Sport

Były wyboje, ale dali radę! Śląsk Wrocław w III rundzie eliminacji UEFA Conference League

2021-07-29, Autor: Bartosz Królikowski

Piłkarze Śląska Wrocław awansowali do III rundy eliminacji UEFA Conference League. Wrocławianie, po trudnej bitwie z Araratem Erywań, zremisowali z Ormianami 3:3 na Stadionie Wrocław, co jednak w połączeniu ze zwycięstwem 4:2 pozwoliło im awansować do kolejnej rundy.

Reklama

Po pierwszym starciu tych dwóch zespołów, o krok od awansu do II rundy eliminacji Conference League znalazł się Śląsk. Jednak wrocławianie, pomimo 2 goli zaliczki i gry u siebie, nie mogli lekceważyć przeciwnika, czy wahać się przed czymkolwiek.

WKS zdobywał w Erywaniu gole szczególnie wtedy, gdy przyciskał rywali, narzucał im swój styl gry. Wtedy najbardziej wychodziła różnica w jakości, a ta jest zdecydowanie na korzyść Śląska. Tak samo było zresztą w ligowym meczu z Wartą Poznań. Gdy jednak wrocławianie za mocno się cofali, oddawali za dużo pola gry rywalom, byli karceni, tak przez poznaniaków (trafienie na 2:2), jak i Ormian (gol kontaktowy na 3:2).

Granica między lekkim spuszczeniem z tonu rzy jednoczesnej kontroli nad mecze, a zbyt dużym wycofaniem się, jest cienka. Potrzeba czasu by zespół całościowo nauczył się jej nie przekraczać, albo przynajmniej ograniczyć to do minimum. Ale WKS już dwa razy się sparzył i musi bardzo uważać na takie sytuacje, żeby samemu nie wpędzić się w kłopoty i nie dać Araratowi uwierzyć, że odrobienie dwubramkowej straty na Stadionie Wrocław jest możliwe.

W pierwszym meczu z Ormianami, WKS awaryjnie grał na czterech obrońców, w tym dwóch środkowych, co wymusiła nagła absencja Marka Tamasa. Tym razem jednak Węgier był gotowy do gry, więc Jacek Magiera powrócił do typowego dla Śląska pod jego wodzą ustawienia na trzech stoperów. Oraz jednego napastnika, bowiem w Giumri obok siebie zagrali Erik Exposito i Fabian Piasecki. W rewanżu jednak w wyjściowej jedenastce pozostał tylko Hiszpan, a byłego króla strzelców I Ligi zastąpił Mateusz Praszelik.

WKS zaliczył iście piorunujący początek. Niespełna półtorej minuty potrzebowali wrocławianie, by zdobyć pierwszego gola. Pomógł im w tym bramkarz Araratu, który ze znanych tylko sobie powodów nie złapał niezbyt mocnego, płaskiego wgrania piłki w pole karne przez Victora Garcię. Jednak dlaczego to się wydarzyło nie obchodziło Roberta Picha, który sprezentowaną mu w absurdalny sposób futbolówkę umieścił w bramce.

Gol już na samym początku był najlepszym co się Śląskowi mogło zdarzyć. Wrocławianie znaleźli się już w niezwykle komfortowej sytuacji, bowiem aby choćby doprowadzić do dogrywki, Ararat potrzebował trzech trafień. Tymczasem to WKS szukał kolejnych goli. W 17. minucie blisko był Exposito, ale strzał Hiszpana z kilkunastu metrów świetnie wybronił Jermakow. Pomimo koszmarnej sytuacji, goście nie zamierzali jednak odpuszczać. Śląsk otrzymał od nich w przeciągu kilku minut dwa poważne ostrzeżenia. Najpierw pojedynek z Michałem Szromnikiem przegrał Serges Deble, a później po rzucie rożnym z kilku metrów fatalnie przestrzelił Edgar Malakyan.

Kolejne minuty mijały, a to Ararat robił się coraz groźniejszy. Śląsk przede wszystkim przegrywał rywalizację w środku pola, przez co Ormianie zaczęli wręcz dominować. WKS grał strasznie przewidywalnie i biernie. Kara za taki stan rzeczy była okrutna. Dwie minuty które wstrząsnęły Stadionem Wrocław, można powiedzieć. Najpierw w 40 minucie piłkę stracił Wojciech Golla, a goście wyprowadzili szybką kontrę, z zimną krwią wykończoną przez Iworyjczyka Mory’ego Kone. Zaledwie 120 sekund później najlepszy strzelec Araratu cieszył się z dubletu. Znów akcja Ormian prawą stroną, dogranie w pole karne, a tam nieupilnowany przed obrońców Kone posyła futbolówkę obok bezradnego Szromnika.

Śląsk grał w piłkę przez 20 minut, a potem… no właśnie. Co potem? Zaćmienie ciał i umysłów. WKS dał się kompletnie zdominować, sam wystawił się na cios, więc goście im przywalili i to dwukrotnie, zmniejszając stratę w dwumeczu do jednego gola. Trener Magiera musiał zorganizować swoim piłkarzom bardzo szybką pobudkę w przerwie, bo tak jak czasem w boksie koniec rundy ratuje boksera przed nokautem, tak tym razem koniec pierwszej połowy, uratował ich przed kompletnym roztrwonieniem przewagi jeszcze przed przerwą.

Po powrocie na boisko Śląsk niemal od razu ruszył do przodu, jakby chcąc zatrzeć bardzo złe wrażenie z pierwszej połowy. Co więcej, WKS podobnie jak na początku spotkania, niemal ekspresowo trafił do siatki rywali, a konkretnie zrobił to Rafał Makowski. Jednak pomocnik wrocławian pomógł sobie przy tym ręką, przez co sędzia nie uznał tego trafienia. Wrocławianie jednak wciąż napierali, by przywrócić swoją bramkową przewagę do stanu pierwotnego. Ich wysiłki przyniosły efekt w 58 minucie. Dośrodkowanie z rzutu rożnego przedłużył głową Golla, zgrywając jednocześnie do Szymona Lewkota, który nie zmarnował okazji i zdobył swojego pierwszego gola dla WKS-u.

Wrocławianie wyciągnęli wnioski z pierwszej połowy i po zdobytym golu nie osiedli na laurach. W 66. minucie było już po dwumeczu. Po dograniu Patryka Janasika w pole karne, swojego drugiego gola zdobył Pich, przenosząc piłkę nad bramkarzem, czym dobił zdaje się na dobre, umierające nadzieje Araratu. Po tym trafieniu Śląsk nie atakował już z takim impetem, ale i goście nie mieli już większych nadziei. Podwyższyć na 4:2 mógł jeszcze Exposito, ale zmarnował świetną okazję. Zamiast tego to Ararat doprowadził do wyrównania. W 90 minucie Szromnika pokonał rezerwowy Silue. Ten gol jednak zmienił tylko to, że WKS nie wygrał tego meczu, lecz triumfował w całej rywalizacji 7:5.

Co tam się w tej pierwszej połowie po 20 minutach zdarzyło to wielka zagadka. Kompletnie wrocławianom odcięło jakiekolwiek zasilanie, przez co ten mecz był emocjonujący dużo dłużej niż powinien. Aczkolwiek ostatecznie różnica jakości zrobiła swoje. Trener Magiera spisał się świetnie, ponieważ potrafił obudzić w przerwie kompletnie zamroczony zespół. W drugiej połowie, WKS zagrał przynajmniej tak jak powinien, nie dając rywalom odebrać sobie kontroli nad meczem. Śląsk ponownie ma co analizować, wciąż sporo jest do poprawy, przede wszystkim w wyjątkowo dziurawej dziś defensywie. Ale podobnie jak w Armenii, WKS był dziś skuteczny. To wystarczyło, by naprawić błędy i awansować dalej.

W III rundzie el. LKE Śląsk zmierzy się z izraelskim Hapoelem Beer Szewa, który zmiażdżył wręcz w swoim dwumeczu bułgarską Ardę Kyrdżali 6:0. Pierwszy mecz WKS-u z Hapoelem w czwartek 5 sierpnia na Stadionie Wrocław.

Śląsk Wrocław – Ararat Erywań 3:3

Gole:

1:0 – Robert Pich 2’

1:1 – Mory Kone 41’

1:2 – Mory Kone 43’

2:2 – Szymon Lewkot 58’

3:2 – Robert Pich 66’

3:3 – Yacouba Silue 90’

Śląsk: Szromnik – Lewkot, Golla, Tamas – Janasik (88. Pawłowski), Mączyński, Makowski, Garcia – Praszelik (38. Sobota), Pich – Exposito (88. Piasecki)

Ararat: Jermakow – Bravo, Prljević, Mkojan, Margarjan – Pobulić (79. Isah), Manojan (73. G. Malakyan) – Arakeljan (63. Stanojević), Deble (73. Silue), E. Malajkan (63. Hakobjan) – Kone

Żółte kartki: Lewkot (Śląsk) - Margarjan (Ararat)

Sędzia: Iwan Arwel Griffith (Walia)

Śląsk Wrocław i jego historia. Sprawdź, co wiesz o tym klubie

Śląsk Wrocław i jego historia. Sprawdź, co wiesz o tym klubie

Trwająca pandemia koronawirusa uniemożliwia kibicom Śląska emocjonowanie się meczami wrocławskiej drużyny. Skoro zatem nie można się cieszyć teraźniejszością, jest okazja zajrzeć w przeszłość i sprawdzić, ile pamiętamy z historii zmagań Trójkolorowych oraz ich byłych i obecnych piłkarzy.

Rozwiąż quiz

Oceń publikację: + 1 + 5 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1361