Wiadomości

Tajemniczy Wrocław: Wrocławska Madonna cz. 3

2013-06-15, Autor: Jolanta Maria Kaleta
Na łamach naszego portalu w ubiegłym tygodniu rozpoczęliśmy nowy cykl pod tytułem Tajemniczy Wrocław. Będziemy w nim publikować fragmenty powieści znanej wrocławskiej pisarki - Jolanty Marii Kalety. Począwszy od 1 czerwca przez kolejne tygodnie na naszej stronie w każdą sobotę można śledzić losy bohaterów "Wrocławskiej Madonny". Dziś trzecia część trzymającej w napięciu powieści, której tłem jest stolica Dolnego Śląska.

Reklama

>Przeczytaj pierwszy odcinek powieści Jolanty Marii Kalety pt. "Wrocławska Madonna".

 

>Przeczytaj drugi odcinek powieści Jolanty Marii Kalety pt. "Wrocławska Madonna".

 

A oto trzecia część:

 

Dość wysoki, o nienagannej sylwetce i ciemnych włosach ksiądz wsiadł do białego Audii, z impetem zatrzaskując drzwi.

- O, kurwa! W tych zachodnich autach nie trzeba tak walić drzwiami, jak w naszych Syrenkach – przemknęło mu przez głowę, kiedy huknęły zbyt głośno.

Uruchomił silnik i powoli, ostrożnie ruszył Katedralną wprost na ulicę Sienkiewicza. Skrzynia biegów, pedał gazu i przede wszystkim hamulce działały o niebo lepiej niż w samochodach, którymi on do tej pory jeździł. Nie było tego wiele. Jedynie Warszawa, Syrenka i Nyska, ale tą ostatnią prowadził tylko raz, kiedy kierowca rozchorował się i ktoś musiał go zastąpić.* Sutannę podciągnął wysoko, aż do kolan, a mimo to przeszkadzała w prowadzeniu auta.

- Jak oni w tym mogą chodzić? – pomyślał ze współczuciem.

Z jedną ręką na kierownicy, drugą bezskutecznie usiłował rozpiąć guzik sutanny pod szyją. Miał wrażenie, że jeśli tego nie zrobi, to za moment się udusi. Po kilku minutach zmagań udało się i mógł zaczerpnąć powietrza głęboko do płuc. Na Placu Grunwaldzkim zawrócił i Szczytnicką pojechał w stronę Ostrowa Tumskiego. Zatrzymał się przed budynkiem Kurii. Wysiadając przydepnął sutannę i niewiele brakowało, a byłby się przewrócił.

- Szlag by to trafił, cholera jasna – mamrotał pod nosem, łapiąc z trudem równowagę.

Głośne przekleństwo nie wchodziło w grę. Właśnie minęły go dwie, nobliwie wyglądające panie, zmierzające wprost do Katedry na wieczorną mszę.

- Niech będzie pochwalony… – odezwały się pełne pobożnej czci.

Chwilę się zawahał. – Do diabła. Co się odpowiada? – Pomyślał zbity z tropu.

- Czy ksiądz się dobrze czuje? – spytała jedna z nich, widząc jego bezradną minę.

- Tak, tak. Oczywiście. Wszystko dobrze. Dziękuję – odparł, przybierając jak najbardziej pobożny wyraz twarzy; tak mu się przynajmniej zdawało.

- To dobrze – odparła kobieta. – Z Panem Bogiem.

- Dziękuję. To znaczy, niech będzie pochwalony... Do widzenia… – pożegnał się z lekkim ukłonem.

 

 

Spojrzały zdziwione na siebie, zmierzyły go wzrokiem i szybko oddaliły się. Co chwilę jednak oglądały się na niego i zgorszone szeptały sobie coś do ucha.

- Coś chyba popieprzyłem. Musi mnie Janek przeszkolić, bo wpadnę jak śliwka w gówno w tej sukience.

Zagarnął sutannę dwoma rękoma wysoko do góry, żeby nie wlokła się po śniegu wysypanym piaskiem i szybkim krokiem ruszył w kierunku drzwi Kurii. Ostrożnie, aby się nie potknąć, wszedł schodami na drugie piętro. Wprost do drzwi z tabliczką, na której widniał napis: Ksiądz Doktor Jan Bednarski.

 

- No i jak ci poszło – spytał ksiądz Jan, kiedy tylko Wolski wszedł do jego gabinetu.* - Fatalnie – przyznał się, siadając z impetem na krześle.

Zerwał się natychmiast, słysząc leciutki trzask materiału sutanny, którą zbyt mocno przysiadł.

- Jak ty w tym możesz chodzić? Byłbym się przewrócił ze trzy razy – pytał z lekką irytacją w głosie.

Podciągnął sutannę do góry, gestem kobiety ubranej w balową suknię i usiadł z powrotem. Tym razem obeszło się bez niespodzianek. - Lata pracy, mój drogi – zaśmiał się Bednarski. – Ale dla takiego zdolnego człowieka jak ty, wystarczy jeden dzień.

- Wierzę ci na słowo – odparł Wolski. – Natomiast samochód pierwsza klasa. Tylko trzeba z nim delikatnie. Te nasze, przy Audi, chodzą jak traktory.

- Tak to wygląda. Przewyższają nas w motoryzacji o kilka długości – westchnął z rezygnacją Jan.

- Chyba nie tylko w tym, ale zostawmy politykę. Mam jeszcze inne problemy – spojrzał na księdza lekko zażenowany.

- Jakie?

- Te wszystkie wasze „pochwalony”, „z Panem Bogiem” i tak dalej. Przyznaję się bez bicia, że nie jestem w tym biegły.

Bednarski uniósł do góry jedną brew, udając oburzenie brakiem obycia religijnego swego kolegi i machnął tylko ręką. Z kieszeni sutanny wyjął kartkę, taką zwykłą w kratkę, z zeszytu i wręczył ją Wolskiemu:

- Tu masz wszystko napisane. Co i jak. Domyśliłem się, że z samochodem sobie poradzisz, a z resztą będzie gorzej.

Wolski rzucił okiem na treść i uśmiechnął się. Już wiedział, co tak wzburzyło te dwie kobiety spotkane na ulicy.

- Janku, a ten modlitewnik, który dałeś mi kiedyś na imieniny, to nadal ma aktualne te wszystkie…wiesz… ?* Bednarski zaśmiał się, z niedowierzaniem kręcąc głową.

- Aktualne. Modlitwy nie podlegają modzie.

Ksiądz wyjął z szuflady biurka tekturową teczkę i położył przed Wolskim.

- To są twoje dokumenty i pełnomocnictwa – oznajmił.

 

Marek wziął do ręki leżący na samym wierzchu paszport i otworzył go. Na widok swojego zdjęcia w sutannie doznał dziwnego uczucia. Spojrzał na Bednarskiego, ale ten miał bardzo poważny wyraz twarzy. Również w dowodzie osobistym i prawie jazdy patrzył na niego Marek Wolski w sutannie. W rubryce „nazwisko’ wpisano : Jan Bednarski.

 

- Jak to? To pomyłka? – spytał zaskoczony, pokazując otwarty paszport księdzu.

- Nie. To nie jest pomyłka – oświadczył Bednarski. – Dostałeś moją tożsamość. Jesteśmy podobnego wzrostu, podobni z wyglądu i w tym samym wieku. Wszystkie moje dane są w dyspozycji Kościoła. Można sprawdzać do woli. W seminarium, w parafii, w Kurii i tak dalej, i tak dalej…A ty znasz je tak samo dobrze, jak swoje własne. Nie pomylisz się.

- Tak. Tylko, że ja jestem przystojniejszy – wtrącił żartem Wolski. 

- A to jest już kwestią gustu – ksiądz podchwycił żartobliwy ton. – De gustibus non est disputandum!

- No tak… – zgodził się Wolski. – O gustach się nie dyskutuje.

- Pojedziesz zatem jako ksiądz doktor Jan Bednarski, sekretarz wrocławskiej Kurii. Cel podróży będziesz musiał modyfikować odpowiednio do okoliczności. W listach polecających podaliśmy wersję o pracy naukowej na temat Świętego Bonifacego. W razie nieprzydatności tej wersji, już ty coś wymyślisz. Ja w tym czasie pojawię się w kilku miejscach jako Marek Wolski...

- Dlaczego tak? Po co?

- Gdyby ktokolwiek sprawdzał coś, to ty wszędzie zostawisz ślad jako Bednarski, a ja będę obecny w kilku miejscach jako Wolski. Dopóki ty będziesz za granicą, mnie, Bednarskiego, nikt nie może zobaczyć – wyjaśnił poważnie, a po chwili dodał ze śmiechem: – Niestety, nikt by mi nie uwierzył, że mam zdolność bilokacji jak święty Antoni.

Wraz z dokumentami ksiądz wręczył Wolskiemu kopertę. Znajdował się w niej gruby plik marek NRD-owskich i dolarów. Oprócz tego listy polecające do hierarchów kościoła katolickiego w NRD, w Dreźnie. Wolski zapatrzył się zamyślony na leżące przed nim dokumenty, które stworzyły mu nową tożsamość. Od jego sprytu i przebiegłości będzie zależało, czy niemieccy księża pomogą mu odszukać Alfreda Teppera. Jego wspólnika w kradzieży Madonny, Franza Lissnera będzie musiał znaleźć sam.

- Oczywiście nie powiesz mi skąd są te dokumenty. Wyglądają jak prawdziwe, ale przecież takie nie mogą być? – bez zbytniej nadziei spytał Bednarskiego.

- One są prawdziwe, tylko nie polskie państwo je wyrobiło.* - A które? – spojrzał kompletnie zaskoczony.

 

Kolejna część "Wrocławskiej Madonny" na naszym portalu już 22 czerwca!

 

-----

Dla autorki Jolanty Marii Kalety inspiracją do napisania powieści stało się zagadkowe, nagłośnione w 1961 roku, zniknięcie z kaplicy Arcybiskupa Wrocławskiego na Ostrowie Tumskim, cennego obrazu Łukasza Cranacha Młodszego „Madonna Pod Jodłami”, zwanego ‘Wrocławską Madonną’.

 

Przez dziesięciolecia wydawało się, że jest on dla Polski bezpowrotnie stracony. Kiedy Autorka książki w lipcu br. złożyła w wydawnictwie maszynopis powieści osnutej na tych wydarzeniach, całą Polskę obiegła sensacyjna wiadomość - do posiadania „Madonny” przyznał się Kościół Katolicki w Szwajcarii i wart kilka milionów dolarów obraz zwrócił Polsce. Czy pisarka trafnie przewidziała koleje losu i kres wędrówki obrazu? Czy przewidziała rzecz niemożliwą – jego powrót do Polski? A może wyobraźnia podsunęła Jej inne, ciekawsze niż rzeczywistość, rozwiązanie? Na to pytanie Czytelnik znajdzie odpowiedź w powieści. Śledząc losy jej bohaterów odnajdzie także odpryski głośnej operacji polskich służb specjalnych PRL-u o kryptonimie „Żelazo”.

 

Marek Wolski, wrocławski historyk sztuki, poproszony o pomoc w rozwiązaniu zagadki przez swego przyjaciela sekretarza Kurii Arcybiskupiej we Wrocławiu, bez zgody polskich władz, wyrusza na poszukiwanie zaginionego obrazu „Madonna Pod Palmami”. Poprzez Drezno i Wiedeń, ścigany przez agentów służb specjalnych, tropi wymykający się wciąż obraz. Sprawę dodatkowo komplikuje pojawienie się pięknej kobiety. Wolskiemu zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo, któremu nie może zapobiec nawet powrót do Polski.

 

Akcja powieści toczy się wartko, zaskakując bohatera i Czytelników wciąż nowymi przeciwnościami losu, z którymi musi sobie radzić wykorzystując cały swój spryt, inteligencję i urok osobisty. Tę książkę, napisaną ciekawie, soczystym, żywym językiem, z postaciami ‘z krwi i kości’, osadzoną w konkretnych realiach historycznych, czyta się przysłowiowym ‘jednym tchem’. Znajdziemy w niej i zbrodnię i przemoc i bezwzględność służb specjalnych, ale także seks, przyjaźń i prawdziwą miłość.

Oceń publikację: + 1 + 6 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (3):
  • ~Koszatka 2013-06-17
    21:31:23

    1 0

    Fajnie się czyta. Dobry pomysł z powieścią w odcinkach, tylko dlaczego nie ma ich co dzień? Kiedy drukowano powieść w prasie - lata temu - każdego dnia drukowano kolejny odcinek.

  • ~Ala 2013-06-22
    16:45:16

    1 0

    Zgadzam się z Koszatką. Powieść w odcinkach - to jest to! Jak czytam ciekawa książkę, to czasami nie mogę się opanować i zaglądam na końcowy rozdział, no i już znam zakończenie. Przy powieści w odcinkach nie ma takiej możliwości. Wiem, że się tak nie postępuję, wiem...

  • ~Piotr 2013-07-20
    18:28:37

    0 0

    pochwalam pomysł z powieścią w odcinkach. Stara dobra tradycja. I ten nasz Wrocek taki tajemniczy...

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.