Wiadomości

Po kampanii. Boks emerytów i uciec przed Sutrykiem

2023-10-13, Autor: Arkadiusz Franas

Mam nadzieję, że nie oglądali Państwo walki Krzysztofa „Diablo” Włodarczyka z Fabio Maldonado. Miała tyle wspólnego z dobrym boksem, co telewizyjne starcie Donalda Tuska z Mateuszem Morawieckim z myśleniem o Polsce. Natomiast Jacek Sutryk grasuje po regionie udzielając poparcia różnym kandydatom. Niektórzy z nich są przerażeni, bo jakoś nie chcą być kojarzeni z ograniczaniem wolności wypowiedzi, arogancją czy niejasnymi układami przy zatrudnianiu w radach nadzorczych lub programowych. A potem PO się dziwi, że przegrywa kolejne wybory…

Reklama

Tak, podzielam Państwa radość, kończy się kampania wyborcza! Z jednej strony beznadziejna, ale są też promyki nadziei. Widać pewien początek końca. Zanim szerzej o tym, krótki wstęp.

Od dziecka pasjonują mnie dwie dyscypliny sportu: hokej i boks. Ta druga dzięki mamie. Tak, tak mamie, która była wielkim kibicem niezwykłego pięściarza Lucjana Treli. Walczył w wadze ciężkiej, choć miał tylko 172 cm wzrostu i 86 kg wagi, ale na olimpiadzie w 1968 roku dał się we znaki przyszłej legendzie boksu Georgowi Foremanowi (192 cm, 100 kg). Tak mistrz wspominał Trelę: „Ten mały? Tak pamiętam go, czasem budzę się w nocy zlany potem, mam koszmary, że ten mały mnie pokonał. Jego ciosy wciąż mnie bolą”.

To tyle tytułem teoretycznego wstępu  i już nie będą Państwa zanudzał historią sportu. Natomiast współcześnie zaryzykowałem i postanowiłem obejrzeć kolejny powrót na ring naszego mistrza Krzysztof „Diablo” Włodarczyka. Już prezentacja zawodników wzbudziła mój lekki niepokój. Włodarczyk – lat 42, jego przeciwnik, Brazylijczyk Fabio Maldonado – 43. Gdy rozbrzmiał gong, zaczął się koszmar. Większość pojedynków szachowych dostarcza więcej emocji. Jak oni się poruszali, jak kleili do siebie… Ciosy zadawali z taką szybkością, że gdyby jeden wyskoczył na chwilę do WC, to po powrocie  jeszcze by zrobił unik przed uderzeniem. To wydarzenie miało więcej wspólnego z Paradą Równości niż z tradycyjnym boksem, którego współczesne zasady ustalił John Graham Chambers. Koszmar…

Koszmar, który przypomniał mi się kilka dni później, gdy zacząłem oglądać debatę liderów list wyborczych w telewizji. Uwaga była skupiona na starciu Donalda Tuska i Mateusza Morawieckiego. Obaj oczywiście starsi od wspomnianych bokserów, ale to nie kwestia ich wieku, a długości sporu między partiami, które reprezentują. I podczas tej debaty, gdy dochodzili do głosu, to tylko wymieniali się złośliwościami. Przewidywalnymi, rachitycznymi i bez sensu. O sile rażenia ciosu Maldonado, który miał problemy z podniesieniem ręki. Choć tu już na pewno nie można było mówić o klimacie z Parady Równości. Ciekawiej dla debaty, nie w warstwie merytorycznej, byłoby gdyby zamienić to na pojedynek slap fighting, czyli zwykłego naszego „dawania sobie z liścia”. Tak, odbywają się takie zawody.

Istnieje też taka teoria, że Tusk postanowił wypaść blado, by na jego tle lepiej zaprezentował się Tusk-bis, czyli Szymon Hołownia. Bo jak wiadomo Hołowni w sondażach nie szło. A przecież jego koalicja z PSL ma być przystawką dla PO przy ewentualnym tworzeniu rządu. Taką jak kiedyś wchłonięta Nowoczesna. W każdym razie pozostała trójka, a zwłaszcza Krzysztof Bosak z Konfederacji i Krzysztof Maj  z Bezpartyjnych Samorządowców patrzyli na to starcie niczym ja na spotkanie Włodarczyka z Brazylijczykiem. Nie, nie zapomniałem o obecności w tej debacie przedstawicielki Lewicy Joanny Scheuring-Wielgus. Ale od kiedy w ramach walki o prawa zwierząt oddała własne psy do schroniska, a później wyznała, że nie interesuje się stawkami podatku VAT, a co więcej nawet ich nie zna, mówimy o pani zasiadającej w parlamencie od dwóch kadencji, to jakoś przestałem tę panią traktować poważnie.

W kampanię na ostatniej prostej zaangażował się prezydent Jacek Sutryk. Tusk nie chciał go na listach, ale jak tu się nie pokazać przy takiej okazji? I jazda w teren i robić sobie foty z kandydatami wszystkich okręgów. Niektórzy przyjmowali to delikatnie mówiąc z rezerwą. Jedna/jeden kandydatka/kandydat (piszę tak, by nie ujawniać informatorki/informatora) był(a) mocno zniesmaczony/a. - Przecież w moim okręgu mnie ludzie lepiej znają niż jego. Przyjechał mnie poprzeć czy już chce się ogrzać się przy mej popularności? – zastanawiał(a) się. I tłumaczył(a), że jakoś dziwnie obawia się, iż liczne afery wokół prezydenta Wrocławia podróżującego po okręgach bardziej mogą kandydatom zaszkodzić niż pomóc. – W terenie ludzie jak o nim słyszeli, to właśnie ewentualnie tylko przy okazji tych afer – słyszymy.

Jest wolność i demokracja, to kto prezydentowi zabroni? Ma człowiek samochód służbowy, we Wrocławiu niewiele robi, to jeździ. Zwłaszcza, że najbliższe otoczenie w ratuszu już jakiś czas temu wmówiło Jackowi Sutrykowi, że jest tylko nieco mniej popularny niż Tadeusz Kościuszko, Kaczor Donald i Hans Kloss.

A propos demokracji. Czy tylko ja mam problem ze zrozumieniem tej akcji zniechęcającej ludzi do udziału w referendum? Osobiście uważam, że demokracja jest mocno przereklamowana i ja bym ograniczał ludziom (sobie też oczywiście) prawo podejmowania decyzji, ale jak już jest, to o co chodzi? Przecież referendum to najprostszy instrument demokratyczny. Chyba, że prowadzący tę akcję mają swoich wyborców za ludzi niegodnych zaufania, że tak ujmę to eufemistycznie. Nie daj Boże jeszcze sami podejmą jakąś decyzję… No bo jak inaczej to logicznie wytłumaczyć? Odnoszę wrażenie, że tak zwana totalna opozycja (sami się tak nazwali), coraz bardziej skupia się na tym pierwszym określeniu.

A i jeszcze miał być promyk nadziei. Dość poważnie o tym zaczęto mówić po tej dramatycznej debacie. - Jeśli jest jakiś koronny argument za końcem polaryzacji i systemu dwupartyjnego to ta debata takim argumentem jest. Coś się skończyło coś minęło – orzekł znany analityk Łukasz Pawłowski. Orzekło tak też i wiele innych osób.

Najdziwniejsze w tym całym amoku przedwyborczym jest to, że nikt wprost nie powie, że to głosowanie już jest rozstrzygnięte. Przecież jeśli nie będzie trzęsienia ziemi, czyli polskie sondażownie się nie skompromitują, to po raz trzeci wygra PiS. A Platforma zaliczy kolejną porażkę. Nie wiadomo tylko kto będzie rządził. Rząd tkwi w szczegółach. Czyli ile na przykład uzbierają przystawki PO – Lewica i PSL „Hołownia”. Albo czy przypadkiem Konfederacja nie zostanie rozgrywającym albo Bezpartyjni Samorządowcy czarnym koniem tego głosowania, a galopują żwawo? To przecież liderzy tych dwóch ugrupowań przez dużą część obserwatorów  zostali okrzyknięci zwycięzcami tej tragikomicznej debaty. I czy już teraz udowodnią, że rozpoczął się faktyczny koniec duopolu? Kto będzie takim Trelą, który pokona wreszcie Foremana?

Nawet jeśli nie teraz, to już w kolejnych wyborach, które mogą być o wiele szybciej niż niektórym się wydaje. Jak ujął to klasyk, czyli Hezjod w swej „Theogonii”, na początku był Chaos… I taki stan przewiduję po ogłoszeniu wyników. Ale Chaos miał potomków, zwłaszcza ta Gaja… Babcia Zeusa. I potem zapanował porządek na świecie.

Co naprawdę jednak okrzykną wyborcy, dowiemy się w niedzielę tuż po godzinie 21. 

Oceń publikację: + 1 + 12 - 1 - 10

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (1):
  • ~omussae 2023-10-14
    17:42:43

    0 0

    ludzie, słyszeliście, że nasi naukowcy wynaleźli lek, który natychmiast zatrzymuje wypadanie włosów i rozpoczyna proces regeneracji. to naprawdę fajna rzecz, przeczytaj to sam------ https://mub.me/plcz

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.