Sport

U siebie piękni, na wyjeździe zaś szkaradni. WKS przegrał na własne życzenie z Wisłą Płock

2020-10-18, Autor: Bartosz Królikowski

Demony przeszłości powróciły i załatwiły WKS na amen. Śląsk Wrocław po bardzo jałowym w swoim wykonaniu meczu, przegrał na wyjeździe w Wisłą Płock 0:1. To druga porażka wrocławian w tym sezonie.

Reklama

Po przerwie reprezentacyjnej piłkarze Śląska stanęli przed zadaniem utrzymania formy sprzed meczów kadry. Wszakże ich ostatni mecz ligowy z Cracovią na Stadionie Wrocław (3:1) był zdecydowanie najlepszym spotkaniem wrocławian w tym sezonie. Co nie oznacza oczywiście, że pozostałe były słabe, bo 3 zwycięstwa w 5 meczach nie wzięły się znikąd. Pomimo pogarszającej się w PKO Ekstraklasie oraz w całym kraju sytuacji z zakażeniami koronawirusem, WKS-owi udało się w trakcie przerwy uniknąć nowych zachorowań, dzięki czemu zawodnicy mogli spokojnie przygotowywać się do kolejnego meczu. To bardzo cenne w obecnej sytuacji. Nie pojawiły się też żadne nowe kontuzje, dzięki czemu przeciwko Wiśle Płock, trener Lavicka wystawił praktycznie najsilniejszy możliwy skład. Po raz pierwszy w wyjściowej jedenastce pokazał się choćby Bartłomiej Pawłowski, który wskoczył w miejsce Lubambo Musondy, który dopiero co wrócił ze zgrupowania reprezentacji Zambii.

Choć to Śląsk był zdecydowanym faworytem meczu, już na początku to gospodarzom zabrakło centymetrów do objęcia prowadzenia. Wszakże w trzeciej minucie głową w słupek trafił Angel Garcia Cabezali. Po krótkim początkowym zamuleniu, WKS szybko się przebudził i dość zdecydowanie przejął kontrolę nad meczem. Wrocławianie mieli kilka rzutów rożnych, ale najgroźniejszy był Waldemar Sobota. Grał uważnie, dynamicznie, bez strat i po świetnym dryblingu oddał celny strzał, który jednak nie zaskoczył Krzysztofa Kamińskiego. Wisła Płock z kolei polowała głównie na kontry i gdyby po jednej z nich Mateusz Szwoch zza szesnastki uderzył minimalnie celniej, Matus Putnocky musiałby wyciągać piłkę z siatki, gdyż obronić nie miał szans.

Śląsk w pierwszej połowie nie grał źle, ale brakowało im konkretnych podań w okolice pola karnego. Skrzydła praktycznie nie funkcjonowały, gdyż ani Bartłomiej Pawłowski, ani w szczególności Robert Pich niczego ciekawego nie dawali. Środek pola był z kolei zabetonowany przez Wisłę Płock. Nic zresztą dziwnego, skoro grali oni na trzech środkowych obrońców i czterech środkowych pomocników, z których Dusan Lagator bardziej przypominał kolejnego defensora. Taka taktyka gospodarzy dawała dobre efekty, gdyż ataki WKS-u rozbijały się o obrońców jak morskie fale o skały. Na dodatek płocczanie potrafili groźnie skontrować. Wykonywali mnóstwo dośrodkowań, które jednak defensywa Śląska świetnie je neutralizowała. Blisko zdobycia gola był w 38. Minucie Cilian Sheridan, jednak mając przed sobą już zasadniczo tylko Putnockiego, uderzył obok słupka. Cała pierwsza część meczu przypominała bardziej taktyczną rozgrywkę, niż otwartą bitwę, choć nie był to najgorszy rodzaj spotkania jaki można sobie wyobrazić, bo oba zespoły jednak próbowały. Ale jak dotąd bezskutecznie, gdyż do przerwy goli nie ujrzeliśmy.

Po powrocie na boisko, Śląsk znów starał się nieco aktywniej budować swoje ataki. Przycisnąć Wisłę Płock bardziej zdecydowanie. Efekty przyszły szybko, choć brakowało tego co najważniejsze. Najpierw zza szesnastki spróbował Pich, ale niewiele przestrzelił nad bramką Kamińskiego. Jeszcze bliżej w 56. minucie był Mateusz Praszelik. Po dośrodkowaniu Pawłowskiego młody pomocnik uderzył piłkę głową tzw. „szczupakiem”, ale futbolówka minęła lewy słupek bramki gospodarzy o centymetry. Ogólnie jednak druga połowa wiele się od tej pierwszej nie różniła. Oba zespoły starały się przebić przez szyki defensywne rywali, ale brakowało nieco tempa. Świetną okazję miał w 69. minucie Damian Zbozień, którego obrońcy Śląska kompletnie stracili z radaru w polu karnym. Jednak choć piłka trafiła pod nogi prawego obrońcy Wisły, jego strzał z bardzo dobrej pozycji był fatalny.

Oprócz wiatru, który hulał na remontowanym stadionie w Płocku, powiewać zaczęło także nudą. Wszakże wcześniej ataki dochodziły przynajmniej w pole karne, a z upływem czasu coraz częściej rozbijały się wcześniej. Jednak w 80. minucie przebudzili się gospodarze. Wprowadzony z ławki Patryk Tuszyński uciekł w polu karnym Golli, ale po podaniu od Zbozienia z kilku metrów nie trafił w bramkę, marnując stuprocentową okazję. Chwilę później blisko był Piotr Pyrdoł, którego uderzenie w ostatniej chwili zablokował Celeban. Jeszcze lepszą szansę miał w 84 minucie Pich. Pomocnik Śląska po rzucie rożnym dosłownie z dwóch metrów trafił w poprzeczkę, a potem dobijał jeszcze przewrotką, jednak nad bramką. Ta niewykorzystana sytuacja okrutnie się zemściła. W 87 minucie Torgil Gjertsen miał bardzo dużo miejsca przed polem karnym Śląska i wykorzystał to idealnie. Norweg oddał niezwykle precyzyjny strzał w dolny róg bramki Putncokiego, który nie miał szans tego obronić. Na kilka minut przed końcem, Śląsk wpadł w spore tarapaty.

Już w doliczonym czasie gry WKS miał świetną okazję na wyrównania. Pich wywalczył rzut wolny około 20 metrów od bramki Kamińskiego. Niestety jednak Dino Stiglec uderzył bardzo mocno, ale prosto w mur. To była ostatnia okazja wrocławian w tym meczu, który zakończył się ich niespodziewaną porażką 0:1.

Po meczu z Cracovią chwaliłem Śląsk za to, że wreszcie się nie cofają, potrafią narzucić rywalowi swój styl gry i pokazują futbol ofensywny. Tymczasem dziś w Płocku wszystkie demony wróciły. WKS nie wyglądał na drużynę, która chce trzech punktów. To był ten Śląsk, który w poprzednim sezonie wykładał się na słabeuszach pokroju Arki Gdynia. Wycofany, niepewny, nieskuteczny. Sam fakt, że przy takim nastawieniu zawodnicy Lavicki mieli swoje okazje do strzelenia gola, potwierdza tylko jak niewiele trzeba było, aby rozbić defensywę Wisły Płock. Oczywiście gospodarze zagrali bardzo dobrze taktycznie oraz w obronie. Ale trudno nie odnieść wrażenia, iż głównie dlatego że Śląsk im po prostu na to pozwolił. Wrocławianie wciąż mają problem z meczami wyjazdowymi, gdyż to właśnie wtedy pokazują swoją gorszą stronę. Ten mecz był zasadniczo kopią spotkania z Pogonią Szczecin w stolicy Pomorza Zachodniego. Brak energii, oddanie pola rywalom, gol w końcówce i porażka. Tyle że wtedy można to było usprawiedliwić sporymi osłabieniami. Teraz z kolei zawinił najmocniejszy skład i nie ma wymówek. Jeśli nie pokazujesz odpowiednio woli wygrania meczu, los cię ukarze. Wojciech Golla w przerwie meczu twierdził, że taka właśnie była taktyka na to spotkanie. No cóż, jesli Wisła Płock to druzyna, przed którą trzeba się cofać, to dalszy komentarz do tego meczu jest zbędny. Oby wyciągnęli lekcję z tej nauczki. 

Następne spotkanie Śląsk rozegra już w środę 21 października. Wtedy na stadionie w Warszawie, WKS o 18:00 rozegra zaległy mecz z Legią.

Wisła Płock – Śląsk Wrocław 1:0

Gole:

1:0 – Torgil Gjertsen 87’

Wisła: Kamiński – Zbozień, Uryga, Rzeźniczak, Obradović, Cabezali – Kocyła (67. Pyrdoł), Lesniak, Lagator, Szwoch (74. Gjertsen) – Sheridan (73. Tuszyński)

Śląsk: Putnocky – Celeban, Tamas, Golla, Stiglec – Pawłowski (71. Scalet), Sobota, Mączyński, Praszelik (71. Zylla), Pich – Exposito (63. Piasecki)

Żółte kartki: Lagator, Szwoch (Wisła) – Piasecki (Śląsk)

Sędzia: Wojciech Myć

Oceń publikację: + 1 + 3 - 1 - 1

Obserwuj nasz serwis na:

Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu www.tuwroclaw.com nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.

Najczęściej czytane

Alert TuWrocław

Byłeś świadkiem wypadku? W Twojej okolicy dzieje sie coś ciekawego? Chcesz opublikować recenzję z imprezy kulturalnej? Wciel się w rolę reportera www.tuwroclaw.com i napisz nam o tym!

Wyślij alert

Sonda

Na które polskie owoce czekasz najbardziej?







Oddanych głosów: 1301