyrektorem artystycznym zostaje osoba spoza Polski. Fakt, Giovianni Antonini, to poznać uznana. Ale czy Polak nie zrozumiałby lepiej ducha Wratislavia Cantans?

 

Moim zdaniem, to świetnie, że tak jest. Zapraszanie partnerów artystycznych z zagranicy może tylko pomóc temu przedsięwzięciu zdobyć jeszcze większy rozgłos i renomę w świecie muzyki. Głęboko wierzę, że spotkanie, wymiana doświadczeń daje wymierne korzyści obu stronom. Posiadanie przyjaciół poza naszym krajem jest szansą dla polskiej kultury na posiadanie bardzo wpływowych ambasadorów, rozsławiających ją w świecie. Według mnie powierzenie kształtu artystycznego  Giovanniemu Antoniniemu jest działaniem bardzo racjonalnym, wpływającym na ogromną promocję festiwalu.

 

Czyli ten styk różnych punktów widzenia, może pana zdaniem pomóc?

 

Zdecydowanie tak, ważnym jest, aby polskie festiwale podnosiły swój poziom, zapraszały artystów światowej klasy, bo to jest szansa na zwiększenie jakości naszej rodzimej muzyki. Takie wydarzenia jak Wratislavia Cantans to również możliwość na przyciągnięcie nowej rzeszy publiczności, która może zainteresować się muzyką poważną. Zarówno współczesną jak i dawną.


Właśnie poruszył pan bardzo ciekawą kwestię. Można mieć wrażenie, że środowisko muzyki poważnej to coś bardzo hermetycznego. Przeciętny zjadacz chleba trafiając z ulicy do filharmonii może tego świata nie zrozumieć. Czy nie jest to jednak stereotyp, któremu kłam zadaje np. Wratislavia Cantans?


Nie czuję się na siłach, aby w tak krótkiej rozmowie przeanalizować tę kwestię. Choć wydaję mi się, że jej podłoże ma miejsce w czasach rewolucji modernistycznej, jaka dokonała się w tej dziedzinie po II wojnie światowej. W Niemczech, była to próba zerwania z nazizmem, muzyka Wagnera kojarzyła się jednoznacznie z Hitlerem, a co za tym idzie z ludobójstwem i innymi strasznymi rzeczami. W Polsce natomiast, awangarda na czele z Pendereckim i Góreckim komponowała w kontrze do socjalizmu. Była to twórczość, która szokowała, była bardzo często źle rozumiana i może stąd wzięła się ta niechęć do muzyki poważnej.

 

Właśnie przypomniał mi się dowcip o Pendereckim: nie wiadomo czy dopiero stroją instrumenty, czy już grają.


Odbiór tego był bardzo podobny na całym świecie. Będąc na stypendium w Holandii spotykałem ludzi, którzy faktycznie twierdzili, że z muzyką ma to niewiele wspólnego. Jednak dzisiaj ta sonosfera się zmieniła. Ludzi otaczają różne dźwięki na ulicy, w tramwaju, w domu. Stajemy się co raz bardziej przyzwyczajeni do różnego rodzaju dziwnych odgłosów. W latach 50. o wiele inaczej to wyglądało. Problem leżący na drodze do przełamania tego stereotypu elitarności leży też moim zdaniem w edukacji muzycznej w Polsce, co prawda z roku na rok jest co raz lepiej. Swoistym paradoksem jest, że mamy świetny system szkół muzycznych pierwszego i drugiego stopnia, którego nie ma np. w Niemczech, gdzie są tylko szkoły wyższe.

 

Być może problem leży w edukacji powszechnej. Sam pamiętam, gdy w podstawówce czy gimnazjum, te czterdzieści pięć minut muzyki się po prostu "odbębniało". Tracąc być może bezpowrotnie szansę na przeżycie wielu pięknych, transcendentnych chwil obcowania z wysoką kulturą.

 

Oczywiście jest to konieczne, aby pojawił się nauczyciel będący takim przewodnikiem, po tym co wartościowe, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, jak trudne to jest w szkole powszechnej. Nie mniej jednak tak to właśnie wygląda, potrzebny jest ktoś, kto młodego człowieka mógłby ukierunkować, pozwolił mu się otworzyć na sztukę wysoką.

 

Chociaż może się to powolutku zmienia na naszych oczach. Jak pokazał koncert otwarcia, na Wratislavia Cantans pojawili się nie tylko ludzie starsi, dla których to wydarzenie było przed laty manifestem sprzeciwu wobec siermiężności socjalizmu. Zjawiło się także wielu młodych ludzi, zainteresowanych pomostem pomiędzy tym co dawne i nowe. To chyba nastraja optymistycznie na przyszłość.

 

Tak, z pewnością. Chciałbym jednak dodać, że wpływ na naszą słabą muzykalność, bez wątpienia miały zawirowania polityczne. Okupacja niemiecka, eksterminacja Polaków, później narzucona nam władza sowiecka. PRL zabijał spontaniczność tworzenia kultury, szczególnie w czasach stalinowskich, ukierunkowując ją politycznie.

 

Wpływ na to ma również zamożność społeczeństwa. Im bogatsze, tym ma większe potrzeby. Jeśli pojawia się zasadniczy problem: mieć pustą lodówkę, czy pójść na koncert, to wiadomo że każdy wybierze to pierwsze. Tak więc w Polsce będzie to jeszcze trwało, ale mamy naprawdę świetnych muzyków i bardzo duży potencjał. Mocno wierzę, że polska kultura będzie miała jeszcze swój renesans.

 

Dziękuję za rozmowę.

 
Rozmawiał Marcin Bubiński

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.