Sport

Miało być pięknie, wyszło jak zwykle - podsumowanie roku piłkarskiego Śląska

2017-01-02, Autor: Łukasz Maślanka, prochu

Wszyscy kibice Śląska doskonale pamiętają niedawne mistrzostwo Polski, medalową serię WKS-u i udane występy w europejskich pucharach, ale powoli zaczynają być to odległe wspomnienia. W minionym roku zespół na dobre zagościł w dolnych rejonach tabeli, a o pierwszej ósemce i nawiązywaniu walki z ligową czołówką może na razie tylko pomarzyć. Zobaczmy więc, jak wyglądał 2016 rok w wykonaniu Śląska Wrocław.

Reklama

Miłe złego początki
Śląsk rozpoczął nowy rok od ciekawych transferów - we Wrocławiu pojawili się m.in. Ryota Morioka, Bence Mervo czy Lasza Dvali. Znaczącymi ruchami transferowymi na Oporowskiej był jeszcze powrót Roberta Picha, który powrócił do WKS-u na zasadach wypożyczenia z Kaiserslautern, oraz odejście do Lechii Gdańsk Flavio Paixao. Nieco inaczej niż w poprzednich latach, zespół nie wyjechał na zagraniczne zgrupowanie, a decyzją Romualda Szukiełowicza trenał w górskich warunkach - w Zakopanem. Ta nieco niepopularna decyzja wyszła wrocławianom na dobre, bowiem w końcówce sezonu przewyższali rywali pod względem kondycyjnym, co miało też przełożenie na wyniki w decydujących pojedynkach.

Realne zagrożenie spadkiem
Początek roku pod względem sportowym był udany. Niestety, tylko początek. Na inaugurację Śląsk pokonał 1:0 Wisłę Kraków po bramce Tomasza Hołoty, a w kolejnych meczach radził sobie o wiele słabiej. W czterech następnych spotkaniach wywalczył zaledwie jeden punkt, a sytuacja w tabeli zaczynała być coraz trudniejsza, bowiem widmo spadku stawało się coraz bardziej realne. Czarę goryczy przelała domowa porażka z Zagłębiem Lubin, w której piłkarze zaprezentowali się wręcz dramatycznie słabo. Miedziowi zwyciężyli w tym bardzo prestiżowym pojedynku 2:0, przesądzając o losach spotkania właściwie już w pierwszym kwadransie. Niedługo po tym meczu pracę stracił Szukiełowicz, a we Wrocławiu pojawił się Mariusz Rumak.

Czy można nazwać go cudotwórcą? Trudno powiedzieć. W każdym razie w roli strażaka gaszącego pożar w klubie wypadł bardzo dobrze. Piłkarze nie tylko zaczęli świetnie wyglądać na murawie, ale znacznie poprawiła się atmosfera w szatni. I choć pierwsze mecze pod wodzą Rumaka nie wypadły rewelacyjnie (remis 2:2 z Koroną Kielce i 0:0 z Ruchem Chorzów), to potem przyszła ważna wygrana na terenie mistrza Polski - Lecha Poznań. Po kilku niezłych meczach zastanawiano się dlaczego trener przejął zespół dopiero w marcu, bo z taką grą Śląsk mógłby spokojnie walczyć w górnej połówce. Ostatecznie do ósmej lokaty zabrakło czterech punktów, ale nikt nie załamywał rąk z powodu rywalizacji w dolnej części tabeli. Piłkarze nabrali pewności siebie, prezentowali dojrzały futbol, zdobywali kolejne punkty, a po meczu 35. kolejki ekstraklasy, nieco szczęśliwie wygranym 2:1 z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza, trener Mariusz Rumak mógł odmeldować wykonanie zadania. Śląsk utrzymał się w ekstraklasie.

Zatrudnienie byłego szkoleniowca Lecha i Zawiszy Bydgoszcz było krótkodystansowym strzałem w dziesiątkę, bowiem w jedenastu spotkaniach pod jego wodzą WKS sześć razy wygrał, odnotował cztery remisy i poniósł tylko jedną porażkę. Najlepszymi piłkarzami byli Bence Mervo i Ryota Morioka, którzy świetnie rozumieli się na murawie. W klubie z uzasadnionym optymizmem patrzono w przyszłość - to miała być piękna jesień dla Śląska Wrocław. Po ostatnim meczu w poprzednim sezonie we Wrocławiu trener Mariusz Rumak zapowiadał, że w nowych rozgrywkach zespół powalczy o to, aby godnie wpisać się obchody ważnego dla klubu jubileuszu. W 2017 roku bowiem Śląsk obchodzić będzie swoje 70. urodziny. Po niezłej rundzie wiosennej, kibice wierzyli w te deklaracje i ostrzyli sobie apetyty na to, że po latach posuchy Śląsk wreszcie powalczy o wysokie cele. Co tu dużo pisać: miało być pięknie, wyszło jak zwykle.

Transferowy chaos
Jesiennych kłopotów Śląska można było się spodziewać jeszcze, zanim ruszył sezon. Podczas obozu przygotowawczego w Szamotułach trener Rumak nie miał odpowiedniej liczby piłkarzy. Efekt był taki, że w niektórych gierkach treningowych musieli grać byli piłkarze, a wtedy członkowie sztabu szkoleniowego: Dariusz DudekDariusz Sztylka.

Z transferami działaczom klubu szło mocno pod górkę, a czas naglił. W lecie Śląsk stracił wielu ważnych piłkarzy, m.in. Roberta Picha. Rozsypała się też trenerowi praktycznie cała środkowa formacja: Tomasz HołotaTom Hateley zmienili barwy klubowe, a Marcel Gecov zakończył karierę sportową. Ta dziura zresztą była widoczna w Śląsku przez całą jesień, bo udało się ściągnąć tylko dwóch środkowych pomocników: Filipe GoncalvesaOstoję Stjepanovicia. Z tej dwójki tylko Goncalves notował niezłe występy. Macedończyk przez całą rundę szukał formy, ale nic mu z tego nie wyszło.

W rezultacie, trener Rumak musiał się ratować personalną gimnastyką. Do środka pola przeniósł nominalnego obrońcę, Adama Kokoszkę. To zresztą był strzał w dziesiątkę, bo "Kokos" jesienią był jednym z najlepszych (o ile nie najlepszym) piłkarzy Śląska. Ale gdy brakowało np. Goncalvesa, sztab trenerski miał bardzo poważny problem, którego przez całą jesień nie udało się rozwiązać.

Inni nowi zawodnicy ściągnięci do Śląska przed sezonem też nie zachwycili. Łukasz Madej był bezproduktywny. Zawiódł wychowanek FC Barcelona Sito Riera, a jego młodszy kolega ze słynnej La Massi Joan Angel Roman praktycznie nie podnosił się z ławki rezerwowych. Niemiec Mario Engels zaczął grać regularnie dopiero pod koniec rundy, ale nie dawał drużynie zbyt wiele jakości, choć widać po nim spory potencjał. Bramkarz Lubos Kamenar dobre mecze przeplatał ze słabszymi, ale na ogół grał tylko poprawnie. Filipe Goncalves miał niezły początek sezonu, ale z tygodnia na tydzień gasł w oczach, aż wreszcie pod koniec grudnia został zawieszony na trzy mecze za brutalny faul na Miroslavie Radoviciu w meczu z Legią Warszawa.

Osobny akapit należy się Portugalczykowi Alvarinho, wypożyczonemu z Jagiellonii Białystok. To był jeden z pupili trenera Rumaka. Zagrał w każdym z 20 meczów, z czego 19 w pierwszym składzie. Mimo ogromnego zaufania szkoleniowca, strzelił tylko jednego gola i miał jedną asystę. I nie było w Śląsku drugiego zawodnika, który tak irytowałby kibiców oraz kolegów z zespołu. Alvarinho często notował straty piłki, łamał tempo akcji, nie rozumiał się z kolegami. I był najgorszym letnim transferem Śląska Wrocław. Z letniego zaciągu do Wrocławia tylko lewy obrońca Augusto spełnił częściowo pokładane w nim oczekiwania. Gdy grał, defensywa Śląska funkcjonowała w miarę solidnie. Opuścił jednak aż siedem meczów, a wszystko przez kontuzje: najpierw żeber, później stawu skokowego.

Brak tożsamości
Śląsk od lat zmuszony jest oszczędzać pieniądze, co przekładało się na politykę transferową. Mówiąc krótko: we Wrocławiu brali tylko za darmo i niedrogich. Zawodnicy z Polski zaś cenią swoje usługi dość wysoko, dlatego Śląsk sięgał po graczy z zagranicy. I to nie mogło dobrze się skończyć, co pod koniec roku przyznał wprost dyrektor sportowy Śląska Adam Matysek, mówiąc o braku tożsamości drużyny. Trudno jednak, aby było inaczej, gdy w zespole jest dwóch Słowaków, dwóch Hiszpanów, trzech Portugalczyków, Niemiec, Gruzin, Japończyk. Macedończyk i Węgier. Do tego wielu z nich we Wrocławiu dopiero stawiało pierwsze kroki. W takich warunkach nie sposób zbudować ducha drużyny, automatyzmów na boisku, zrozumienia i woli walki jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

I to było widać w Śląsku niemal przez całą jesień. Wrocławianie byli najbardziej "bezjajeczną" drużyną w Ekstraklasie. Nie wyróżniali się niczym pozytywnym, a jeśli już o nich mówiono, to tylko w kontekście rozczarowania ich formą i wynikami. Brakowało walecznego ducha, brakowało jedności. W Śląsku grali profesjonaliści zatrudnieni do pracy w konkretnym klubie. I to tyle - z tygodnia na tydzień rzucało się w oczy, że brakuje w drużynie świadomości, iż gra dla Śląska Wrocław powinna być czymś więcej niż tylko rzetelną pracą dla klubu piłkarskiego.

Słaba polityka transferowa i przestrzelone transfery, brak tożsamości - to wszystko przełożyło się na wyniki. Dość powiedzieć, że jesienią na Stadionie Wrocław Śląsk wygrał tylko raz! Mało tego: we własnych czterech ścianach strzelił tylko siedem goli, a stracił aż 18. Zdecydowanie lepiej wrocławianie grali na wyjazdach: tam wygrali cztery z siedmiu meczów, dwa zremisowali i trzy przegrali. Lepiej szło im też pod bramką rywala: zdobyli 13 goli, tracąc 11.

Pomyłki trenera
Drużynie nie pomagały też dziwne eksperymenty Mariusza Rumaka. Do historii Śląska przejdzie manewr z wystawieniem typowego pomocnika Petera Grajciara na… lewej obronie w Gdańsku. Były już trener Śląska nie pomógł też drużynie, sadzając Ryotę Moriokę na ławce w meczu z Legią, kiedy Japończyk jako jedyny byłby w stanie dorównać poziomem technicznym zawodnikom rywala. Za Rumaka napastnik Bence Mervo trafił na skrzydło, w środku pola próbowany był młody snajper Mariusz Idzik... O obsadzie bramki też trudno powiedzieć, aby była stabilna: Mariusz Pawełek zagrał w dwunastu meczach, Słowak Lubos Kamenar w ośmiu.

Tak na dobrą sprawę tylko formacja defensywna oparła się eksperymentom trenera. Tutaj najczęściej widywaliśmy kwartet: Kamil Dankowski - Piotr Celeban - Lasza Dwali - Augusto. Rzecz jasna, przy całej mizerii drużyny obrona też nie zasługuje na szczególne oklaski. Ale mimo wszystko, to właśnie w defensywie Śląsk ma nadal spory potencjał i nowy trener będzie miał kim murować bramkę przed rywalami.

Brak skuteczności
Jesienią Śląsk strzelił 20 goli. To najgorszy wynik w Ekstraklasie. Nawet drużyny ze strefy spadkowej mogą się pochwalić lepszym dorobkiem. Wystarczy jednak spojrzeć na statystyki indywidualne ofensywnych graczy Śląska, aby zrozumieć, skąd ten problem. Kamil Biliński: 3 gole. Alvarinho: jeden gol. Sito Riera: zero goli. Bence Mervo: zero goli. Mariusz Idzik: zero goli.

W efekcie, najlepszym strzelcem Śląska jesienią był rozgrywający Ryota Morioka (4 bramki). Japończyk zdobył to miano mimo, że ma za sobą fatalną rundę, kiedy wielu kibiców przecierało oczy ze zdumienia, gdzie podział się ten piłkarz wiosną czarujący Ekstraklasę. Trzy bramki ustrzelił zaś Peter Grajciar, kolejny nominalny pomocnik.

Brak skuteczności nie wziął się jednak z powietrza. Śląsk w ataku przez całą jesień miał spore problemy taktyczne. Zespół kulał, jeśli chodzi o schematy w grze ofensywnej. Stwarzanie zagrożenia pod bramką rywala było dla niego tak trudne, jak zniesienie borowania zębów bez znieczulenia. Przeciwnicy często nie musieli nawet szczególnie się wysilać w obronie: wystarczyło, że trzymali dyscyplinę i porządek z tyłu, by skutecznie paraliżować poczynania Śląska. Nie było wśród wrocławian kreatywności, nie było szukania rozwiązań poza schematem, nie było piłkarskiego błysku. Było zaś dużo rzemieślnictwa i bicia głową w mur - zarówno obronny rywala, jak też własnej bezradności.

Wiosna będzie lepsza?
Zimę Śląsk spędzi z dala od strefy spadkowej. To da zespołowi pewien komfort w przygotowaniach do rundy wiosennej. Strata do miejsca nr 8, które daje awans do grupy medalowej Ekstraklasy, też nie jest duża, bo wynosi zaledwie 4 pkt. Przy odrobinie szczęścia i dobrej grze od lutego, Śląsk będzie w stanie szybko dogonić rywali.

Samo szczęście jednak nie wystarczy. Drużyna potrzebuje wzmocnień, i to spośród piłkarzy z Polski. Pilnie trzeba pozyskać nowego napastnika, środkowego i bocznego pomocnika. To wariant minimum, na który klub musi znaleźć pieniądze. Śląskowi na rynku transferowym powinno być o tyle łatwiej, że drużynę ma przejąć Jan Urban. A jego nazwisko powinno stanowić magnes dla piłkarzy, którzy będą się wahali, czy warto przyjść do Śląska.

Śląsk musi też zadbać o to, by zatrzymać piłkarzy, których kontrakty wygasną w czerwcu. Chodzi tu przede wszystkim o Piotra Celebana, Adama Kokoszkę, Kamila DankowskiegoPetera Grajciara. To zawodnicy dla drużyny ważni - nie tylko piłkarsko (jak Celeban lub Kokoszka), ale też dobrze rokujący (Dankowski) i dbający o atmosferę w szatni (Grajciar).

Nowy trener będzie musiał też obudzić Ryotę Moriokę z jesiennego snu. Było aż nadto widoczne, że Japończyk coraz bardziej się męczy wśród kolegów w mizernej formie. Przez to sam przygasł, a Śląska zwyczajnie nie stać na to, by marnować potencjał tak utalentowanego zawodnika. Popularny "Rio" sam jednak meczu nie wygra, a poza tym rywale wiedzieli, że w Śląsku tylko Morioka może poważnie zagrozić w każdej chwili, więc utrudniali mu życie na boisku, jak tylko mogli. Śląsk pod okiem nowego trenera wymagać będzie więc przemeblowania taktycznego, aby dać Morioce więcej swobody na boisku i więcej okazji do tego, by było z kim wymienić kilka szybkich podań. Na początku sezonu zdarzały się momenty, gdy Morioka próbował takiej szybkiej gry np. z Joanem Romanem. I te chwile pokazały, iż Śląsk może wiele skorzystać na takiej grze dowodzonej przez wrocławskiego samuraja.

Jak widać, przed wiosenną walką Śląsk czeka spore przemeblowanie - praktycznie w każdym obszarze piłkarskim. To jednak moment, który musiał nadejść, a bez sprzątania po Mariuszu Rumaku ten zespół być może nie spadnie z Ekstraklasy, ale utonie w ligowej przeciętności. A na to w Śląsku, zwłaszcza w obliczu możliwego przejęcia klubu przez nowego właściciela, nikt nie może sobie pozwolić.

Oceń publikację: + 1 + 5 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1352