Wiadomości

Chcą odwołać przewodniczącego sejmiku

2023-02-02, Autor: er, klo

To już kolejna próba odwołania Andrzeja Jarocha z funkcji przewodniczącego Sejmiku Województwa Dolnośląskiego. Tym razem inicjatorzy akcji z KO jako powód podają za małą liczbę sesji wyznaczoną w tym roku, a oni chcą pracować więcej. Smaczku sprawie dodaje fakt, że w ubiegłym roku to właśnie radni opozycji, głównie z tego klubu, byli najczęściej nieobecni na obradach.

Reklama

W tej kadencji samorządem województwa rządzi koalicja PiS i Bezpartyjni Samorządowcy. Obecnie tworzy ją 18 radnych. Teoretycznie opozycja ma tyle samo, choć to nigdy nie było takie pewne. W stałej opozycji bowiem jest tylko Koalicja Obywatelska, której klub liczy 10 radnych. Pięcioosobowy klub Nowej Nadziei przez pewien czas nieformalnie wspierał rządzących, choć głosowali bardzo różnie. I jest jeszcze trójka niezrzeszonych, którzy kiedyś związani byli z BS, ale w wyniku konfliktu przestali wspierać zarząd.

Przy takim podziale sił każde głosowanie to trochę wypadkowa różnych ustaleń. Opozycja jako papierek lakmusowy tego układu stosuje właśnie próbę odwołania przewodniczącego sejmiku Andrzeja Jarocha z PiS. Pochodzili do tego kilkukrotnie, ale oficjalnie odbyło się to tylko raz w ubiegłym roku. Wtedy, choć opozycja była pewnego swego, padł remis. I zrobiła się kabaretowa awantura o kolor długopisów.

- Trzy kluby otrzymały od swoich przewodniczących różnokolorowe flamastry, przy pomocy których mieli głosować. Inny kolor dostali Bezpartyjni Samorządowcy, inny Koalicji Obywatelskiej, a jeszcze inny dostaliśmy w Nowoczesnej Plus – grzmiał wtedy Stanisław Huskowski z Nowoczesnej (teraz Nowa Nadzieja), który zaprotestował z sejmikowej trybuny przeciwko głosowaniu z użyciem „znaczonych pisaków”. Jego zdaniem, kolory miały służyć temu, by potem rozliczyć tych, którzy zagłosowali za pozostawieniem Andrzeja Jarocha na stanowisku, czyli inaczej niż chcieli przewodniczący klubów. - To ewidentne łamanie tajności głosowania, próba wpłynięcia na wynik. Jest to niegodne - oceniał Huskowski. Bo dodajmy, że głosowanie odwołujące przewodniczącego jest tajne. A nieoficjalnie mówiono, że inicjatywa z długopisami wyszła od KO, choć nikt tego nie potwierdził

W tajności głosowania swoją szansę upatruje opozycja, która cały czas próbuje nakłonić radnych z koalicji do przejścia na swoją stronę. Niekoniecznie oficjalnie.

Przed dzisiejszą sesją niektórych radnych miał podobno nakłaniać jeden z najbliższych współpracowników Jacka Sutryka, dyrektor departamentu prezydenta Wrocław Damian Żołędziewski. A jak wiadomo, wrocławski magistrat ma „argumenty” i już chyba nawet tego nie ukrywa, że sprzyjającym im politykom oferuje zatrudnienie. Czego najświeższym dowodem jest zatrudnienie w MPK Patryka Wilda, jeszcze niedawno Bezpartyjnego Samorządowca, który po odejściu z BS współdziała z szefem klubu KO Markiem Łapińskim – współpracownikiem Sutryka i słynnym wiceprezesem TBS Wrocław.

Kogo odwiedził Żołędziewski? Nikt oficjalnie nie chce się do tego przyznać. Jeden z „podejrzanych” radnych odpowiedział nam tylko, że zna dyrektora, czasami się z nim widuje, ale czy akurat ostatnio i czy dostał jakąś propozycję odrzekł, że to raczej „plotki i pomówienia”.

Misję Żołędziewskiego próbowaliśmy potwierdzić w ratuszu. Przemysław Gałecki, dyrektor wydział komunikacji społecznej odesłał nas do prezydenta Sutryka i do dyrektora jego departamentu. Damian Żołędziewski nie odebrał od nas telefonu. Nie odpowiedział też na pytania wysłane SMS-em.

Pod dzisiejszym wnioskiem o odwołania Jarocha podpisało się 10 radnych z KO, którzy uważają, że wyznaczono zbyt mało sesji na ten rok, że powinny odbywać się co miesiąc.

- Chcą pracować co dwa miesiące, a diety brać co miesiąc. Cały PiS – napisał w mediach społecznościowych Marek Łapiński.

Andrzej Jaroch na łamach „Gazety Wrocławskiej” tłumaczy, że interpelacje, wnioski, zapytania, można składać także poza sesją sejmikową i większość z nich tak właśnie wpływa.

– Po rozmowach z radnymi stwierdziliśmy, że dla tych elementów sesji (wymienionych wyżej - red.) nie warto utrzymywać gęstszych terminów. Statut mówi, że sesje nie mogą odbywać się rzadziej niż raz na kwartał. Ja w tym roku miałem podstawy, by zaplanować mniej terminów. To plan, który i tak wyczerpuje wszystkie tematy – zapewnia Jaroch.

 Faktycznie, teraz zaplanowanych jest siedem, w ubiegłym roku było dziesięć.

- My chcemy pracować, a przewodniczący w porozumieniu z zarządem ograniczył liczbę spotkań – grzmi w onet.pl Marek Łapiński.

Sprawdziliśmy w ubiegłorocznych protokołach jak naprawdę chcą pracować radni. Okazało się, że najwięcej nieobecności mają działacze z… klubu KO.

 W centrali PO, w której zapytaliśmy czy wiedzą o inicjatywie dolnośląskich radnych z ich partii, usłyszeliśmy po długim milczeniu lakoniczne: zostaliśmy poinformowani.

A nieoficjalnie, że tak naprawdę to nie test dla Jarocha, a Łapińskiego. Po kilku latach nieudanego kierowania sejmikowym klubem i aferach z TBS i koszykarskim Śląskiem nie ma dobrych notowań. Podobno może liczyć tylko na miejsce na liście wyborczej do rady powiatu trzebnickiego. A już złośliwie jeden z działaczy dodał: „A jak i tym razem mu się nie uda w sejmiku, to nie wiem czy nie zostanie mu tylko rada gminy…”.

 

Oceń publikację: + 1 + 5 - 1 - 3

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.