Wywiady

Wrocław był wyspą w oceanie malkontenctwa - pielęgnujmy to

Kiedy zaczynałem, było tu bardzo dużo otwartości i apetytu na inność, do której mnie zakwalifikowano. To miasto było entuzjastyczną wyspą w oceanie malkontenctwa – wspomina swój przyjazd do Wrocławia L.U.C. w rozmowie z naszym portalem Opowiada także o swoim najnowszym projekcie „Kosmostumostów”, konflikcie Muralowego Traktu oraz o przemianie wizualnej wrocławskich blokowisk.
Redakcja: Wrocław, czyli miasto stu mostów wydaje się być dla Ciebie czymś więcej, niż jedynie miejscem zamieszkania. To miasto, które odmieniło Twoje życie, wpłynęło na artystyczny rozwój. Czy poprzez ostatni album chcesz w specyficzny sposób „podziękować" Wrocławiowi za to, co Ci dał? Czy uważasz że Wrocław jest bardziej niż inne miasta przyjazny dla młodych twórców?

L.U.C.: Oczywiście. Właśnie dlatego zadedykowałem tę przypowieść różnym kreaturom tego miasta. Nie wiem jak jest dziś - jak tłoki w taksówce od wielu miesięcy jestem cały czas w ruchu - jak alkoholik walczę z poważnym uzależnieniem - pracoholizmem. Ale wiem, że bardzo pomogło mi to miasto kiedy zaczynałem i dziś również bardzo mi pomaga. To było wielkie szczęście, że znalazłem się akurat tu. Byłem naprawdę zagubiony, a tu jest zaiste jakiś duch. Dodatkowo kiedy zaczynałem, było tu bardzo dużo otwartości i apetytu na inność, do której mnie zakwalifikowano. To miasto było entuzjastyczną wyspą w oceanie malkontenctwa. Nie wiem na ile nadal tak jest. Przekonuję się ostatnio, że coś się niestety w nas zmienia. Obyśmy potrafili pielęgnować tamten entuzjazm.

– Zapraszasz do współpracy ludzi z bardzo skrajnych środowisk: Cezary Studniak z teatru Capitol, prof. Miodek z Uniwersytetu Wrocławskiego, Philip Fairweather, którego przeciętni wrocławianie kojarzą dzięki jego ulicznym występom w okolicach Pręgierza. Kogo ze znanych wrocławian chciałbyś zaprosić kiedyś do współpracy?

– Na pewno bardzo żałuję, ze nie udało mi się zazębić z Lechem Janerką podczas prac nad Kosmostumostów. Bardzo szanuję jego melodie i teksty. Mam nadzieję, że kiedyś coś razem zrobimy i nie będzie to tylko wspólne piwo. Nie wiem, czy bym coś stworzył, ale chętnie pogadałbym z Ferdinandem Lassalem.

– Projektem "Pospolite Ruszenie" zachęcałeś do rozpoczęcia publicznej dyskusji na temat estetyki przestrzeni publicznej i elewacji blokowisk. Czy po paru miesiącach od rozpoczęcia akcji możesz opowiedzieć o jakiś jej efektach?

– No cóż. Rozmawialiśmy z wieloma ludźmi - pojawiliśmy się w różnych mediach sygnalizując problem. Sama za siebie mówi strona www.pospoliteruszenie.com, gdzie ludzie przysłali setki zdjęć pozytywnych i negatywnych według nich renowacji. Cieszę się, że ludzie zaczęli zwracać uwagę na problem, że o nim dyskutują. Oczywiście nadal spod płacht remontowych wynurzają się tragicznie odmalowane karykatury. Wierzę jednak, że będzie ich coraz mniej. Zrobiliśmy cykl artykułów z Gazetą Wyborczą i całą kampanię społeczno - billbordową. To wiele setek maili między nami, mnóstwo godzin poświęconych dla sprawy, naprawdę ogrom pracy. Zrobiliśmy teledysk na wrocławskich blokowiskach. A przede wszystkim zdobyliśmy blok na ul. Przestrzennej i zrobiliśmy konkurs na jego renowację razem ze spółdzielnią i przedstawicielem mieszkańców. To trudny dialog między wieloma podmiotami. W tym roku projekt ma zostać w końcu zrealizowany. Na pewno będą zdania odrębne - ale staramy się działać tak, by zadowolić wszystkie strony.

– Poruszamy się wciąż w tematyce przestrzeni miejskiej, nie sposób więc nie zapytać o Twoją ostatnią "konfrontację" z wrocławskim środowiskiem street-artowym (dla przypomnienia Sławek 'ZBIOK' Czajkowski zarzucił L.U.C.-owi że poprzez murale powstające w ramach projektu Kosmostumostów, reklamuje swoją płytę i używa murali w komercyjnych celach - red.). W odpowiedzi na oskarżenia ZBIOK-a odpisałeś m.in., że chętnie spotkasz się, by wyjaśnić sprawę. Czy do tego spotkania doszło?

– Nie dojdzie chyba do spotkania ze Zbiokiem, bo stracił on w moich oczach cały szacunek, jaki do niego miałem - otóż skrytykowany ostro przez wrocławskie środowisko artystyczne, za które się podał, pozdejmował swoje posty w internecie. Nie reprezentuje wcale całego środowiska street-artu w tym mieście. Jedyne co zrobił, to podzielił to środowisko tym atakiem. Oczernił mnie publicznie, trując atmosferę negatywnym jadem, bez próby prywatnej rozmowy po czym pousuwał ślady wraz z komentarzami, które go kompromitowały. Jednak umawiam się na spotkanie z Asią z BWA. [Joanna Stembalska jest kuratorem cyklu wystaw prezentowanych w BWA Awangarda pt. "Out of Something" i prezentujących czołowych przedstawicieli urban artu - przyp. red.]

Poza tym, że trochę się mówiło o street-arcie - nic pozytywnego nie wyniknie - bo niewiele pozytywnego może wyniknąć z negatywnej energii. Tyle tylko, że straciłem wiarę w sens robienia czegokolwiek na swoim podwórku i odebrało mi to sporo radości i motywacji do tworzenia. Spełnił się smutny scenariusz, który odrzucałem - nie wszystkim się podoba kiedy wychodzisz przed szereg.

Na pewno odwróciło się na skutek tego ataku ode mnie kilka osób. Myślę, że od Zbioka pewnie także. Starałem się nie kontratakować go, choć bardzo mnie zirytował. Mam swoją filozofię energocyrkulacji - nie jestem ideałem, popełniam błędy - ale staram się szukać pozytywnych rozwiązań.

Wycofałem się np. z nazwy "muralowy trakt", żeby załagodzić klimat. Gdyby nie to, że „Kosmostumostów” to moja nazwa Wrocławia i całego projektu a nie tylko tytuł płyty - pewnie i to bym zamazał. Chciałbym, żeby była we Wrocławiu przyjazna atmosfera i współdziałanie a nie wojny. Poza tym ten projekt ma pomagać ludziom i dawać radość, nie skandalizować. Z czasem kto będzie chciał, to zrozumie.

– Jak rozumiem murale, które na razie oglądamy na ulicach Wrocławia (m.in. pod wiaduktem na Legnickiej), to część większego projektu. Czy możesz zdradzić czego możemy się spodziewać, gdy cały projekt będzie gotowy?

– Tak. Będą to fragmenty przypowieści Kosmotumostów, a więc nie reklama jak mi zarzucano, tylko część tej historii, jakaś impresja, której nie da się zobaczyć nigdzie indziej, a jedynie we Wrocławiu w danych miejscach. Tak chcemy też przyciągać tu ludzi, którzy słuchają płyty choćby w Białymstoku. Można powiedzieć, że będzie to pierwszy taki projekt w Polsce, który opowiada jedną historię poprzez muzykę, murale i komiks łącząc się w całość. Mam wrażenie jednak po ostatnich wydarzeniach, że mało kto to doceni. Wartością są jednak ci ludzie, nawet ci starsi, którzy przechodzą i czytają sobie te teksty im dedykowane i coś przeżywają. To element wychodzenia kultury do przeciętnych ludzi.

– W utworach na swojej ostatniej płycie odwołujesz się do konkretnych miejsc Wrocławia: ul. Pomorskiej, dziurawej Zaporoskiej, parku Tołpy, czy nawet galerii Magnolia. Jakie są Twoje ulubione miejsca w naszym mieście? Takie do których lubisz powracać albo wyczuwasz w nich niepowtarzalny klimat, które wzbudzają Twoje szczególne wspomnienia?

– Wielką radością są dla mnie te murale, bo wiążą się właśnie z takimi miejscami. Bardzo miło wspominam mieszkanie przy Legnickiej i koszykówkę na Szczepinie - może mniej przyjemnie, ale cholernie duchowo i inspirująco wspominam Śródmieście. Mieszkałem tam na Trzebnickiej. To tam założyłem Kanał Audytywny. To dlatego tam znajduje się mural z finałem historii.

– Na zakończenie poproszę Cię o krótkie podsumowanie twórczości w minionym - 2011 roku...

– Nie da się podsumować tego krótko. Powiem tak - przegiąłem. Nigdy więcej nie chcę pozwolić sobie tyle na siebie wziąć -„ War.Saw”, „Kosmostumostów”, „Pospolite Ruszenie”, „Rymoliryktando”, trasa z Projektem Pokolenie, Bądź Świadomy - nie wiem jak ja to zrobiłem bez amfetaminy.

– ...Z kolei nadchodzący 2012 to czas wielu wyzwań dla miasta stu mostów. Czego życzysz Wrocławiowi i jego mieszkańcom w najbliższym roku?

– Abyśmy jak wspomniałem - pielęgnowali wrocławską otwartość na kulturę i apetyt na zjawiska nieoczywiste. Abyśmy doceniali każdą kolejną wyremontowaną ulicę i pamiętali, jak niedawno na niej uderzaliśmy od dziur czuprynami o sufity. Abyśmy doceniali w ogóle to, jak wiele się u nas zmieniło i potrafili wspierać się w szare dni, ciesząc się z tego, jak wszystko wokół zmienia się na lepsze. Abyśmy swoją gościnnością zauroczyli całą Europę podczas Euro. Aby odkryli w nas nowy brylant pomiędzy Pragą a Berlinem. Abyśmy potrafili cieszyć się z sukcesu swojego i sąsiada.

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (3):
  • ~Bzyk 2012-01-20
    15:55:34

    0 0

    "Cezary Studniak z teatru Capitol, prof. Miodek z Uniwersytetu Wrocławskiego, Philip Fairweather, którego przeciętni wrocławianie kojarzą dzięki jego ulicznym występom w okolicach Pręgierza". No tak, wszystko jasne - Studniak ma na imię Cezary, Fairweather ma na imię Philip, a Miodek ma na imię Profesor. Aż trudno nie wspomnieć kultowego dialogu: "- Jak się nazywasz, książę? - Borewicz. - A na imię? - Porucznik".

  • ~u kaduka! 2012-01-22
    22:27:58

    0 0

    Lucu drogi, przesadzasz z tym "To miasto było entuzjastyczną wyspą w oceanie malkontenctwa. Nie wiem na ile nadal tak jest. Przekonuję się ostatnio, że coś się niestety w nas zmienia."
    nie kazdy musi sie jarac tym projektem, nie jest on jakoś wybitnie ciekawy i powalający, przynajmniej moim zdaniem.
    myślę, że wile osób tak myśli i nie jest to zaraz toczeniem jadu i zmieniająca mentalnością wrocławia czy atakiem na twoją osobę.
    do tego dochodzi, fakt, ze ostatnimi czasy gdzie człowiek nie spojrzy - tam Luc. To też może powodować lekkie znużenie ;)

    i szkoda cekasa na traugutta bardzo, którego pokryliście muralem...

    pzdr!

  • ~ 2012-01-24
    08:27:24

    0 0

    Gazeciany celebryta. Doda się nie pojawia w wybiórczej tak często jak ten jegomość. Luc to, luc tamto. Strach lodówkę otworzyć.

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.