Sport

Autobiografia Janusza Sybisa - przeczytaj fragmenty

2011-11-14, Autor: tm
Lukratywny kontrakt na grę w zagranicznym klubie podpisał w kawiarence, przeżył poważną depresję w wieku kilkunastu lat, panicznie bał się kur, miał słabość do szybkich samochodów i pięknych kobiet. Przegrał auto na „jednorękim bandycie”, a gdy grał już w USA, kilka godzin spędził na komisariacie za próbę włamania do samochodu. To tylko kilka nieznanych faktów z życia Janusza Sybisa, które znajdziemy w biografii piłkarza. Premiera pod koniec listopada.

Reklama

O tym, że Janusz Sybis, legendarny piłkarz wrocławskiego Śląska wydaje autobiografię informowaliśmy Was już w październiku. Teraz znamy trochę więcej szczegółów dotyczących samego wydawnictwa.

Ma to być niezwykła historia życia Sybisa, opowiedziana szczerze i bez owijania w bawełnę. To nie będzie podręcznik dla sportowych intelektualistów, pozycja dla skrupulatnych statystyków.

- Piłkarzem się bywa, a człowiekiem się jest. Chcę pozostawić po sobie pamiątkę i podziękować kibicom Śląska za wiele lat wsparcia, którym mnie otoczyli. Chcę, by dowiedzieli się, z czego jestem naprawdę dumny, a co w swoim życiu spieprzyłem - wyznaje bez ogródek Sybis.


Na końcu sportowej lektury znajdziemy opinie na temat żywej legendy Śląska Wrocław. Wypowiedzieli się m.in. Jan Tomaszewski, Andrzej Strejlau, Stanisław Terlecki czy kibic WKS-u – Roman Zieliński. Życiowe losy Sybisa spisała dwójka wrocławskich dziennikarzy – Paweł Kościółek i  Łukasz Haraźny.

Prezentacja książki odbędzie się przed meczem 15. kolejki T-Mobile Ekstraklasy pomiędzy Śląskiem Wrocław, a Wisłą Kraków (25 listopada na  Stadionie Miejskim). Wtedy kibice będą mogli ją po raz pierwszy zakupić.

Przedpremierowo prezentujemy Wam fragment książki:

Pierwszego września 1958 roku rozpocząłem swoją przygodę z edukacją, ale  już w pierwszej klasie szkoły podstawowej wiedziałem, że profesorem nie zostanę. Częściej niż do placówki zaglądałem na boiska – siatkarskie, piłkarskie, grałem we wszystko. Mamie jednak bardzo zależało, żebym opanował chociaż tabliczkę mnożenia, więc aby nie sprawiać jej problemów, których i tak miała nadmiar, zaglądałem czasami do szkoły. Oczywiście najaktywniejszy byłem na zajęciach wychowania fizycznego oraz w trakcie przerw między zajęciami.

Bawiliśmy się często w ganianego. Pewnego dnia jeden z moich kolegów całą siłą upadł mi na lewą nogę, coś chrupnęło, coś strzeliło, a kulas zaczął mi niesamowicie puchnąć. Wystraszyłem się całej sytuacji i… schowałem w kantorku pani woźnej. Straciłem przytomność, już dawno zamknięto szkołę, a ja nie pojawiłem się w domu. Zaniepokojeni rodzice zaczęli mnie szukać, powiadomiono milicję, wszyscy myśleli, że zaginąłem. Nie wiem, jak mnie odnaleziono, ale była już północ, gdy się ocknąłem wśród mioteł i proszków z siną jak ściana nogą. Godzinę później byłem już w gipsie i w domu.

Podobno miałem wiele szczęścia, bo noga była w fatalnym stanie, stwierdzono złamanie w dwóch miejscach, lekarz postawił druzgocącą diagnozę:

– Minie kilka lat, zanim syn zacznie normalnie się poruszać. Niech pani organizuje kule lekarskie – usłyszała moja mama w  szpitalu. Po dwóch miesiącach zasuwałem już za piłką! Uwielbiałem również jeździć na rowerze.

Swojego nigdy nie miałem, dlatego często korzystałem z jednośladów moich rówieśników. Mniejszym zabierałem bez pytania, a że mniejszych nie było, siadałem na ramę do starszych ode mnie. Byle tylko się przejechać. Lewa noga już się zrosła, po złamaniu nie było śladu. Zasuwałem więc z dryblasem Kubą, który dopiero co dostał rower na komunię. Musieliśmy go wypróbować, testowaliśmy prędkość na jednej z najwyższych gór w okolicy, kiedy niefortunnie zahaczyłem stopą o szprychy. Poszarpałem wszystkie palce, znów u lewej nogi, i znów trafiłem do szpitala.

Pamiętam, że przyjmował mnie ten sam lekarz, który był przy złamaniu, chyba Nowakowski się nazywał. Powiedział wtedy do mnie:

– Sybis, ty masz więcej szczęścia niż rozumu. Lekkie skaleczenie, ale  trochę się goić będzie – usłyszałem. Po pierwszej diagnozie w ogóle mu nie ufałem, miałem dochodzić do siebie kilka lat, a po chwili byłem sprawny, więc skoro raz się pomylił, drugi raz też pewnie popełni błąd. Nie popełnił!

Gdy kilka dni później uciekałem z lekcji geografii, potknąłem się o  krawężnik. Efekt? Złamany duży palec u lewej nogi! Nikt chyba już nie wierzył, że ta sama kończyna za kilkanaście lat będzie ośmieszała prawdziwe gwiazdy europejskiego futbolu!

Oceń publikację: + 1 + 4 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1574