Sport

Ależ oni byli blisko! Śląsk Wrocław był o krok od sprawienia megasensacji!

2021-12-15, Autor: Bartosz Królikowski

To by było zwycięstwo pamiętane latami, ale zadecydowały ostatnie akcje. Koszykarze Śląska Wrocław prawie zabili lwa w jego własnej jaskini i minimalnie przegrali na wyjeździe z najmocniejszym w stawce Partizanem Belgrad 73:75. Wielka szansa uciekła w ostatniej chwili, ale nikt nie ma wątpliwości, że WKS może z Serbii wracać z głowami podniesionymi wysoko.

Reklama

Trzy mecze, trzy wygrane. Jak taran weszli w grudzień koszykarze Śląska Wrocław. Dwa zwycięstwa w Energa Basket Lidze wydłużające serię triumfów do sześciu, a także premierowa wygrana w EuroCup nad Hamburg Towers (87:71). Rośnie ten zespół z tygodnia na tydzień, a Andrej Urlep póki co pokazuje że włodarze WKS-u postawili na właściwego człowieka do uprzątnięcia bałaganu po Petarze Mijoviciu. Choć oczywiście decyzję tą całościowo ocenimy po sezonie. Póki co jest jednak naprawdę dobrze. Śląsk potrafi wygrywać wysoko i przekonująco, ale co niezwykle istotne, jest w stanie przepychać mniej udane dla siebie mecze.

Jak choćby ostatni ligowy z HydroTruckiem Radom. Ich rywale zmotywowani otwarciem nowej hali, w której pojawiło się ponad 5 000 ich kibiców postawili trudne warunki. Znacznie trudniejsze niż można było się spodziewać biorąc pod uwagę ich słabą postawę w tym sezonie. Niemniej jak przystało na zespół o sporej klasie, WKS ostatecznie przechylił szalę wygranej na swoją stronę, triumfując 67:64. Spory test dojrzałości, na szczęście zaliczony.

Po tej wiktorii nadeszła pora na kolejną batalię w EuroCup. Tym razem piekielnie trudną, prawdopodobnie najtrudniejszą z możliwych w tych rozgrywkach. Wrocławianie udali się bowiem do Serbii na mecz z Partizanem Belgrad. Stołeczny zespół to jeden z głównych faworytów, jak nie ogólnie główny, do wygrania całego EuroCup. Równie dobrze mogliby grać w Eurolidze, mając w składzie zawodników z przeszłością nawet w NBA, albo przynajmniej z potencjałem koszykarskiego nieba sięgającym. Potwierdzają to zresztą jak dotąd. W grupie B zajmują póki co drugie miejsce. Pokonać zdołał ich tylko MoraBanc Andorra. Pozostałe 5 wygrywali nierzadko w wielkim stylu. Rozgromili choćby Turk Telekom Ankara aż 85:59.

Nikt nie miał wątpliwości, że wygrana WKS-u byłaby ogromną sensacją. Zwłaszcza że lekkiego urazu nabawił się Travis Trice i Śląsk musiał radzić sobie bez swojej gwiazdy.

Wrocławianie rozpoczęli jednak ten mecz bez jakichkolwiek kompleksów. Agresywnie, energicznie i co ważne bardzo skutecznie. Potrafili w pierwszych minutach zdominować rywali pod koszem, a szczególnie dobrze spisywali się Aleksander Dziewa oraz Kerem Kanter. Wszystko to zaowocowało prowadzeniem aż 15:8. Trener Partizana wziął wtedy czas i cokolwiek swoim podopiecznym powiedział, zadziałało jak machnięcie czarodziejską różdżką rodem z Harry’ego Pottera.

Od tej chwili rozpoczął się bowiem koszmarny okres w grze Śląska. Popsuło się właściwie wszystko. Skuteczność drastycznie spadła, trójki w ogóle nie wpadały, obrona się posypała, a oni sami zanotowali mnóstwo strat. Przez 4 ostatnie minuty pierwszej kwarty i trzy pierwsze minuty drugiej partii, Partizan zdobył 18 pkt przy ani jednym WKS-u! Z 15:8 dla wrocławian, zrobiło się 26:15 dla Serbów.

Tak fatalne serie jak 0:18 rzadko się zdarzają, ale najważniejsze było to, że jeszcze przed przerwą Śląsk potrafił się po tym pozbierać. Sygnał do odbudowy dał Ivan Ramljak. Doświadczony Chorwat dał próbkę wysokich umiejętności defensywnych, a na dodatek pokazał pazur w ofensywie, kwitując dobry okres efektownym wsadem. Zaś w końcówce drugiej kwarty WKS znów prezentował podobną dyspozycję do tej z początku meczu i odrobił większość strat. Przechwyt na kilkanaście sekund przed końcem, a po nim celna trójka Kodiego Justice’a ustaliły wynik po dwóch partiach na zaledwie 37:35 dla Partizana.

Kwarta nr 3 stała pod znakiem twardej walki, bo oba zespoły nie oszczędzały się nawzajem. WKS miał mały kryzys mniej więcej w jej środku. Spudłowali wówczas sporo rzutów, brakowało im trójek, a tego zespół taki jak Partizan nie wybacza i Serbowie odskoczyli na nawet 8 pkt. Wrocławianom przyznać jednak trzeba, że nie dawali się złamać. Znów pokazali klasę w końcówce, a znakomite akcje Kantera oraz Kolendy sprawiły, że przed ostatnią kwartą było tylko 54:52 dla gospodarzy, a sprawa wyniku końcowego była wciąż otwarta.

W niej zaś emocji było co niemiara. Śląsk grał naprawdę imponująco. Świetnie prowokowali faule rywali. Już po 3 minutach Partizan uzbierał sobie ich 5 w jednej kwarcie, co oznaczało sporą przewagę dla wrocławian. Oczywiście nie zabrakło momentu kryzysowego, Serbowie mogli wyjść nawet na 8 pkt przewagi, skończyło się tylko na 5-ciu. Aczkolwiek to był tylko moment. WKS nie tylko nie łamał się przed mocniejszym rywalem. To oni zdawali się rozkręcać! Kapitalne akcje Kerema Kantera (świetny mecz Turka) dały im prowadzenie 73:68 na 2 minuty przed końcem. Śląsk miał na dodatek jeszcze faul w zanadrzu do wykorzystania.

Na 20 sekund przed końcem było 73:72 dla WKS-u i wrocławianie mieli piłkę. Niestety popełnili faul w rozegraniu, stracili piłkę, a rywale trafili za 2. Tym samym przegrywali 73:74, ale mieli jeszcze 5 sekund na akcję. Niestety nie udało się. Rywale zatrzymali Kolendę i szansa na ogromną sensację przepadła.

Ależ niesamowicie trudno jest zdecydować jakie emocje po tym meczu dominują. Czy poczucie wielkiego szacunku do tej drużyny, że potrafili postawić piekielnie trudne warunki najmocniejszej ekipie rozgrywek i to na jej terenie. Czy też może zawodu, że ta sensacja była tak blisko, tak bliziutko i tak naprawdę dosłownie dwie pomyłki, Kolendy przy rzucie oraz Karolaka w rozegraniu, zadecydowały że szansa uciekła. Z pewnością u nich jest to poczucie ogromnego niedosytu, ale z czasem sami będą wiedzieć, iż dali z siebie wszystko. Uprzykrzyli rywalom życie do maksimum. Zgotowali im dużo większe piekło niż ktokolwiek by się spodziewał, zwłaszcza bez Trice’a, i tak naprawdę tym meczem jak mało którym potwierdzili, że cały czas idą do przodu. Także wracają pokonani, wracają na pewno rozczarowani, lecz mogą wracać z wysoko uniesionymi głowami.

W takiej posturze mogą też powrócić do świątyni polskiej koszykówki. Do legendarnej Hali Stulecia, dawnej Ludowej, w której zrodziła się legenda tego klubu. To tam rozegrają swój następny mecz w EuroCup, gdy w środę 22 grudnia podejmą również bardzo silny, hiszpański Joventut Badalona.

Partizan Belgrad – WKS Śląsk Wrocław 75:73 (22:15, 15:20, 17:17, 21:21)

Partizan: Leday 10, Avramović 10, Dangubić 6, Smailagić 3, Glas 18 oraz Kurucs 0, Zagorac 0, Koprivica 8, Miletić 0, Moore 4, Trifunović 12, Madar 4

Trener: Zeljko Obradović

Śląsk: Kolenda 9, Kanter 21, Justice 6, Dziewa 12, Ramljak 12 oraz Karolak 5, Gordon 0, Langevine 4, Gabiński -, Meiers 4

Trener: Andrej Urlep

Oceń publikację: + 1 + 8 - 1 - 1

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1324