Wiadomości

Bioenergoterapeuta z Ukrainy zabił wrocławiankę? Twierdzi, że tylko ją masował

2018-11-30, Autor: Bartosz Senderek

W piątek przed wrocławskim sądem rozpoczął się proces 67-letniego obywatela Ukrainy, który jest oskarżony o zabójstwo wrocławskiej tłumaczki języka rosyjskiego i ukraińskiego. Do zdarzenia miało dojść w mieszkaniu kobiety, której klientem w przeszłości był oskarżony. Ten przyznaje się, że w dniu śmierci faktycznie odwiedził ofiarę, ale twierdzi, że to nie on ją zabił. Dodatkowo Ukrainiec zeznał, że w trakcie zatrzymania został pobity przez policjanta, który miał na sobie koszulkę z napisem „Specnaz”.

Reklama

Na ławie oskarżonych zasiada Oleksander P., przedsiębiorca z Charkowa – właściciel dwóch ukraińskich zakładów zajmujących się przetwórstwem metali. W Polsce mieszka od maja 2016 roku. „Doktor Alek” (pod takim pseudonimem znali go klienci, w tym także ofiara) zajmował się medycyną wschodnią. Miał dyplom z masażu, ale trudnił się również leczeniem przy użyciu dotyku i bioenergoterapią. – Nie muszę nawet dotykać osoby, żeby rozpoznać wiele chorób – tłumaczył w piątek przed sądem. Swoje nadprzyrodzone umiejętności miał odkryć, kiedy kilka lat temu poraził go prąd. – Córka na żarty przykładała do mnie łyżki i widelce, a ja działałem, jak magnes. Poczułem wtedy ciepło w ręce. Dotykając czyjejś ręki lub głowy czuję ciepło. W chorych miejscach czuję chłód – tłumaczył w prokuraturze.

P. do Polski przyjechał m.in. ze względów sentymentalnych. Polką była jego babcia. Z naszym krajem chciał związać swoją przyszłość. Na etapie śledztwa zeznawał, że miał propozycje wyjazdu do różnych krajów, ale w dłuższym okresie z nich nie korzystał. Przez pół miesiąca pracował we Francji, ale potem wrócił do Polski. Tu poznał kobietę, z którą planował ślub. Dokumenty do zawarcia małżeństwa przygotowywała mu właśnie tłumaczka z ulicy Jeleniej, która została zamordowana 3 lutego 2017 roku w swoim mieszkaniu, gdzie przyjmowała klientów.

Z ustaleń prokuratury to właśnie 67-letni Ukrainiec miał zabić Annę Ż. Z ustaleń śledczych wynika, że napastnik dusił i uderzał kobietę po głowie i ciele różnymi narzędziami, powodując u niej szereg obrażeń i ran, które ostatecznie spowodowały ostrą niewydolność krążeniowo-oddechową, co było przyczyną śmierci. Zdaniem prokuratury oskarżony po zabójstwie miał zabrać z mieszkania kobiety klucze do mieszkania, dokumenty, należący do ofiary portfel i 15 tys. złotych w gotówce. Za czyny te grozi kara nawet dożywotniego pozbawienia wolności.

Oleksander P. po przedstawieniu zarzutów nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. W piątek rano sąd odczytał pierwszą część zeznań, które ten składał w trakcie przesłuchań przez prokuraturę i wizji lokalnej w mieszkaniu ofiary.

Tego, że w dniu zabójstwa był w mieszkaniu kobiety, się nie wypiera. Tłumaczy, że przyszedł zrobić jej masaż, po którym miały ustąpić męczące tłumaczkę bóle głowy. Z jego relacji wynika, że w trakcie masowania twarzy kobieta dostała krwotoku z nosa. To właśnie w ten sposób krew ofiary miała znaleźć się na rękach i ręczniku oskarżonego. Odciski palców na lodówce w mieszkaniu ofiary miały się tam znaleźć, gdy ten szukał lodu do zrobienia zimnego okładu.

Mężczyzna zeznał, że po wykonaniu masażu miał ustalić jeszcze z kobietą, jakie preparaty lecznicze ma jej przywieźć jej z Ukrainy. Zeznał, że gdy wychodził z mieszkania kobiety, ta miała przygotowane jakieś papiery i czekała na kogoś. – Na kogo dokładnie nie wiem – tłumaczył w prokuraturze.

Gdy oskarżony wyszedł z mieszkania Anny Ż., na klatce schodowej jego uwagę zwrócił nieogolony mężczyzna w płaszczu. Oleksander P. na etapie śledztwa zeznał, że twarz tego mężczyzny wydawała mu się znajoma. Miał rozpoznać go, jako bezdomnego, którego widział w okolicy jednego z wrocławskich parków.

67-latek cztery dni po zabójstwie znajdował się już na Ukrainie. Wyjechał, bo skończył mu się termin ważności paszportu. Nowego dokumentu nie chciał wyrabiać w ambasadzie, bo jak tłumaczył, przy okazji załatwiana nowego chciał zobaczyć się z bliskimi i zrobić badania u lekarza, który miał jego pełną dokumentację. Jeszcze przed wyjazdem na Ukrainę mężczyzna miał uregulować należności za czynsz oraz dokonać wpłaty na swoje konto. Tłumaczył, że gotówkę, z której dokonał tych płatności, otrzymał od Romana – znajomego, który był mu winny pieniądze jeszcze z czasów, gdy pracował we Francji.

O tym, że szuka go policja, miał dowiedzieć się od swojej polskiej partnerki, z którą razem mieszkał na wrocławskim Księżu i uczył jej masażu. Zatrzymany przez policję został na wrocławskim dworcu. W dniu zatrzymania w swoim portfelu miał kartkę z zapisanym odręcznie w języku rosyjskim „zaklęciem” o księżnej, której los miał być „czysty, bezgrzeszny, bez przeszkód”. – Na końcu tego zaklęcia powinno być słowo „amen” – wyjaśniał oskarżony. – Ja napisałem do dla siebie, żeby pomóc sobie. Traktuję to jako poranną modlitwę. Możliwość zaklinania to dar od Boga. Ja otrzymałem taki dar, dlatego to napisałem. Spotykam się z księdzem prawosławnym, byłem w Jerozolimie, kupiłem tam krzyż. To mi pomaga. Mogę też powiedzieć o „trzecim oku”, które mam, ale to nie ma znaczenia w sprawie – zeznawał w prokuraturze Oleksander P.

Oskarżony Ukrainiec skarży się też na zachowanie wrocławskich policjantów, którzy go zatrzymali. Funkcjonariusze na komisariacie mieli go bić i znieważać ze względu na narodowość. Najbardziej agresywny miał być postawny policjant w cywilu, na którego pozostali funkcjonariusze mieli mówićIwan”. To między innymi on miał domagać się, by mężczyzna przyznał się do zabójstwa i próby gwałtu.Ten policjant, który mnie bił, wyzywał mnie słowami obelżywymi po rosyjsku. Mówił, że jestem kur…, pederastą, bydłem i zwierzęciem, a nie człowiekiem. Że Ukraina nie zasługuje na to, żeby być samodzielnym państwem. On miał na koszulce napis „Specnaz” po rosyjsku, a na rękawach kurtki rosyjski emblemat „WDFE” – zeznawał.

Po blisko półtoragodzinnym odczytywaniu zeznań sąd ogłosił przerwę w rozprawie. Podczas kolejnych mają zostać przesłuchani świadkowie. Jeżeli prokuraturze uda się obalić linię obrony oskarżonego, mężczyźnie będzie grozić nawet dożywocie.

Oceń publikację: + 1 + 9 - 1 - 1

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.