Wiadomości

Tajemniczy Wrocław: Wrocławska Madonna cz. 5

2013-06-29, Autor: Jolanta Maria Kaleta
Na łamach naszego portalu rozpoczęliśmy nowy cykl pod tytułem Tajemniczy Wrocław. Będziemy w nim publikować fragmenty powieści znanej wrocławskiej pisarki - Jolanty Marii Kalety. Począwszy od 1 czerwca przez kolejne tygodnie na naszej stronie w każdą sobotę można śledzić losy bohaterów "Wrocławskiej Madonny". Dziś piąta już część trzymającej w napięciu powieści, której tłem jest stolica Dolnego Śląska.

Reklama

>Przeczytaj pierwszy odcinek powieści Jolanty Marii Kalety pt. "Wrocławska Madonna".

 

>Przeczytaj drugi odcinek powieści Jolanty Marii Kalety pt. "Wrocławska Madonna".

 

>Przeczytaj trzeci odcinek powieści Jolanty Marii Kalety pt. "Wrocławska Madonna".

 

>Przeczytaj czwarty odcinek powieści Jolanty Marii Kalety pt. "Wrocławska Madonna".

 

A oto piąta część powieści:

 

Gdy za Wolskim zamknęły się drzwi, przesłuchujący go major służb bezpieczeństwa NRD, Ernest Gerke zerwał się z krzesła i nerwowo przemierzał swój gabinet wzdłuż i w szerz.
      

- Pierdolony klecha kłamał jak z nut, a ja nic nie mogłem zrobić – mruczał do siebie. – Ten zasrany porucznik Muschke potrafi tylko rozglądać się za dupami. A Martę chyba trzeba wysłać na posterunek do Cottbus, to może tam nauczy się pracować jak należy.

 

Usiadł z powrotem za biurkiem i z szuflady wyjął notes. Miał w nim zapisane wszystkie ważne numery telefonów. Chwilę wertował kartki, po czym chwycił słuchawkę  i wykręcił numer centrali telefonicznej.
     

- Połączcie mnie z Komendą Wojewódzką Milicji Obywatelskiej we Wrocławiu, z dwójką, z kapitanem Zbyszkiem  Kwiecińskim. To w Polsce.
     

Słuchał chwilę piskliwego głosu telefonistki i nagle wrzasnął do słuchawki.
      

- Nie Breslau, kurwa, tylko Wrocław! Zrozumiano! Jeszcze tego brakuje, żeby się mój osobisty kontakt obraził przez waszą głupotę.
      

Rzucił słuchawkę na widełki i czekał bębniąc palcami po blacie biurka. Kiedy zabrzęczał dzwonek podniósł słuchawkę:
     

- Tak. Łączcie. Czekam.
- Zbyszek? No cześć! Mówi Ernest, z Drezna. Mam sprawę. W zasadzie służbową, ale do załatwienia prywatnie, bo ci moi durnie nic się nie potrafili dowiedzieć. Tak. Już mówię. Jakiś księżulo od was,  z Wrocławia, węszy po Dreźnie. Kuria arcybiskupia potwierdziła jego personalia, że niby pisze pracę naukową o świętym Bonifacym. Myślałby kto… Paszport prawdziwy, ale, kurwa, on mi się nie podoba. Wiesz, Zbyszek, ksiądz ma taki specyficzny zapach, a tego na kilometr czuć prawdziwym facetem. Nawet ogon potrafił zgubić, a dupę w łóżku wychędożył na cacy. Przez tydzień chodziła jak oczadziała.
     

Z drugiej strony słuchawki dał się słyszeć rubaszny  śmiech i Zbyszek zapytał:
     

- Jak nazywa się ten Don Juan w sutannie?
- Bednarski. Jan Bednarski, ponoć sekretarz Kurii arcybiskupiej, u was. We Wrocławiu.. Około czterdziestki.
- Nie ma sprawy. Mamy tam wtyczkę, więc w ciągu dwóch – trzech dni powinienem dać ci znać.  Wyślij telefonogram z rysopisem. I ze zdjęciem, pewno masz.  A co poza tym?
- Po staremu. To u was zmiana warty.
- O tym kiedy indziej. Żona zdrowa?
- W ciąży. A ty ożenisz się w końcu?
- Może w krótce. Poznałem fajną dupę.
- No, to powodzenia i czekam na telefon.

 

Odłożył słuchawkę i sięgnął po teczkę, na której widniał napis Operacja Wikary. Metodycznie przeglądał znajdujące się wewnątrz dokumenty.
      

- Kurwa… – zaklął pod nosem. – Nie zrobili ani jednego zdjęcia twarzy. Same plecy. Z kim ja, kurwa, muszę pracować…

     

Dwa dni później Zbyszek Kwieciński z KW MO we Wrocławiu oddzwonił do  majora Stasi, Ernesta Gerke. Esbecka wtyczka w strukturach kościoła nie dostarczyła zbyt wielu interesujących wiadomości. Ksiądz doktor Jan Bednarski rzeczywiście pełnił funkcję sekretarza w Kurii arcybiskupiej. Natomiast  nie do końca zgodne były rysopisy. Bednarski jest drobny i szczupły, żeby nie powiedzieć chuderlawy, a ten  mężczyzna przesłuchiwany przez Stasi był, co prawda tego samego wzrostu i w tym samym wieku, ale męskiej budowy, postawny. Krótko mówiąc przystojniak.
       

-  To  jednak może być kwestia gustu – zaśmiał się Zbyszek – a o tym się nie dyskutuje. Ponoć. Po drugie – kontynuował Kwieciński – Bednarski  pisze pracę na temat stosunków Państwo-Kościół w Polsce w latach 1945-1956 i żadnym świętym się  ostatnio nie interesował.
       

Po drugiej stronie słuchawki zapadła wymowna cisza.
       

- Jednakowoż – dodał Kwieciński – Bednarski złożył wniosek o paszport i go dostał. Celnicy potwierdzili, że przekroczył granicę z NRD.
- To, do kurwy nędzy – zaklął wściekły oficer Stasi – Ten chuj, co go przesłuchiwałem, to ksiądz czy nie?
- Mówiąc między nami, miałeś nosa. To fałszywka, nie ksiądz. Mój kontakt operacyjny doniósł, że w ostatnim miesiącu Kuria przygotowywała jakąś akcję, ale objęto ją bardzo ścisłą tajemnicą, a do tego Bednarskiego przychodził facet o rysopisie identycznym, jaki mi podałeś.
- A więc jednak – szepnął Gerke z satysfakcją w głosie.
- Zdejmij mu odciski palców, zrób porządne zdjęcie i  wyślij do nas – doradził   Zbyszek. –  Mamy w paszportowym fotografię prawdziwego Bednarskiego, a odciski nasz kontakt znajdzie w Kurii bez problemu. Dopiero wówczas będziesz wiedział, jakiego ptaszka złapałeś.
         

Te informacje były wystarczające, żeby Ernest Gerke wpadł w szał. Chwycił słuchawkę i połączył się z centralą:

 

- Dajcie do mnie migiem porucznika Muschke!
       

Nerwowym krokiem chodził od ściany do drzwi i z powrotem z rękoma założonymi na plecach. Pod nosem mamrotał przekleństwa. Gdy tylko w progu ukazał się młody mężczyzna w szarym garniturze, doskoczył do niego, krzycząc mu prosto w twarz:
      

- Wypuściliśmy fałszywego księdza, durniu! Przez ciebie i tę ogoloną cipę Martę !
- Ale przecież kuria potwierdziła… – bąkał Muschke
- Potwierdziła… potwierdziła…. – przedrzeźniał go. – Oni wszystko potwierdzą, żeby tylko nas wyprowadzić w pole. Oni go tutaj przysłali, rozumiecie, Muschke? I mieliby to wam powiedzieć? Tak?
- Ale… – otworzył usta, chcąc coś dodać na swoją obronę.
- Natychmiast do hotelu i przywieźć go tutaj jeszcze raz! A jeśli wam ucieknie, to mnie popamiętacie – warknął porucznikowi prosto w twarz. – Do Cottbus  na posterunek was wyślę!
      

Porucznik Muschke zbiegł ze schodów, nie zwracając uwagi na mijających go kolegów. Na wewnętrznym parkingu wskoczył do oznakowanego radiowozu z napisem VB na bocznych drzwiach i kazał kierowcy na sygnale jechać do hotelu Wasa.
     

Na miejscu byli po piętnastu minutach. Porucznik jednym skokiem pokonał trzy wejściowe schodki i dopadł recepcji:
     

- Ksiądz Bednarski u siebie czy wyszedł?
     

Portierka zbladła i zrobiła krok w tył, tak na wszelki wypadek. To, co miała do powiedzenia mogło u funkcjonariusza Stasi wywołać atak agresji.
     

- Wymeldował się dwie godziny temu… – wymamrotała zdławionym głosem.
- Dokąd?! – ryknął
- Ja nie mam prawa pytać… – bąknęła ze łzami w oczach
- Gałami przewracać i dupą kręcić umiesz, a wypytać gościa, gdzie się wybiera nie umiesz?! – wrzeszczał jej prosto w twarz, trzaskając pięścią w blat recepcji.
- Miał w paszporcie… wbitą… wizę…. do RFN i …do Austrii… – powiedziała, przełykając łzy.
- To teraz dopiero mówisz?!
     

Rzucił się do wyjścia, lecz gwałtownie zawrócił od drzwi. Chwycił słuchawkę i wykręcił numer do biura
    

- Wyjechał, skurwysyn. Albo do Austrii, albo do RFN. Ja jadę w kierunku granicy z Austrią, a  wy wyślijcie kogoś w tę drugą stronę. I niech ktoś podzwoni po przejściach granicznych!

 

Kolejna część "Wrocławskiej Madonny" na naszym portalu już 6 lipca!

 

-----

Dla autorki Jolanty Marii Kalety inspiracją do napisania powieści stało się zagadkowe, nagłośnione w 1961 roku, zniknięcie z kaplicy Arcybiskupa Wrocławskiego na Ostrowie Tumskim, cennego obrazu Łukasza Cranacha Młodszego „Madonna Pod Jodłami”, zwanego ‘Wrocławską Madonną’.

 

Przez dziesięciolecia wydawało się, że jest on dla Polski bezpowrotnie stracony. Kiedy Autorka książki w lipcu br. złożyła w wydawnictwie maszynopis powieści osnutej na tych wydarzeniach, całą Polskę obiegła sensacyjna wiadomość - do posiadania „Madonny” przyznał się Kościół Katolicki w Szwajcarii i wart kilka milionów dolarów obraz zwrócił Polsce. Czy pisarka trafnie przewidziała koleje losu i kres wędrówki obrazu? Czy przewidziała rzecz niemożliwą – jego powrót do Polski? A może wyobraźnia podsunęła Jej inne, ciekawsze niż rzeczywistość, rozwiązanie? Na to pytanie Czytelnik znajdzie odpowiedź w powieści. Śledząc losy jej bohaterów odnajdzie także odpryski głośnej operacji polskich służb specjalnych PRL-u o kryptonimie „Żelazo”.

 

Marek Wolski, wrocławski historyk sztuki, poproszony o pomoc w rozwiązaniu zagadki przez swego przyjaciela sekretarza Kurii Arcybiskupiej we Wrocławiu, bez zgody polskich władz, wyrusza na poszukiwanie zaginionego obrazu „Madonna Pod Palmami”. Poprzez Drezno i Wiedeń, ścigany przez agentów służb specjalnych, tropi wymykający się wciąż obraz. Sprawę dodatkowo komplikuje pojawienie się pięknej kobiety. Wolskiemu zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo, któremu nie może zapobiec nawet powrót do Polski.

 

Akcja powieści toczy się wartko, zaskakując bohatera i czytelników wciąż nowymi przeciwnościami losu, z którymi musi sobie radzić wykorzystując cały swój spryt, inteligencję i urok osobisty. Tę książkę, napisaną ciekawie, soczystym, żywym językiem, z postaciami ‘z krwi i kości’, osadzoną w konkretnych realiach historycznych, czyta się przysłowiowym ‘jednym tchem’. Znajdziemy w niej i zbrodnię i przemoc i bezwzględność służb specjalnych, ale także seks, przyjaźń i prawdziwą miłość.

Oceń publikację: + 1 + 6 - 1 - 0

Obserwuj nasz serwis na:

Komentarze (2):
  • ~Czytelnik 2013-06-30
    09:27:49

    1 0

    Atmosfera się zagęszcza... Czekam na kolejny odcinek

  • ~Coffe 2013-07-20
    18:36:05

    0 0

    Też czekam na kolejny odcinek, nie mam kasy na książki, więc nie kupię

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.