Sport

Było San Francisco, jest gruzowisko. Śląsk Wrocław po sezonie 2018/2019 w Ekstraklasie

2019-05-28, Autor: Łukasz Maślanka

Opadł już kurz po zakończonym sezonie piłkarskiej Ekstraklasy. W Śląsku Wrocław znów mogą podśpiewywać refren znanej piosenki Budki Suflera, jak to w życiu nie wyszło. W wakacje działacze i trenerzy klubu będą mieli pełne ręce roboty, aby zbudować drużynę od nowa - tym razem mocniejszą i godną zaufania kibiców. A my, za sprawą tekstu, weźmiemy pod lupę poprzedni sezon wrocławskiego Śląska.

Reklama

Zaczęło się pięknie

Do sezonu Śląsk poszedł, uzbrojony w nową wizję budowy klubu, opierającą się na zdolnych, dobrze rokujących piłkarzach wypatrzonych w 1. lidze. To był most, przez który do Wrocławia przyszli: Daniel Szczepan, Dariusz Szczerbal, Mateusz Radecki, Damian GąskaJakub Łabojko. Skauci Śląska zarzucili też sieci poza Polską. I złowili cenionego obrońcę Wojciecha Gollę, wcześniej grającego w Holandii, a w dalekim Iranie Farshada Ahmadzadeha. Później klub namówił do gry we Wrocławiu również Łukasza Brozia, byłego piłkarza Legii Warszawa, zawodnika z dużym doświadczeniem i sukcesami w dorobku. Nad tym wszystkim pieczę sprawował trener Tadeusz Pawłowski.

Ten Śląsk miał być głodny sukcesów, a przez to waleczny i nigdy nie odpuszczający przeciwnikowi. To miał być też Śląsk pokorny, świadomy swoich zalet, ale również wad i cierpliwie pracujący nad ich naprawieniem. Taki był ton wypowiedzi zawodników podczas tradycyjnej prezentacji drużyny przed nowym sezonem. W klubie ktoś poszedł po rozum do głowy i inaczej niż w latach poprzednich, nie obiecywał już wspinaczki wysokogórskiej w sytuacji, kiedy drużyna miała potencjał co najwyżej do turystycznej wyprawy na Śnieżkę.

W lipcu ub.r., po pierwszym meczu sezonu wydawało się, że ten przepis na sukces może się sprawdzić. Śląsk pokonał wówczas Cracovię, prowadzony przez będącego w dobrej formie Jakuba Koseckiego. Później jednak zaczęły się schody. “Kosa” po tym meczu zamienił polską Ekstraklasę na 2. ligę w Turcji, a Śląskowi zaczęło iść coraz gorzej. Efekt był taki, że na kolejne ligowe zwycięstwo wrocławianie czekali od lipca do… września. A po drodze zaliczyli kilka wstydliwych wpadek. W Sosnowcu prowadzili już 2:0, a mecz skończyli z remisem 3:3, do końcowej minuty walcząc o ten punkt. W derbach Dolnego Śląska zostali rozbici przez Zagłębie Lubin 0:4.

W tym okresie wrocławianom trochę brakowało szczęścia (niefortunny remis 1:1 z Lechią w Gdańsku, domowe porażki po 0:1 z Wisłą Kraków i Lechem Poznań, wspomniany mecz z Sosnowcem), a trochę pomysłu na grę. Tak czy inaczej, efekt był taki, że Śląsk ze wszelkimi swoimi marzeniami o sukcesie szybko zaliczył zderzenie ze ścianą.

Światełko w tunelu jako zapowiedź zderzenia z nadjeżdżającym pociągiem

Od końcówki września do mniej więcej początku listopada ub.r., Śląsk mógł się podobać. Wrocławianie potrafili w tym czasie zdemolować Jagiellonię w Białymstoku, wygrywając 4:0 i upokorzyć Miedź Legnicy, pokonując ją 5:0. Z kolei u siebie sprali na kwaśne jabłko przyszłego mistrza Polski Piasta Gliwice, wygrywając 4:1. Oczywiście, w tym okresie zdarzyły się porażki, z czego jedna wstydliwa, bo 1:2 u siebie z Arką Gdynia. Z kolei drugą domową przegraną, tym razem z Legią Warszawa, można było niejako wliczyć w koszta. Mimo wszystko wydawało się jednak, że przed Śląskiem jest światełko w tunelu.

Okazało się jednak, że tym światełkiem był reflektor pociągu towarowego nadjeżdżającego na czołowe zderzenie.

Na początku listopada Śląsk przegrał u siebie z Wisłą Płock 0:3, a od wyniku gorszy w tym meczu był haniebny styl. Wrocławianie przez godzinę grali z przewagą jednego zawodnika, ale nie tylko potrafili wykorzystać przewagi, lecz dali sobie wbić trzy gole. To była równia pochyła, po której Śląsk zaczął się toczyć w zastraszająco szybkim tempie. Do końca tej części rozgrywek, czyli do połowy grudnia ub.r., wrocławianie nie wygrali ani jednego meczu! Efekt był taki, że zimową przerwę w rozgrywkach spędzili co prawda poza strefą spadkową, ale z tylko jednym punktem przewagi nad przedostatnim wtedy Górnikiem Zabrze.

Jeszcze na początku grudnia trener Tadeusz Pawłowski zapłacił posadą za fatalną grę Śląska. Zastąpił go jego asystent Paweł Barylski, o którym mówiono, że może zostać w tej roli na dłużej. Pod ręką “Baryły” wyniki Śląska jednak nie uległy poprawie, dlatego w zimie wrócił na stanowisko asystenckie, a posadę pierwszego trenera przejął chwalony, utytułowany Czech Vitezslav Lavicka.

Zimowa misja ratunkowa

Trener Lavicka dostał to, czego chciał, czyli wzmocnienia. Śląsk pozyskał Krzysztofa Mączyńskiego z nadzieją, że były reprezentant Polski i zawodnik doświadczony wniesie spokój do środkowej strefy boiska. Z kolei jakość i szybkość w grze na skrzydle miał zapewnić Lubambo Musonda. Czech zabrał też drużynę na krótki obóz w Szklarskiej Porębie, aby nieco popracować nad przygotowaniem fizycznym, a zimowe zajęcia uzupełnił obóz w Turcji.

Potrenowali, popracowali, aż wreszcie ruszyli do boju i początkowo wyglądało to nieźle. Od połowy lutego Śląsk grał w kratkę, lepiej u siebie, gorzej na wyjazdach. Ale pod koniec marca wrocławianie w Gdyni ograli Arkę 2:0, dzięki czemu zbudowali 6 pkt. przewagi nad strefą spadkową. Wtedy wydawało się, że Śląsk jest względnie bezpieczny i jeśli utrzyma formę, to nic złego mu się nie stanie. Ale właśnie: wydawało się. Bo w kwietniu przyszła zadyszka. Remis z Miedzią Legnica, porażka najpierw z Wisłą Płock i Górnikiem Zabrze w kluczowym, bo ostatnim meczu rundy zasadniczej. Efekt był taki, że Śląsk tę część sezonu zakończył na 13. miejscu w ligowej stawce. I zafundował sobie większą liczbę meczów do rozegrania na cudzych stadionach w grupie spadkowej. Żeby było weselej, mając tylko punkt przewagi nad przedostatnią drużyną…

Kolejne mecze to był już koszmar. Śląsk nie potrafił stanąć na nogi, wylądował w strefie spadkowej, a w pewnym momencie tracił do bezpiecznego miejsca 3 pkt. Nad drużyną zawisło widmo klęski, kompromitacji. Wrocławianie grali z nożem na gardle, każda wpadka mogła przesądzić o spadku drużyny z Ekstraklasy. Choć trzeba im oddać, że w decydującym momencie potrafili zachować zimną krew. Najpierw pokonali Zagłębie Sosnowiec na wyjeździe, w następnej kolejce zaś poprawili na Miedzi w Legnicy i zapewnili sobie miejsce w Ekstraklasie na kolejny sezon. Choć bądźmy uczciwi: żaden to sukces, bo drużyna z tak cenionymi zawodnikami w składzie nie miała prawa upaść tak nisko.

Co dalej ze Śląskiem Wrocław?

W przerwie wakacyjnej Śląsk zostanie przebudowany. Drużyna musi się zmienić, bo poprzedni sezon bezlitośnie obnażył jej słabości. Po pierwsze, problemy ze strzelaniem goli i brakiem jakości w ofensywie. Wiosną trener Lavicka często zwracał na to uwagę. W całym sezonie Śląsk strzelił 49 goli. To niezadowalający wynik. Owszem, Miedź Legnica (40 goli) i Korona Kielce (42 gole) strzelały gorzej, ale z dorobkiem 49 bramek Śląsk nadal plasuje się w dolnej części klasyfikacji. Ale blisko połowę z nich zdobył Marcin Robak (18), co źle świadczy o zbilansowaniu zespołu. Kolejny strzelec Śląska, czyli Robert Pich, zaliczył 6 trafień. Dwa mniej dołożył Mateusz Cholewiak, a mający grać rolę zmiennika Robaka Arkadiusz Piech przez cały sezon trafił… 2 razy.

W tyłach też brakowało pewności. Bramkarz Jakub Słowik grał solidnie przez cały sezon, choć nie ustrzegł się błędów. Ale już Piotr Celeban, Kamil Dankowski, Igors Tarasovs to ludzie, którzy mają na sumieniu w sumie kilkanaście bramek straconych przez Śląsk. A bez spokoju w tyłach trudno zrobić dobre wyniki.

Kolejnym problemem Śląska była licha konstrukcja tej grupy ludzi. Często mówi się, że w sporcie mieszanka rutyny i młodości to klucz do sukcesu. Ale kolejność jest ważna, o czym Śląsk boleśnie się przekonał. Rutyniarzy w nim sporo: Celeban, Robak, Pawelec, Augusto, Pich, Piech, Mączyński, Broź, Cotra, Tarasovs… Jakby nie liczyć, to wychodzi pół składu. Trochę za dużo, żeby marzyć o zdeterminowanym, głodnym sukcesu zespole. A atut doświadczenia? Cóż, gracze z takim doświadczeniem prawie spadli ze Śląskiem z Ekstraklasy, a w poprzednim sezonie też wiele nie zwojowali. Więc doświadczenie mają, ale na korzyści sportowe dla klubu to się nie przekłada.  

Miarą dobrego wpływu starszych kolegów na zespół jest też to, jak przy nich rozwijają się młodzi zawodnicy. I tutaj też o Śląsku nie można napisać wiele dobrego. Jakub Łabojko jesienią nie dostawał wielu minut na boisku od trenera Pawłowskiego, a pod koniec roku złapał kontuzję. Dopiero wiosną, za kadencji trenera Lavicki, popularny "Łaboj" pograł nieco więcej i zdołał nawet strzelić debiutanckiego gola w Ekstraklasie. Damian Gąska ma za sobą przeciętny sezon, Daniel Szczepan dostał niewiele szans, Kamil Dankowski zatrzymał się w rozwoju (także przez kontuzje), Jakub Wrąbel na stałe przywarł do ławki rezerwowych i zaraz go w Śląsku nie będzie. Jesienią pograł trochę Maciej Pałaszewski, ale wiosną został wypożyczony do Stomilu Olsztyn na nauki i w wakacje ma dostać kolejną szansę od trenera Lavicki. Adrian Łyszczarz podobnie: młody, zdolny, reprezentant Polski, wypożyczony do GKS Katowice w pierwszej lidze, ale bez sukcesu. Teraz wraca do Wrocławia i ma dostać kolejną szansę, może odpali, a może nie. Tyle o roli młodych w Śląsku Wrocław: raczej tło, z okazjonalnymi przebłyskami. 

Trener Vitezslav Lavicka nie kryje się z planem przebudowania Śląska Wrocław. Część zmian już za drużyną. Odszedł Augusto, Tarasovs, Farshad AhmadzadehCotra. Wkrótce odejdzie WrąbelPiech, maleją szanse na to, że w Śląsku nadal będzie grał Robak. Każde takie pożegnanie to jednocześnie szansa dla trenera, aby wstawić do Śląska kolejny element lepiej pasujący do jego wizji, bo wcześniej operował na tych, których w zespole zastał. I nie czarujmy się, to nie była jakość oczekiwana przez kibiców Śląska.

Teraz wreszcie ma coś drgnąć. Zmiana ma iść od samej góry. Prezes Piotr Wiśniewski ma swój pomysł na klub i uważa, że brakowało mu ciągłości organizacyjnej i sportowej w ostatnich latach, co odbiło się negatywnie na wynikach. Teraz prezes ma spory kapitał zaufania, co wiąże się z czasem na przemyślaną pracę. To też daje przestrzeń trenerowi Laviczce i dyrektorowi sportowemu Dariuszowi Sztylce na zbudowanie drużyny wg pomysłu na lata. Na dziś drużyna szuka bramkarza, lewego obrońcy, środkowych pomocników i napastników.

Warto pamiętać, że kiedy w 2012 r. Śląsk zdobył mistrzostwo Polski, to był to efekt kilku lat pracy m.in. ówczesnego trenera Ryszarda Tarasiewicza i budowania zespołu w oparciu o pewien pomysł, o konsekwentne uzupełnianie go. Teraz w Śląsku chcą iść podobną drogą, oczywiście z zastrzeżeniem, że w wakacje - podobnie jak w ostatnich latach - kadra drużyny mocno się zmieni i potrzebny będzie czas. Nie da się zbudować zespołu od ręki, kiedy w trakcie jednego okienka transferowego przyjść może nawet 10 nowych ludzi, a tyle samo odejść. Ale teraz ta głęboką zmiana ma być powodowana nie tylko koniecznością, ale chęcią wylania fundamentów pod solidny projekt, trwały i na lata. Powiedzmy sobie wprost: od kilku sezonów Śląsk ma szczęście i jakoś ratuje Ekstraklasę. Ale na dłuższą metę, metodą na “jakoś” funkcjonować nie można. Dlatego już czas na sensowną, przemyślaną i rozsądna przebudowę.

Polecamy też Podcast Śląsk na koniec sezonu - rozmowa z trenerem Vitezslavem Lavicką

 

Oceń publikację: + 1 + 17 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1275