Sport

Emocji jak na grzybach, ale punkty zdobyte. Śląsk Wrocław pokonuje Jagiellonię Białystok

2020-10-24, Autor: Bartosz Królikowski

Nie było to wielkie widowisko, częściej raczej nieco kopanina, ale co mieli zrobić, to zrobili. Śląsk Wrocław zwyciężył u siebie z Jagiellonią Białystok 1:0 i zachował status niepokonanego na własnym stadionie.

Reklama

Mecze domowe to w tym sezonie dla Śląska wręcz odtrutka po wyjazdach. W przeciągu kilku dni WKS przejechał pół Mazowsza, notując w Płocku oraz Warszawie bolesne, aczkolwiek w pełni zasłużone porażki. Nie był to ten Śląsk, który w tym sezonie pokonywał bardzo pewnie Cracovię czy Piasta Gliwice. Czy to kryzys formy, czy typowa dla wrocławian indolencja poza własnym stadionem? To właśnie miał wykazać mecz z Jagiellonią, która jest przeciwieństwem drużyny Vitezslava Lavicki. Oni na wyjazdach radzą sobie nawet lepiej niż u siebie. Dwie dotychczasowe delegacje (z Piastem i Legią) zakończyli zwycięstwami. Śląsk do meczu przystąpił niespodziewanie osłabiony, gdyż jak się okazało, Waldemara Sobotę z gry wykluczyła choroba. Klub nie podał jeszcze do informacji publicznej czy chodzi o koronawirusa, ale nie zmieniało to faktu, że doświadczonego pomocnika w składzie zastąpił Maciej Pałaszewski. Na tym jednak zmian w składzie nie koniec. Względem meczu w Warszawie z Legią, na ławce rezerwowych zasiedli Mark TamasMateusz Praszelik, których zastąpili Israel Puerto oraz Marcel Zylla.

Atmosfera na Stadionie Wrocław była swego rodzaju znakiem obecnych czasów, gdyż widok pustych z przymusu trybun był przygnębiający i trudny do zaakceptowania, mimo iż trwa to wszystko już kilka miesięcy. Niestety w pierwszej fazie meczu piłkarze nie osładzali nikomu tej sytuacji. Oba zespoły były w nazwijmy to „piłkarskim klinczu”. Jedni i drudzy starali się grać w ataku pozycyjnym, jednocześnie nie pozwalając rywalom na rozkręcenie się. Przez to prób rozegrania czegoś ciekawszego było sporo, ale efektów i konkretów brakowało bardzo. Śląsk polegał głównie na Lubambo Musondzie, który faktycznie był aktywny, często urywał się pilnującemu go Bodvarovi Bodvarssonowi, ale niewiele z tego wynikało. Pierwszy nadający się do jakiegokolwiek odnotowania strzał oddał w 24 minucie Jesus Imaz. Jego główka zmierzała prosto w dolny róg bramki Putnockiego, ale bramkarz Śląska znakomicie obronił strzał. Udowodnił tym samym, że mecz-wpadka z Legią, to już dla niego przeszłość. Kilka minut później sam na sam z bramkarzem wyszedł Musonda. Pojawiły się jednak dwa duże ALE.

  1. Strzelił prosto w golkipera Jagiellonii
  2. Był spalony, więc nawet gdyby trafił do siatki, gol byłby anulowany

Coś w tym meczu powoli zaczęło jakby ożywać, gdyż krótko po Musondzie swoją szansę miał Erik Exposito, ale uderzył głową minimalnie obok słupka. Pod koniec pierwszej połowy równie dobrą interwencją co wcześniej Putnocky, popisał się Damian Węglarz. Golkiper Jagiellonii, zastępujący kontuzjowanego Pavelsa Steinborsa, z najwyższym trudem odbił futbolówkę po strzale głową, a jakże, Piotra Celebana. Niewiele brakło abyśmy tuż potem ujrzeli kuriozalnego samobója, gdyż jeden z obrońców Jagiellonii wybijając piłkę trafił w kolegę z zespołu i mógł się tylko cieszyć, że futbolówka poleciała nad bramką. Po rzucie rożnym groźnie na bramkę uderzył Exposito, ale znów lepszy okazał się Węglarz. Do przerwy bez bramek i trzeba powiedzieć jasno, że choć końcówka tej części meczu była nawet przyzwoita, to pierwsza połowa jako całość mogła posłużyć głównie jako kołysanka dla dzieci.

Nie wiadomo było, czy w drugiej części meczu będzie można liczyć na więcej emocji, ale Śląsk szybciutko dzisiaj zadbał, aby nie była przynajmniej bezbramkowa. W 49 minucie WKS wyprowadził zabójczy kontratak. Mateusz Praszelik oraz Erik Exposito byli w sytuacji 2 na 1 z bramkarzem Jagiellonii. Polski pomocnik miał dwa wyjścia. Albo samemu kończyć akcję, albo podać do Hiszpana, który strzeliłby na pustą. Wybrał bardziej ryzykowne rozwiązanie, czyli strzał samemu, ale wykończył to idealnie, zdobywając swojego pierwszego gola w barwach WKS-u. Po tej emocjonalnej iskrze, mecz wrócił do swej jałowej postaci. Śląsk to jeszcze potrafił jakoś zagrozić bramce Jagiellonii. Niewiele zza szesnastki pomylił się Exposito. Goście dochodzili z reguły mniej więcej do 30 metrów przed bramką Putnockiego, a potem albo sami coś psuli, albo zawodnicy WKS-u sami odbierali im piłkę. W 73. Minucie na boisku pojawił się Fabian Piasecki, a już minutę później wyszedł sam na sam z bramkarzem. Jednak napastnik Śląska skopiował Lubambo Musondę z pierwszej połowy. Po pierwsze przegrał pojedynek z Węglarzem, a po drugie sędzia odgwizdał spalonego.

WKS wraz z upływem kolejnych minut zaczął się cofać pod własną bramkę, choć przyznać trzeba że Jagiellonii też zaczęło nieco więcej wychodzić niż wcześniej. Goście coraz częściej przedostawali się z piłką w pole karne wrocławian, lecz nie byli w stanie zrobić z tym faktem niczego konkretnego. W samej końcówce goście mieli jeszcze rzut wolny, z którego poszło bardzo groźne dośrodkowanie, jednak Israel Puerto zachował zimną krew i wybił piłkę, prawdopodobnie ratując wygraną dla Śląska. Wymęczone w bólach, ale jednak trzy punkty, zostały we Wrocławiu.

Jaki ten mecz był, każdy kto oglądał widział. Sytuacji bramkowych niewiele, składnych akcji też mało, zwłaszcza w wykonaniu Jagiellonii i ogólnie jeśli ktoś zechce szukać emocji poprzez oglądanie powtórki tego meczu, to równie dobrze może jechać w Himalaje szukać yeti. Ale dla Śląska najważniejsze, że był zwycięski. Nie sposób nie pochwalić dzisiaj defensywy WKS-u, która nie pozwoliła gościom na nic. Wszystkie jakkolwiek zapowiadające się akcje Jagiellonii prędzej czy później kończyły się na dobrze ustawiających się obrońcach. Nie przysłużyło się to widowisku, ale tym razem było skuteczne. To wciąż nie był ten Śląsk, jaki mógł być, czyli grający składnie i ofensywnie. Bardziej wyszarpane to zwycięstwo niż faktycznie odniesione w dobrym stylu, ale mecze w których nie idzie, albo idzie przeciętnie, też trzeba umieć wygrać. W Płocku i Warszawie wrocławianie tego nie potrafili. Tym razem tak.

Teraz przed Śląskiem dwa tygodnie przerwy z uwagi na Wszystkich Świętych, które wypada w tym roku akurat w niedzielę. Następny mecz WKS rozegra, o zgrozo, na wyjeździe 7 listopada o 20:00 w Gdańsku z Lechią.

Śląsk Wrocław – Jagiellonia Białystok 1:0

Gole:

1:0 – Mateusz Praszelik 49’

Śląsk: Putnocky – Celeban, Puerto, Golla, Stiglec – Musonda (73. Pawłowski), Pałaszewski (90. Makowski), Mączyński, Zylla (42. Praszelik), Pich – Exposito (73. Piasecki)

Trener: Vitezslav Lavicka

Jagiellonia: Węglarz – Olszewski, Runje, Tiru (84. Tiru), Bodvarsson – Twardek (84. Wyjadłowski), Romanczuk, Pospisil, Bida (66. Lopez), Makuszewski (66. Mystkowski) – Imaz

Trener: Bogdan Zając

Żółte kartki: Stiglec (Śląsk) – Tiru (Jagiellonia)

Sędzia: Tomasz Kwiatkowski

Oceń publikację: + 1 + 7 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1308